separateurCreated with Sketch.

5 kroków do unieważnienia siebie

UNIEWAŻNIANIE SIEBIE
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Marzena Erm - 09.11.18
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Centralny Ośrodku Nacisku – knebluję ci usta. Zamknij się. Nie jesteś tu po to, żeby mnie wspierać. Sio. Powołuję nowy rząd: Centralny Ośrodek Wsparcia i Akceptacji. Będzie uznawał moje stany emocjonalne, troszczył się o moje dobro, przypominał mi, że jestem równa i że zasługuję oraz że moje potrzeby są ważne.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

10 dni zajęło mi przejście z Porto w Portugalii do Santiago de Compostela w Hiszpanii. W czasie pielgrzymki zrobiłam około 400 tys. kroków. 5 z nich było tymi, które nie prowadziły mnie szlakiem Świętego Jakuba, ale szlakiem unieważniania siebie. I te 5 kroków byłam w stanie zrobić w ciągu jednej tylko godziny.

 

Krok pierwszy: Nieuznanie tego, że jestem osłabiona i potrzebuję odpoczynku

Przechodzę przez las. Jest 35 stopni Celsjusza. Mam na sobie ciężki plecak załadowany ekwipunkiem na całą wędrówkę, wybity palec w nodze, skręconą kostkę i grypę. Już od dawna czuję, że powinnam przerwać tę podróż, że robię sobie krzywdę, jednak kiedy tylko zaczynam dopuszczać do siebie myśli o rezygnacji z prawie trzystukilometrowej wędrówki, szybko ustawiam się do pionu: nie przesadzaj, nie z takimi trudnościami ludzie przechodzą Camino de Santiago. I tak oto po przejściu kilkudziesięciu tysięcy kroków zrobiłam właśnie ten jeden szczególny – pierwszy krok do unieważnienia siebie: Moja słabość się nie liczy. Nie jojcz, tylko ciśnij dalej.

 

Krok drugi: Umniejszenie traumy, której doświadczyłam

No więc idę. Tak zarządził mój Centralny Ośrodek Nacisku. Słyszę za mną warkot silnika samochodowego, schodzę więc bardziej na krawędź leśnej ścieżki. Samochód wyprzedza mnie i zajeżdża mi drogę. Kierowca – rosły i korpulentny mężczyzna – wysiada z pojazdu, przywołuje mnie, ściąga spodnie i zaczyna się masturbować. Myślę – ekshibicjonista. Odwracam się więc i idę w przeciwnym kierunku. Jeszcze nieprzerażona, ale już w dużym stresie oglądam się za siebie i widzę – idzie za mną.

Zaczynam biec, a on przyśpiesza. Ucieczka trwa zapewne kilkanaście sekund, ale ja czuję, jakbym biegła już bardzo długo. Mężczyzna w końcu się zatrzymuje i wraca do samochodu. Nie wiem, czy po to, żeby do mnie podjechać czy żeby poczekać na mnie za następnym zakrętem. Jestem w ogromnym napięciu.

Wysyłam siostrze pośpiesznie SMS-a z moją lokalizacją. Tak na wypadek, gdyby coś mi się stało. Piszę jej pokrótce o sytuacji i komentuję: ale spokojnie, nic się nie stało. A później refleksja – nic się nie stało? Na pewno? Sytuacja zagrożenia gwałtem to nic?

 

Krok trzeci: Lekceważenie swoich uczuć

Kieruję się do wyjścia z lasu. Nie zapowiada się, żeby dewiat wrócił, ale mam oczy dookoła głowy i wzdrygam się przed każdym szelestem liścia. Myśli o tym, co mogłoby się stać, gdybym miała mniej szczęścia pałaszują mi głowę.

Idę z duszą na ramieniu, szybko się jednak napominam: „nie ma się czego bać, krzywda ci się nie stała, nie przesadzaj, wyolbrzymiasz”. Innymi słowy – nie masz prawa czuć tego, co czujesz. Przestań czuć.

