Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
„Pod koniec życia wyznał spowiednikowi, że miał łaskę usłyszeć słowa Chrystusa z krzyża, kiedy modlił się w kościele. Późniejsza tradycja mówi, że były to słowa: Bądź cierpliwy aż do śmierci, a dam ci koronę życia” – mówi s. prof. Adelajda Sielepin ze Zgromadzenia Sióstr Świętej Jadwigi Królowej Służebnic Chrystusa Obecnego, których jednym z patronów jest bł. Michał Giedroyć.
Bł. Michał Giedroyć – arystokrata z niepełnosprawnością
Aleteia: Bł. Michał przychodzi na świat w pierwszej połowie XV w. Na Litwie. W książęcym rodzie Giedroyciów.
Adelajda Sielepin: Rzeczywiście Michał pochodził z rycerskiego rodu, można by powiedzieć, z ówczesnej arystokracji. Ale ważniejszy wydaje się fakt, że Michał żył na Litwie dopiero co schrystianizowanej i należy do pionierów chrześcijaństwa na tej ziemi.
Jest chyba jedynym rodowitym litewskim świętym z tego okresu, którego znamy z imienia, bo Kazimierz Królewicz, który jest tak bardzo tam czczony i pochowany w wileńskiej katedrze, pochodził przecież z Polski, wychowany pod wpływem kultury zachodniej. Mówi się, że Kazimierz jest darem Polski dla Litwy, a Michał darem Litwy dla Polski. Troszcząc się dziś o jego kult w jakimś sensie spłacamy dług za perłę, która została nam dana zupełnie za darmo.
Michał był człowiekiem chorym, z niepełnosprawnością.
Chorował już we wczesnym dzieciństwie. Choroba zostawiła trwały ślad w niedowładzie stopy, dlatego musiał chodzić o kulach. Miał więc przeszkodę fizyczną, ale i zapewne wynikające z tego ograniczenia, by jako jedyny syn odważnie kontynuować tradycje i oczekiwania rodu zarówno w stanie rycerskim, jak i w odpowiedzialności za dobra ziemskie.
Ale już od najmłodszych lat był postrzegany w swojej rodzinie jako osoba niezwykle duchowa i lgnąca do Chrystusa, był bowiem wychowany w wierze chrześcijańskiej, należąc do trzeciego pokolenia ochrzczonych.
Ewangelizator bez wychodzenia z domu
Co wiemy o jego młodości spędzonej na Litwie?
Rodzice widząc jego dyspozycje, byli skłonni posłać go do zakonu, ale on się przed tym wzbraniał, bo jako niepełnosprawny nie chciał być obciążeniem dla wspólnoty. Nie prosił nawet o przyjęcie, obawiając się odmowy. Pozostał w domu, ale był wierny swojemu powołaniu – jakby konsekrowany w sercu. Wiele godzin poświęcał modlitwie. Możliwe, że przez swoją ułomność nie chciał za bardzo udzielać się społecznie i towarzysko, a to jeszcze bardziej koncentrowało go na Jezusie i sprawach wewnętrznych. Bardzo wcześnie odkryto jego życiową mądrość i wielu przychodziło do niego po rady i to inni niejako wyrywali go z odosobnienia.
Jego pierwszy biograf odnotował, że wykonywał ręcznie naczynia do przenoszenia Najświętszego Sakramentu.
Prawdopodobnie w drewnie rzeźbił przepiękne niewielkie puszki służące kapłanom do przenoszenia wiatyku chorym. Na tak wczesnym etapie chrystianizacji kraju, z którego pochodził, świadomość wagi takiej posługi jest niezwykła. Jako kaleka sam dobrze wiedział, Kto jest najlepszym Pocieszycielem i Kto jest chorym najbardziej potrzebny – Jezus, którego przynosi ksiądz.
Bł. Michał dla Boga zostawił wszystko
Co w takim układzie skłoniło go, żeby wstąpić do zakonu?
Nadal powołanie! Miał wtedy około 40 lat. Widocznie wtedy już nawet kalectwo przestało być dla niego przeszkodą powstrzymującą przed realizowaniem woli Bożej. W tym czasie okoliczny klasztor białych augustianów, kanoników od pokuty, wizytował generał zakonu z Krakowa. Michał w swojej prośbie był tak żarliwy, a zarazem bardzo prosty, że przełożony przyjął go w szeregi braci i zabrał do Krakowa.
Michał chciał dla Boga zostawić wszystko – rodzinę, majątek, kontakty, a nawet ojczyznę. W tamtych czasach raczej nie zdarzało się przyjmowanie do klasztorów osób niepełnosprawnych, a tym bardziej umieszczanie ich w klasztorach z dala od rodzinnych domów. Osobowość Michała musiała niezwykle mocno wpłynąć na generała, że od razu wyraził zgodę.
W Krakowie zaczął studiować teologię na Akademii, ale nie chciał zostać kapłanem.
Poprosił o to, by zostać zakrystianinem. Tak widział swoje miejsce w Kościele, taka była wizja jego misji – najpokorniejszy z pokornych u stóp Jezusa Ukrzyżowanego, blisko ołtarza i Eucharystii, do której przygotowywał i pewnie służył.
Prowadził bardzo surowe życie – niektórzy biografowie piszą, że pokutował w ten sposób za lata niewiary swoich przodków. Czuł po prostu wielką ekspiacyjną odpowiedzialność za swoich rodaków.
