Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Historia rorat
Msza roratnia swoją nazwę bierze od pierwszych słów rozpoczynającej ją antyfony, które po łacinie brzmią: Rorate caeli desuper (w wolnym tłumaczeniu: Spuśćcie rosę, niebiosa). Jest to msza wotywna „o Najświętszej Maryi Pannie w Adwencie”.
Tradycja jej sprawowania wywodzi się z wczesnego średniowiecza (być może z późnej starożytności chrześcijańskiej). Uroczystość Zwiastowania Pańskiego obchodzono wtedy 18 grudnia (tydzień przed Bożym Narodzeniem, a nie jak dziś 25 marca – 9 miesięcy przed uroczystością Narodzenia Pańskiego).
Mszę świętą, której teksty liturgiczne poświęcone są Matce Bożej, polecano odprawiać przez ostatni tydzień Adwentu. Z czasem przyjęło się odprawianie jej przez cały ten okres.
Między normą liturgiczną a zwyczajem
Mszał nie precyzuje, o jakiej porze należy celebrować tę mszę świętą, co oznacza, że można odprawiać ją zarówno wczesnym rankiem, późnym wieczorem, jak i w samo południe. Kiedy się komu podoba.
Gwoli ścisłości można też dodać, że mszał nic nie wie o śpiewaniu w trakcie tej mszy hymnu Chwała na wysokości. I tu wchodzimy już w dziedzinę zwyczaju.
Zwyczajowo sprawowano msze roratnie w porze przedświtu. Miało to tę piękną symbolikę, że w trakcie jej trwania wschodziło słońce symbolizujące Chrystusa. I tak oto Pan zastawał swój lud „czuwający na modlitwie”.
Biorąc pod uwagę datę wynalezienia i upowszechnienia żarówki, tudzież wprowadzenia elektryczności do świątyń, warto zauważyć, że zapalanie światła podczas hymnu Chwała na wysokości nie jest bynajmniej wielowiekową tradycją.
Wędrowanie do kościoła z zapalonym lampionem lub wracanie z nim do domu to także dodatek „okołoliturgiczny”, choć niezaprzeczalnie posiadający swoje piękne znaczenie (które jednakowoż warto małym i większym „latarnikom” objaśnić).
„Event” zwany roratami i o co tu tak naprawdę idzie
Pewnie, że nasze tradycyjne roraty to swego rodzaju „event” religijno-duchowy, w którym norma liturgiczna i obyczaj funkcjonują na niemal równych prawach. Pewnie, że nie warto (a nawet nie należy. Choćby dlatego, że to niewychowawcze) wszystkiego podporządkowywać wygodzie uczestników (uczestnictwo w roratach nie jest do zbawienia koniecznie potrzebne).
Ale, jak zawsze, warto zastanowić się, co tu jest naprawdę istotne. Pora, o której odprawimy mszę świętą, czy to, że uczestnictwo w tej mszy jest znakiem naszego oczekiwania na przyjście Chrystusa?
Jesteśmy ludźmi. Ludzie potrzebują znaków, które przemawiają do ich wyobraźni i wrażliwości. Kilka wieków temu dużo mniej osób spieszyło się do szkół i do pracy. Dziś być może warto przystosować znaki do sytuacji, w jakiej funkcjonujemy – także w wymiarze lokalnym (konkretnej parafii).
Istotne jest to, żeby te nasze roraty były rzeczywiście pięknym wydarzeniem liturgicznym skupiającym swoich uczestników na Oczekiwanym, a nie festynem rozpraszających „atrakcji towarzyszących”.
Garść ciekawostek
Do Polski roraty zawitały w XIII wieku. W Poznaniu wprowadzono je ponoć na prośbę księcia Przemysława I, a w Krakowie na prośbę świętej Kingi, żony Bolesława Wstydliwego.
W połowie XVI wieku roku król Zygmunt I Stary dla ufundowanej przez siebie kaplicy w katedrze na Wawelu uzyskał przywilej odprawiania w niej codziennie (przez cały rok na okrągło, z wyjątkiem Wielkiego Piątku) mszy roratniej.
Schola „rorantystów” zapewniająca tej mszy oprawę muzyczną przetrwała prawie do końca wieku XIX (choć msze ustały zdecydowanie wcześniej).