Brytyjscy socjologowie wydłużają okres dorastania aż do 24 roku życia. Jednocześnie naukowcy dowodzą, że nasze ciała od 150 lat rozwijają się coraz szybciej. Co zatem oznacza dziś bycie dorosłym?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Pełen makijaż, dorosłe stylizacje, dorosłe rozrywki i zainteresowania w wieku 12-14 lat to już właściwie standard. Choć czasy szkolne (i krytyczne komentarze starszych pokoleń) pamiętam dość wyraźnie, przyglądając się „dzisiejszym nastolatkom” mam wrażenie, że „dojrzewają” znacznie szybciej. Aż trudno uwierzyć, że kilkanaście lat temu owocowy błyszczyk pozwalał czuć się gwiazdą szkolnej dyskoteki!
Z drugiej strony, sama dopiero kilka dobrych lat po 18. zaczynam czuć się „dorosło” i rozglądając się wśród znajomych, widzę, że wcale nie jestem wyjątkiem. A przecież my też nie raz słyszeliśmy od starszych, że „tak szybko dorastamy”! O co więc tak naprawdę chodzi z tą dorosłością?
Dojrzewanie (ciała) w przyspieszonym tempie
Jak wynika z wielu naukowych analiz, rzeczywiście dojrzewamy dziś szybciej – pod względem fizjologii. Na przestrzeni ostatnich 150 lat średni wiek pierwszej miesiączki u dziewcząt obniżył się aż o 3 lata. Podobny trend obserwowany jest u chłopców, którzy według niemieckich badaczy od połowy XIX wieku z każdą dekadą dojrzewają o ok. 2,5 miesiąca szybciej.
Co kryje się za przyspieszonym tempem natury? Specjaliści wskazują m.in. na rozwój medycyny, powszechny dostęp do opieki zdrowotnej oraz lepsze odżywianie dzieci. Jednocześnie ostrzegają, że przyczyną wcześniejszego pokwitania mogą być też typowe problemy współczesności, takie jak stres, otyłość czy narażenie na kontakt z chemicznymi substancjami, które zaburzają naturalne procesy zachodzące w organizmie.
Obniżanie wieku dojrzewania oznacza, że w życiu nastolatków szybciej do głosu dochodzą hormony płciowe, a wraz z nimi wymagające zaspokojenia popędy. Zwiększony poziom agresji, zainteresowanie seksualnością, rozwój ciekawości i skłonności do zachowań ryzykownych wśród coraz młodszej młodzieży mogą więc wynikać nie tylko z braku wzorców, negatywnego wpływu mediów czy błędów wychowawczych, ale również… z biologii. (Stąd m.in. moda na „dorosły wygląd” nastolatek, które szybciej chcą się podobać i podkreślać swoją kobiecość).
Rozwój biologiczny vs. dojrzałość społeczna
Sam fakt przyspieszonego rozwoju biologicznego nie byłby jednak problemem, gdyby nie rosnąca przepaść między jego tempem, a szybkością osiągania przez nas dojrzałości społecznej. Podczas gdy fizjologowie obniżają dolną granicę wieku dojrzewania, socjologowie zdecydowanie przesuwają do góry jego drugi kraniec. Według opinii brytyjskich ekspertów okres adolescencji wydłużył się aż do 24. roku życia! Chociaż brzmi to zaskakująco, potwierdzenia naukowych teorii nie trzeba szukać daleko.
W czasach, gdy studia stały się niemal oczywistym etapem naszej edukacji, wejście na rynek pracy opóźnia się o co najmniej kilka lat. Umówmy się, dorywcze prace podejmowane w czasie studiów nie są w stanie zapewnić stabilizacji finansowej, która pozwala ze spokojem planować kolejne życiowe kroki. Później stajemy się ekonomicznie niezależni, później opuszczamy rodzinne domy i później zakładamy własne rodziny.
Chociaż wchodzenie w nowe role społeczne (pracownika, małżonka czy rodzica) nie stanowi dziś dla nas głównego kryterium „bycia dorosłym”, trudno nie zauważyć jego związku z aktualnym obrazem dorosłości. Według badań Uniwersytetu SWPS dorosłość to dla dzisiejszych 18-29-latków przede wszystkim „umiejętność podejmowania decyzji i ponoszenia ich konsekwencji, a także rozsądek i mądrość życiowa”. Czy można zdobywać je inaczej niż właśnie poprzez branie odpowiedzialności za siebie i innych w nowych sytuacjach społecznych?
Wydłużony okres ochronny czy oddanie głosu naturze?
Co może oznaczać to wszystko dla nas i dla kolejnych pokoleń nastolatków? W związku z zaobserwowanymi tendencjami, autorzy brytyjskiego badania zasugerowali m.in. przeprowadzenie reformy polityki społecznej i wydłużenie okresu wsparcia dla młodych do 25. roku życia. Przeciwnicy tego rozwiązania twierdzą jednak, że może to prowadzić do jeszcze większej infantylizacji młodzieży, która kształtowana jest w znacznym stopniu właśnie przez społeczne oczekiwania.
Może zamiast tego, warto przyjrzeć się stanowisku fizjologów i oddać głos naturze, która nie zważając na edukacyjne wymogi czy specyfikę współczesnego rynku pracy, sama zaczyna wcześniej przygotowywać nas do dorosłego życia? Zdaniem badaczy w procesie wychowawczym nie należy ignorować tempa rozwoju biologicznego, który powinien iść w parze z rozwojem społecznym i emocjonalnym. Wymaga to jednak odpowiedniego wsparcia, zwłaszcza ze strony rodziców, którzy zamiast trzymać swoje pociechy pod rodzicielskim kloszem, powinni stopniowo wprowadzać je do dorosłego świata, wspierać ich samodzielność, budować poczucie własnej wartości i umiejętność podejmowania decyzji.
Czytaj także:
Nie chcę być jak mój ojciec/moja matka. Co robić? Rozmowa z księdzem
Odważne wejście w dorosłość
Z punktu widzenia dwudziestoparolatki, chowanej pod i tak dość elastycznym kloszem, zdecydowanie bliżej mi do opcji nr 2. Nawet jeśli kiedyś moja córka (jeżeli dane mi będzie zostać mamą) wyśmieje mnie, gdy zaproponuję jej owocowy błyszczyk zamiast pełnego make-upu, chciałabym, żeby wiedziała, że nie od tego zależy jej wartość i nie to czyni ją dorosłą. Chciałabym pokazać jej, że może mieć swoje zdanie i nauczyć ją zaufania do samej siebie, by kiedyś bez lęku potrafiła głośno powiedzieć „Jestem dorosła”.
Czytaj także:
Dlaczego „odcięcie pępowiny” jest konieczne?