Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
O tej historii nie dowiecie się z telewizji. Nie powiedzą o niej w serwisie radiowym. Nie będą o niej huczały nagłówki gazet. Nie. A wiecie, dlaczego? Bo była robiona w cichości. Bez fleszów. Prosta dziecięca wiara znów okazała się być modlitewnym orężem, który trudno porównać z czymkolwiek innym.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
– Halo, pani Ewo, mówi Emil. Dzień dobry – sympatyczny i znany kobiecie głos w słuchawce zawsze wlewał w jej serce dużo otuchy i radości. A przede wszystkim spokoju. Tego ostatniego było jej teraz doprawdy najbardziej potrzeba.
– Dzień dobry, panie Emilu. I co? Jak sytuacja? – odparła Ewa, usiłując zakamuflować w głosie szloch, który nie chciał jej opuścić już któryś dzień.
– Zgodzili się. Wszyscy.
– Panie Emilu. Nie trzeba było. Naprawdę. Jak my się wam odwdzięczymy?
– Pani Ewo. Ja nawet nie musiałem ich namawiać. Oni sami to wymyślili. A teraz przepraszam, muszę kończyć. Zaraz wychodzimy do kościoła. Wszyscy.
Chłoniak atakuje
Ten koszmar trwa już kilkanaście dni. Pierwotnie Ewa z Piotrem nie chcieli o nim nikomu mówić. Woleli raz jeszcze się upewnić. U kolejnych lekarzy. Sprawdzić diagnozę. Teraz już jednak nie ma czego ukrywać. Wszystkie badania wskazują jasno. Ich syn ma ziarnicę. Nowotwór zaatakował węzły chłonne ich ukochanego dziecka. Sytuacja pogarszała się z dnia na dzień. Ewa nie wiedziała już, gdzie szukać ratunku. I wtedy właśnie odezwał się on. Pan Emil.
Był katechetą w szkole, do której uczęszczał syn Ewy i Piotra. Znał sytuację, gdyż po kilku tygodniach nieobecności w szkole nauczyciele i uczniowie zaczęli się po prostu dopytywać. To nie mogło dłużej tak trwać. Rodzicie postanowili nie owijać w bawełnę. Powiedzieli prawdę. Ich syn był w stanie krytycznym. Potrzeba było cudu.
Koledzy i koleżanki z klasy byli głęboko poruszeni tą historią. Postanowili wziąć sprawy w swoje ręce.
Razem do kościoła
– Panie Emilu, a może byśmy wspólnie modlili się za naszego chorego kumpla? – zaproponował któregoś dnia wydelegowany przez klasę uczeń.
– Świetny pomysł – reakcja katechety nie mogła być inna. – Zacznijmy może od razu.
– Ale nie tutaj, nie na lekcjach – zaoponował chłopiec. – Chcielibyśmy po szkole chodzić razem z panem do kościoła i tam wspólnie modlić się w tej jednej intencji.
Pan Emil zamarł. Znał te dzieciaki od lat. Pomimo ich licznych wad i psot, jakich się dopuszczali, bardzo lubił prowadzić dla nich lekcje religii. Czegoś takiego się jednak nie spodziewał. Teraz nie miał już wyjścia. Takiej propozycji nie wolno mu przecież odmówić.
Tego dnia po szkole wszyscy wspólnie poszli do kościoła. I tak też będzie przez następne. Jeśli była msza, brali w niej udział. Jeśli nie, po prostu modlili się w ciszy. Chcieli być razem. Chcieli pomóc swemu koledze, który potrzebował ich teraz jak nigdy wcześniej.
Chodzili do kościoła codziennie przez cały szkolny tydzień. Ich zapał wcale nie wyczerpał się po pierwszym tygodniu. Wprost przeciwnie. Drugi rozpoczęli dokładnie w ten sam sposób. I trzeci…
Waleczne serca
Wtedy stał się cud. W sposób niewytłumaczalny chłopiec stanął na nogi. Po chorobie nie było już śladu. Wspólnotowa modlitwa dzieci ze szkoły podstawowej dała niesamowitą moc. Dzieci wspólnie z katechetą i rodzicami chorego chłopca wymodlili dla niego cud.
O tej historii nie dowiecie się z telewizji. Nie powiedzą o niej w serwisie radiowym. Nie będą o niej huczały nagłówki gazet. Nie. A wiecie, dlaczego? Bo była robiona w cichości. Bez fleszów. Prosta dziecięca wiara znów okazała się być modlitewnym orężem, który trudno porównać z czymkolwiek innym. I ta ich niczym nieprzymuszona decyzja. Żeby zamiast grania na PlayStation, zamiast kopania piłki, zamiast wizyty w kinie – żeby zamiast tego wszystkiego po prostu razem się pomodlić. Bo wspólny kolega prawdziwie cierpi.
Bóg wysłuchał modlitwy dzieci. A ja wysłuchałem kolejnego niezwykłego świadectwa. Tym razem męstwo dziecięcych serc z pewnej podwarszawskiej szkoły podstawowej. I jest mi z tym znacznie, znacznie lepiej. Bo widzę, że można.
Czytaj także:
Modlitwa za własne dzieci. Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo może pomóc
Czytaj także:
Świętego Ignacego droga do uzdrowienia. 5 etapów
Czytaj także:
Został uzdrowiony za wstawiennictwem świętych pastuszków z Fatimy. W Polsce daje świadectwo