Nie spodziewałem się, że taką lekcję męstwa może dać pogrzeb. Że teraz, gdy znów będę wpadał w pułapkę poczucia wstydu czy nieśmiałości z powodu bycia mężczyzną wierzącym, będę mógł przywołać sobie ten dzień. Gdy naocznie przekonałem się o niezwykłych owocach życia faceta, który się nie wstydzi.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
To wraca cały czas. Ciągle. Nieustannie. Poczucie swego rodzaju niższości. Nieprzystawania do tego świata. Mężczyzna modlący się publicznie? Wymawiający w poważnym towarzystwie słowo „Bóg”? Albo o zgrozo, należący do jakiejś katolickiej wspólnoty? Modlący się na różańcu, a do tego czasem proponujący to innym? Przecież to takie „niemęskie”.
Dużo inaczej patrzy się przecież na tych wszystkich spełnionych zawodowo, ubranych w garnitury, dowcipnych, o prawdziwie umięśnionej sylwetce. Mimowolnie to oni wydają mi się być ideałem męstwa. I cały czas potrzeba mi nawracania się z tego rodzaju myślenia. Cały czas potrzeba mi takich sytuacji, jak ta wczorajsza.
Kościół był pełen ludzi. Miejsce dla rodziny jak zawsze najbliżej, tuż za trumną. Dalej krewni. Przedstawiciele bractw, do których należał. Ludzie ze wspólnoty. Ciało świętej pamięci Jacka leżało w drewnianej zamkniętej trumnie. Wokół roztaczała się atmosfera modlitwy. Panowie z domu pogrzebowego donosili kolejne kwiaty, a ludzie odmawiali w intencji zmarłego różaniec. Nie chcieli zostawić go teraz samego. Dał im przecież swym życiem tak wiele.
21 listopada obchodzimy Dzień Życzliwości!
Materiał reklamowy
Czego się wstydzić?
Wtedy do kościoła weszli oni. Najbliżsi. Elegancka starsza pani. Jak podejrzewam żona zmarłego. Za nią mój znajomy, syn. Z żoną i dziećmi. Obok niego weszła do kościoła córka świętej pamięci Jacka. I tu coś zaczęło mnie zastanawiać. Najbliższy dla nich człowiek odszedł ledwie kilka dni temu. A żadne z nich nie płacze. Żadne z nich nie ma wypisanego na twarzy nieludzkiego cierpienia, które tak często gości na naszych twarzach, gdy żegnamy w kościele najbliższych nam ludzi.
Nie, tutaj było inaczej. Tutaj był pokój. Niewysłowiony. Nie wiem, może to już moja interpretacja. Ale w pewnej chwili miałem nawet wrażenie, że mój znajomy delikatnie się uśmiecha. Ma jasną twarz. Jest pewny. Wie, że wszystko idzie tak, jak iść powinno. Wedle ściśle określonego planu. Przyznam, że w pierwszej chwili nic z tego nie rozumiałem.
Pojąłem dopiero podczas homilii. Gdy kapłan wyjaśnił zebranym, kim był świętej pamięci Jacek, o którego zbawienie właśnie się modliliśmy. O tym, że codziennie z żoną przychodzili do tego kościoła na mszę. O tym, że należał do kółka różańcowego. Że był w Ruchu Rodzin Nazaretańskich. Że należał do rycerzy Jana Pawła II. Że w całości oddał się Bogu. Że dla niego było to tak oczywiste, tak naturalne, że przez głowę nie mogło mu przejść, aby czegokolwiek się wstydzić. Bo niby czego?
Pewność i oczekiwanie
No właśnie. Niby czego? Sam zacząłem się zastanawiać. Czego facet żyjący wiarą i nie wstydzący się tego miałby się wstydzić? Dlaczego bezustannie daję się tej pokusie zwodzić? O co tu chodzi? Dlaczego tylu z nas uważa to za faux pas? Nie wiem…
Wiem za to coś innego. Że ten człowiek, którego ciało tu leży, był przez całe życie gotowy. Wybrał najlepszą cząstkę. Patrząc perspektywą wiary, ten był prawdziwym mężczyzną. A wiecie, skąd ta pewność? To bardzo proste. Z owoców, jakie dało jego życie. I które właśnie w tej chwili oglądam.
Pokój w oczach syna. Ten ledwo dostrzegany uśmiech w kącikach ust. Ten spokój, gdy prosił o zaśpiewanie „Bogurodzicy”. To przecież nie wzięło się znikąd. Świętej pamięci Jacek swoim życiem przygotował najbliższych do chwilowej rozłąki. „Chwilowej”, bo wszyscy oni – o tym jestem przekonany – mocno wierzą, że to tylko rozłąka. Że niedługo się zobaczą. Bo czymże jest nasze życie w perspektywie wieczności, jeśli nie chwilą właśnie?
Koniec wstydu
Podczas kazania ksiądz wspomniał jeszcze o jednym elemencie życia świętej pamięci Jacka. O tym, że wszystko, co planował, próbował robić z żoną. O tym, że wspólnie ustalali wyjazdy, razem planowali wyjścia, przyjmowanie gości, udawanie się w gościnę. Że tam nie było „ja”, tam było wyłącznie „my”.
I być może również stąd ten spokój na twarzy tej wdowy. Ona wie, że skoro Bóg zdecydował o zakończeniu ziemskiej wędrówki jej męża, to najwidoczniej tak właśnie miało być. I to jest najwidoczniej najlepsze rozwiązanie.
Nie spodziewałem się, że taką lekcję męstwa może dać pogrzeb. Że teraz, gdy znów będę wpadał w pułapkę poczucia wstydu czy nieśmiałości z powodu bycia mężczyzną wierzącym, będę mógł przywołać sobie ten dzień. Gdy naocznie przekonałem się o niezwykłych owocach życia faceta, który się nie wstydzi.
Czytaj także:
Piękna modlitwa przez męskie, góralskie łzy
Czytaj także:
Ta prośba dzieci wprawiła katechetę w prawdziwe zdumienie! I stał się cud!
Czytaj także:
Prezent ślubny prosto z nieba! Nie mogłem się tego spodziewać…