Ostatecznie największe konsekwencje naszych rodzicielskich decyzji poniesie dziecko. W drugiej kolejności my. I zostaniemy z tym sami. Konsekwencji nie poniesie za nas guru z internetu, nie poniesie nawet najbardziej zagorzała doradczyni z forum internetowego, ani nasza entuzjastyczna w swej dobrej wierze sąsiadka czy kuzynka.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Nie ukrywam, że do napisania tego tekstu skłoniła mnie ostatnia fala medialnych doniesień i suma wcześniejszych przemyśleń. Odra, witamina C, szczepienia, NOPy… Nie będzie to jednak żadne medyczne tłumaczenie którejkolwiek ze stron konfliktu, żadne przedstawianie oficjalnych stanowisk, żadne rozkładanie na czynniki pierwsze jakichkolwiek argumentów. Nie prowokuję do takich dyskusji, ale mam nadzieję, że ten zbiór moich doświadczeń i przemyśleń skłoni do pewnych wniosków, a przede wszystkim skłoni do myślenia.
Pani dr „zakaźnik”
Na studiach, w ramach tak zwanych zajęć klinicznych, mieliśmy kilkutygodniowy blok w szpitalu zakaźnym. Młoda asystentka-rezydentka, która prowadziła moją podgrupę, okazała się entuzjastką swojej dziedziny. Nie wiem jak reszta, ale ja słuchałam jej z zapartym tchem. Pozwoliła mi doświadczyć trzech „przypadków”, które mimo upływu lat wciąż doskonale pamiętam. Zrobiły na mnie piorunujące wrażenie.
#1 Przypadek kliniczny
Kilkuletnia dziewczynka. Spektakularne zmiany po powikłanej ospie – i nie mam wcale na myśli wysypki czy szpecących blizn. Zaburzenia chodu i czucia po przebytej neuroinfekcji. Fascynujące i przerażające zarazem, bo pierwszy raz widziałam wtedy na żywo to, w co do tej pory mogłam tylko wierzyć na podstawie mądrych książek.
#2 Czarny zeszyt
Mały, niepozorny zeszycik w czarnej okładce. Napis na pierwszej stronie głosił „Zeszyt zgonów na oddziale pediatrycznym w 1956 roku”. Może to był jednak 1958? Tego już dokładnie nie pamiętam, ale dokładnie pamiętam te pożółkłe kartki. Na każdej z nich wypisane ręcznie po 4-6 nazwisk, wiek i przyczyna zgonu. Na każdej minimum jedno, a zazwyczaj trzy, cztery z krótką notką: krztusiec.
#3 Wykład o HIV
Prowadząca opowiada o symptomach, podaje dane, możliwości leczenia. Przerywa na chwilę planowy słowotok, z inną nutą w głosie zadaje pytanie.
“Wiecie państwo, wszyscy się boją tego HIV, to wciąż temat tabu. A właśnie uświadamiam państwu, że nie jest wcale taki straszny, prawda? A jak myślicie, jaki jest najgroźniejszy wirus naszych czasów?”.
Z sali padają domniemani winowajcy. Może wirus zapalenia wątroby typu C? Może HPV?
“Nie, proszę państwa, nic z tych rzeczy. Najgroźniejszym wirusem jest wirus niewiedzy. Powtarzał mi to pewien profesor i im dłużej pracuję, tym bardziej widzę, jakie to prawdziwe. Nic nie straciło na aktualności od wielu, wielu lat”.
Epidemia
Dożyliśmy czasów, w których studenci mogą sprawdzić, czy wykładowca nie gada bzdur w czasie rzeczywistym. Nasze dzieci za chwilę albo już od dawna, mają dostęp do internetu – bazy takich informacji i danych, których kiedyś nie dostarczyłaby nawet najlepsza biblioteka.
Mamy też powszechną i darmową edukację. Jak to możliwe, że niewiedza (rozumiana nie tylko jako brak wiedzy, ale również jako po prostu mylne, zafałszowane informacje), może być najgroźniejszą epidemią XXI wieku?
Wiedza na wagę złota
W szkole uczymy dzieci, że pantofelek ma rzęski (konia z rzędem temu, komu ta informacja na serio przydała się do czegoś więcej niż rozwiązania hasła w krzyżówce), a zupełnie lub prawie zupełnie nic o tym, jak weryfikować źródło informacji. Jak wyszukiwać, gdzie szukać rzetelnych danych? Jak sprawdzać wiarygodność autorytetu w danej dziedzinie?
Ponoć już Józef Piłsudski powiedział: „Nie wierz wszystkiemu, co znajdziesz w internecie…”. Mogą tam być nie tylko niesprawdzone informacje, pomówienia czy niewinne kłamstewka. Mogą tam być również „fake newsy”, pseudonaukowe bełkoty, plotki, oskarżenia i cała masa innych narzędzi, służących celowej i przemyślanej manipulacji.
Ostatecznie zostaniemy sami
Ostatecznie największe konsekwencje naszych rodzicielskich decyzji poniesie dziecko. W drugiej kolejności my. I zostaniemy z tym sami. Konsekwencji nie poniesie za nas guru z internetu, nie poniesie nawet najbardziej zagorzała doradczyni z forum internetowego ani nasza entuzjastyczna w swej dobrej wierze sąsiadka czy kuzynka.
Ostatecznie zostaniemy sami, sam na sam z odpowiedzialnością, sumieniem i przemyśleniami, co mogliśmy zrobić lepiej, czy dało się czemuś zapobiec, komu należało wierzyć, komu ufać i kogo słuchać.
Czytaj także:
Tomasz Rożek: Nauka rządzi się zupełnie innymi prawami niż wiara [wywiad]
Czytaj także:
Antybiotyki w mięsie: specjaliści biją na alarm
Czytaj także:
Choroby dzieci – jak przetrwać trudny czas?