 

Krok czwarty: Nieuznawanie płaczu i przeżywania słabości

Udało mi się w końcu bezpiecznie wyjść z lasu, ale myśl o tym, że nie mam przy sobie niczego, czym mogłabym się obronić w przypadku ataku, skłoniła mnie do podjęcia decyzji o wyposażeniu się w nóż. To najprostsze co mogłam znaleźć w wiosce, w której się znalazłam, niestety, na znalezienie tu jakiegokolwiek sklepu nie mogłam liczyć.

Weszłam do przydrożnej knajpy. Za barem zobaczyłam młodego mężczyznę, który wyglądał na godnego zaufania. Racjonalnie i na chłodno opowiedziałam mu o tym, co mnie spotkało w lesie i spytałam, czy mógłby sprzedać mi nóż, którym mogłabym się obronić, bo się boję, że tego zboczeńca jeszcze spotkam.

Mężczyzna, który – kiedy weszłam – przywitał mnie z uśmiechem i radością nagle spochmurniał, spojrzał na mnie z ogromną troską i czułością, a na jego twarzy zobaczyłam to, czego nie można było zobaczyć na mojej: szok, przejęcie, niepokój i zafrasowanie. Powiedział, że bardzo mi współczuje, że to straszne, że taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, że się boi o moje bezpieczeństwo, że powinniśmy zadzwonić na policję, że ten facet może tu przecież gdzieś być, że to mała wioska.

I ja zobaczyłam to całe jego przejęcie, te jego współczujące oczy, zmarszczone zatroskaniem brwi i rozpłakałam się. W końcu. Nareszcie. Odrzuciłam nakazy i zakazy, które wcześniej do siebie wystosowywałam: „weź się w garść, musisz być twarda, nie rozklejaj się” i po prostu przeżyłam autentycznie.

Zobaczyłam w tym mężczyźnie to, co miałam w sobie stłumione, nie przyjęte, unieważnione. Mój lęk, moje napięcie, mój smutek. Dzięki empatii barmana mogłam dostrzec to, czemu nie dawałam prawa się ujawnić. Zatrzęsłam się, zapłakałam, przeżyłam całym ciałem to, co się stało. Uważniłam swój stan.

 

Krok piąty: Przekonanie, że nie warto, żeby ktoś się fatygował, udzielając mi pomocy

Barman dał mi nóż, o który prosiłam. Składany i za darmo. Przyjechała policja. Złożyłam zeznania, a barman tłumaczył mój angielski na portugalski, którym posługiwali się policjanci. Zgodziłam się wejść do radiowozu i pokazać policjantom, gdzie miało miejsce zdarzenie.

Już po wszystkim policjanci zaproponowali mi podwózkę do schroniska albo do jakiegokolwiek miejsca, w którym odpocznę i będę bezpieczna. Zdecydowanie – chciałam odpocząć i poczuć się bezpieczna. Propozycji nie przyjęłam… Centralny Ośrodek Nacisku lobbował „dasz sobie sama radę, oni mają na pewno ważniejsze zajęcia niż wożenie ciebie”. Ruszyłam w dalszą wędrówkę.

 

Nie jestem ważna

To było 5 kroków do unieważnienia siebie, do założenia z góry, że inni są ode mnie ważniejsi, że ich sprawy są pilniejsze, że ja mogę poczekać, że moje potrzeby mogą nie zostać zaspokojone, że dam sobie radę sama, że nie mogę być słaba, że muszę wziąć się w garść, zacisnąć zęby. Jednym słowem: nie jestem ważna.

Centralny Ośrodku Nacisku – knebluję ci usta. Zamknij się. Nie jesteś tu po to, żeby mnie wspierać. Sio. Powołuję nowy rząd: Centralny Ośrodek Wsparcia i Akceptacji. Będzie uznawał moje stany emocjonalne, troszczył się o moje dobro, przypominał mi, że jestem równa i że zasługuję oraz że moje potrzeby są ważne. No, cześć!


BRIDGE
Czytaj także:
Akceptacja siebie nie wyklucza próby stawania się lepszym.


SZTUKA ODPUSZCZANIA
Czytaj także:
Sztuka odpuszczania – kiedy poddanie się jest zwycięstwem


KOBIETA ZA GAŁĄZKĄ
Czytaj także:
Jak się do siebie zwracasz? Usłysz to, co do siebie mówisz

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.