Zakrystianin wśród krakowskiej elity
Bł. Michał żyje w czasie, który nazywany jest „felix saeculum Cracoviae” – szczęśliwy wiek Krakowa.
Chodzi o około 40 świątobliwych mężów żyjących w drugiej połowie XV w., ale tylko sześciu z nich wymienia się zawsze lub ukazuje na obrazach, byli to: profesorowie teologii Jan Kanty i Izajasz Boner (augustianin), Świętosław Milczący – penitencjarz z kościoła Mariackiego, kapłani i duszpasterze Stanisław Kazimierczyk i Szymon z Lipnicy oraz właśnie Michał Giedroyć.
Co w takim gronie robił prosty zakrystianin?
Dzięki studiom na Akademii Krakowskiej znał Jana z Kęt, a przez niego tych pozostałych. Niektóre źródła podają, że pomagał Janowi Kantemu – mógł nawet prowadzić coś w rodzaju dzisiejszych ćwiczeń do wykładu profesora. Michał bez wątpienia był bardzo inteligentny – wszystkie życiorysy podają, że odznaczał się „niezwykłą bystrością i żywym usposobieniem”. Spotykali się rzadko, a wtedy umacniali się wzajemnie w świętości, wspólnie się modlili, cieszyli się swoją obecnością – to było po prostu ewangeliczne braterstwo.
Co należało do obowiązków Michała w kościele św. Marka?
To co dziś należy do obowiązków zakrystianina – utrzymanie porządku w kościele, przystrojenie ołtarza, przygotowanie paramentów do sprawowania liturgii czy szat dla kapłanów. Michał w swojej skromności poprosił o przygotowanie dla niego małej celi poza klasztorem, na dole, z wejściem od podwórza, żeby był cały czas blisko Najświętszego Sakramentu. Swoją świętością ściągał ludzi do kościoła św. Marka. Był znany przez wszystkich, o czym świadczą tłumy na jego pogrzebie.
Bł. Michał Giedroyć – roztropny cudotwórca
Posługiwał charyzmatem proroctwa i uzdrawiania.
Ale był w tym bardzo roztropny. Gdy zorientował się, że ludzi interesują cudowności i znajomość przyszłości bardziej niż sam Bóg, powstrzymał się dla ich dobra mówiąc, że lepiej będzie, gdy zaufają Chrystusowi i będą Mu posłuszni.
Siostry w jednej ze swoich modlitw mówią o nim, że „spełniał rzeczy małe w wielki sposób”.
Całe jego życie na tym polegało – zawsze wykonywał niepozorne prace, a nawet zastępował innych, gdy była taka potrzeba. Wszystkie małe rzeczy robił z miłością, z poczuciem ogromnego sensu i woli Bożej, nie oszczędzając się w niczym, co było widać w jego wielkiej gorliwości.
Ale im bardziej starał się ukryć, tym bardziej Bóg go wydobywał. To pokazuje także papieska decyzja o uznaniu go za błogosławionego. Wydawało się przecież, że nikt nigdy nie doprowadzi tej sprawy do końca.
Średniowieczny ojciec Pio
Spełniła się obietnica, którą usłyszał od Chrystusa na krzyżu.
Tak, pod koniec życia wyznał spowiednikowi, że miał łaskę usłyszeć słowa Chrystusa z krzyża, kiedy modlił się w kościele. Późniejsza tradycja mówi, że były to słowa: „Bądź cierpliwy aż do śmierci, a dam ci koronę życia” (Esto patiens usque ad mortem et dabo tibi coronam vitae).
Znamy jakieś inne cudowne wydarzenia z życia albo po śmierci Michała?
Listy cudów są bardzo obszerne. Porównałabym bł. Michała do św. ojca Pio. Te cuda były wielkie – od uzdrowień, przez nawrócenia aż po wskrzeszenia w kilku przypadkach, za jego życia i po śmierci.
Co współczesnym mówi dziś średniowieczny święty?
Michał świadomie chciał w swoim życiu zrobić miejsce Chrystusowi. Poza tym jego wiara była bardzo prosta i autentyczna. Co to znaczy? Wszystko postawił na Jezusa i to było wystarczające – żadnych zasług nie chciał przypisywać sobie, czy tym bardziej czegoś zawdzięczać komuś. W okresie, kiedy żył, zwłaszcza jeszcze na Litwie, gdzie chrześcijaństwo się dopiero szerzyło, nie mógł liczyć na wsparcie duchowych kierowników.
My dziś jesteśmy rozpieszczani pod względem formacji, możemy wybierać, szukać czegoś bardziej adekwatnego dla nas, bardziej oryginalnego. Ale czy szukamy w tym Chrystusa czy nieraz duchowego lub psychicznego komfortu? Michałowi wystarczał tylko Chrystus, taki, jaki On jest naprawdę – czasem bez wdzięku (jak mówi prorok Izajasz), a czasem oblubieńczy, darzący nas miłością. Reszta nie ma znaczenia – czy się wykłada na katedrze, czy omiata się kościół – tylko Chrystus. Bł. Michał jest wzorem wiary bezinteresownej, a to jest aktualne i konieczne zawsze. Miłość, która nie szuka swego, dlatego serce z krzyżem.