Treningi prowadzi na elektrycznym wózku inwalidzkim. W trakcie meczów podpiera się laską. Potrafi żywiołowo reagować, motywować zespół. Nie poddał się chorobie, która niszczy jego organizm. Oto Oscar Tabarez, szkoleniowiec piłkarskiej reprezentacji Urugwaju.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Jest absolutnie nietypowy: trochę szaleniec, a na pewno twardziel o analitycznym umyśle. Oscar Tabarez na dobre zapisał się w historii urugwajskiego futbolu, nie tyle jako piłkarz, ale jako selekcjoner – czterokrotnie wprowadzał drużynę narodową do Mistrzostw Świata i za każdym razem udawało mu się awansować do fazy pucharowej.
Tabarez był przeciętnym piłkarzem, zaś trenerem jest nietypowym. Jego karierę można opisać za pomocą sinusoidy – pełna była wzlotów i upadków. Nie to jest jednak w Tabarezie najciekawsze. Najbardziej interesujące jest jego specyficzne podejście do piłkarzy, oryginalny – delikatnie mówiąc – życiowy autorytet oraz wytrwała walka z poważną chorobą.
Gryzoń i nauczyciel
2014 rok, mundial w Brazylii. Ulice pełne są roztańczonych kibiców i protestujących związkowców. Miłośnicy futbolu w Południowej Ameryce nie wiedzą już sami, czy żyć nadzieją na mistrzostwo świata brazylijskiej reprezentacji czy walczyć o pieniądze potrzebne do życia. Jest 24 czerwca, 79. minuta meczu Włochy-Urugwaj w Natal, na Arenie Das Dunas.
Znakomity urugwajski napastnik, Luis Suarez, podczas przepychanki w polu karnym z czołowym włoskim obrońcą, Georgio Chiellinim zatapia swoje imponujące siekacze w ramieniu rywala. Ten odpłaca mu ciosem wyprowadzonym z łokcia, wymierzonym prosto w brzuch. Dwie minuty później obrońca Urugwaju, Diego Godin strzela gola i Urugwaj zwycięża, awansując do fazy pucharowej.
Sędzia nie zauważył „zajścia” między dwójką piłkarzy, ale po meczu rozpętało się prawdziwe piekło. Najpierw odprawiono sąd nad Suarezem. FIFA wymierzyła mu karę czterech miesięcy zawieszenia. Obraz z niecodziennego ataku zębami na Chielliniego ogląda cały świat. Nie ma zatem innego wyjścia – szkoleniowiec urugwajskiej reprezentacji, Oscar Tabarez, musi zabrać głos. I… bierze w obronę swojego piłkarza. Ocenia, że kara jest zbyt surowa i wskazuje na niezbyt czyste intencje FIFA, choć, oczywiście, Suarez nie zachował się właściwie.
Oto właśnie Tabarez skondensowany w drobnej pigułce. Zawsze maksymalnie skupiony na drużynie, nieposzukujący tanich usprawiedliwień, ale świadomy, jak wiele dobra można wyprowadzić nawet z najbardziej kryzysowych sytuacji. Kara zawieszenia dla Suareza okazała się dla Urugwaju bardzo dotkliwa, wszak bez czołowego napastnika drużyna przegrała w 1/8 finału brazylijskiego Mundialu z Kolumbią. Jednak Tabarez patrzył szerzej. Wiedział, że swoim zachowaniem buduje autorytet i posłuch wśród piłkarzy.
Choć nigdy nie był wybitnym kopaczem, a przed tym, jak wybrał trenerski fach pracował jako nauczyciel wuefu, piłkarze w kolejnych klubach, które prowadził zachwycali się jego metodami i osobowością. Potrafi budować drużynę, a kto zna historię futbolu ten wie, iż jest to nierzadko większa sztuka niż stworzenie skomplikowanego systemu taktycznego.
To dlatego reprezentanci Urugwaju nazywają go „El Maestro” czyli „Nauczyciel”. Jest w tym odrobina przewrotności, ale przede wszystkim – wielki szacunek. Bo Tabarez umie być dla piłkarzy surowy, ale też umie traktować ich po ojcowsku. W ekipie Urugwaju nie brakuje marudnych gwiazdorów o kanciastych charakterach. A jednak każdy z nich – Godin, Cavani czy Suarez – wypowiadają się o szkoleniowcu z wielką rewerencją.
Twardy rewolucjonista
W swoim postępowaniu Tabarez pozostaje konsekwentny. Jeśli każda przeciwność i niewygoda może zbudować zespół, to dlaczego nie miałaby też pomóc ciężka choroba? W 2016 roku urugwajski trener dowiedział się, że choruje na zespół Guillaina-Barrego. To choroba autoimmunologiczna, w trakcie przebiegu której układ odpornościowy atakuje osłonkę nerwów, doprowadzając do ich uszkodzenia. Nie jest to wyrok śmierci. Wielu udaje się wyzdrowieć, za sprawą leków i odpowiedniej rehabilitacji.
Jakie są rokowania dla Tabareza? Trudno powiedzieć, wiele zapewne zależy od wytrwałości organizmu 71-latka i skuteczności leczenia. Jedno jest pewne – choroba na co dzień poważnie utrudnia mu pracę. Kończyny drętwieją, więc trener nie może się samodzielnie poruszać. W trakcie meczów nie rozstaje się z kulą, a treningi prowadzi na elektrycznym wózku inwalidzkim. Gdy w trakcie meczu Urugwaj-Egipt, podczas tegorocznego rosyjskiego mundialu, drużyna Tabareza strzeliła zwycięską bramkę, ten zapomniał się na moment i omal nie wypadł z ławki, chcąc wyskoczyć na murawę bez laski.
O tym, kiedy Tabarez zakończy karierę z powodów zdrowotnych, media spekulują od dawna. On tymczasem doskonale zdaje sobie sprawę, że jego walka z chorobą działa także motywująco na drużynę. Nie chce przestać. Po ostatnich Mistrzostwach Świata podpisał kontrakt do 2022 roku. Na pytania o chorobę nie odpowiada. Milczy jak zaklęty. Piłkarze z boku obserwują jego determinację, na ekranach telewizorów śledzi ją cały świat.
Tabarez pozostaje twardzielem. Twardzielem ze skazą, bo na co dzień motywuje go do działania biografia jego idola, Ernesto Che Guevary. Nie wiadomo, co zachwyca Urugwajczyka w historii tego argentyńskiego zbrodniarza. Może ujmuje go jego fałszywa legenda – romantyka, walczącego w imieniu uciśnionego ludu? A może fantastyczny obraz niezłomnego rewolucjonisty i romantyka? Krwawy rewolucjonista stał się przecież autorytetem wielu ludzi o lewicowych poglądach, a o takie w Ameryce Południowej nietrudno. Tabarez przyznaje się do nich jawnie. I chyba świadomie, bo kocha filozofię i historię. Podobno na ścianie swojego pokoju ma wypisany cytat ze swojego idola: „Musisz się stawać coraz twardszym, nie tracąc czułości”.
Twardziel Tabarez spogląda więc w przyszłość. I buduje własną legendę. Na boisku i na rehabilitacyjnych salach.
Czytaj także:
„Góral” z Bydgoszczy. Jak piłka ratuje życie?
Czytaj także:
Wzruszająca scena po meczu amp futbolistów. “W trakcie rzutów karnych klęczał i modlił się”
Czytaj także:
Kaplica na Camp Nou? Niezmiennie od lat!