Zastraszanie odmową miłości przynosi jedynie krótkotrwałe efekty. Naprawdę dziecko, którego rodzic mówi: „Zawsze będę cię kochać”, zyskuje dla swojego rozwoju zupełnie inne zaplecze i inną motywację.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Niedługo dzieci będą czekały na Świętego Mikołaja. Będą pisały listy i wyglądały przez okno, pełne nadziei, że istnieje ktoś, kto potrafi spełniać dziecięce marzenia. Niestety, przy tej okazji niektórzy rodzice dostają do ręki narzędzie dyscyplinujące. Jeśli dziecko będzie niegrzeczne, mają władzę Mikołaja odwołać. Wystarczy powiedzieć, że nie przyjdzie.
Szantaż
Jest coś strasznego (i zarazem infantylnego) w stwierdzeniu, że osoba, na którą dziecko ufnie czeka, po prostu strzeli focha albo odda prezent komuś innemu. Szkoda, że rodzice używają postaci świętego do własnych celów – tam, gdzie nie radzą sobie z uzyskiwaniem współpracy z dzieckiem albo chcą łatwo osiągnąć efekt posłuszeństwa. Zagrozić, że najbardziej wyczekiwany święty dzieciństwa nie przyjdzie z prezentem – jest potężnym szantażem.
Niestety, w sezonie przedświątecznym pozostają dalsze narzędzia tego typu. „Aniołek (Gwiazdor, Dzieciątko – tu wiele opcji, w zależności od regionu i tradycji własnego domu) nie przyniesie ci nic pod choinkę”. I wreszcie najgorsze: „Pan Jezus do ciebie nie przyjdzie”. Bo byłeś niegrzeczny. Bo kłóciłaś się z bratem. Bo nie posprzątałeś zabawek. Bo złościłaś się w sklepie.
Ukryta przemoc
Nóż mi się w kieszeni otwiera, gdy myślę o przemocy ukrytej w takich słowach. Myślę ze smutkiem o obrazie Boga i wyobrażeniu o świętości, jaka kształtuje się w małym, delikatnym człowieku, który słyszy od rodziców kłamstwo, a zasługuje, by usłyszeć prawdę. „Pan Bóg cię kocha zawsze”. „Nigdy nie przestanie cię kochać i cieszy się, że przyjdzie do ciebie”.
Posługując się groźbami tego typu, wychowanie redukujemy do poziomu „zachowań dziecka”, nie zaś do spotkania z nim w znacznie głębszej sferze: przeżyć, potrzeb, wartości.
Niestety, modele wychowywania oparte na wycofywaniu miłości i akceptacji są dobrze ugruntowane także i poza świętami. Niepotrzebny jest już wówczas Święty Mikołaj czy nawet Pan Jezus, w którym rodzic umieści własną wściekłość na dziecko i użyje ich jako narzędzie zasłużonej kary. Rodzice dysponują tą bronią na co dzień, mówiąc dzieciom o tym, że sami przestaną je kochać.
Wycofanie miłości
Ma to różne warianty. „Zostawię cię tutaj samą i nigdy nie wrócę”. „Oddam cię temu panu”. „Sprzedam cię w sklepie”. „Oddam cię do domu dziecka”. „Znajdę sobie inne, grzeczne dziecko”.
Takie komunikaty są ogromnie destrukcyjne i wstrząsające dla dziecka – tym bardziej takiego, które akurat się złości, płacze czy przeżywa inne trudne dla niego samego emocje, z którymi zupełnie nie umie sobie poradzić (i bardzo potrzebuje dorosłego, który pomoże mu swoim spokojem). Dla dziecka więź z rodzicami jest najbardziej pierwotna i najważniejsza na świecie – życiodajna w każdym sensie. Dorosły jest osobą, od której zależy jego życie. Zaczynając od fizycznego przetrwania, kończąc na bezpiecznej przystani ramion, które obronią przed zagrożeniami tego świata. Porzucenie to koniec życia.
Nie straszmy dzieci!
Przez groźby porzucenia czy odebrania miłości dziecko uczy się, że na miłość musi dopiero jakoś zasłużyć, a jego prawo do istnienia nie jest czymś całkiem oczywistym. Uczy się, że nie ma prawa do błędu, ani nawet do wsparcia, gdy czegoś jeszcze nie potrafi. Rodzic staje się w takim układzie kimś, kto jedynie egzekwuje pożądane zachowania, nie zaś tym, kto pomaga dziecku rozwijać kompetencje, by mogło radzić sobie coraz lepiej w rozmaitych codziennych sytuacjach.
I wreszcie – zastraszanie odmową miłości przynosi jedynie krótkotrwałe efekty. Naprawdę dziecko, którego rodzic mówi: „Zawsze będę cię kochać”, zyskuje dla swojego rozwoju zupełnie inne zaplecze i inną motywację.
Dzięki miłości i obecności przy nim rodzica – może uczyć się strategii radzenia sobie dosłownie ze wszystkim. Ze złością, bałaganem, zazdrością, a także z wielkimi i niemożliwymi do spełnienia marzeniami i potrzebami, jak chęć posiadania najdroższej zabawki ze sklepowej półki. Dzięki miłości mamy i taty, która nie zniknie (a oni sobie nie pójdą!), buduje z nimi więź, na której można opierać piękną, rozwijającą i satysfakcjonującą dla obu stron współpracę.
Nie straszmy dzieci. Mikołajem, Panem Bogiem i tym, że sobie pójdziemy. Nigdy.
Czytaj także:
Mikołaju, czego chcesz od dzieci?
Czytaj także:
Wychowanie kijem do wiary
Czytaj także:
Wychowanie przez krytykę – motywuje czy podcina skrzydła?