Gorącym (nomen omen) tematem w środku zimy jest jak zwykle smog i zanieczyszczenie powietrza, więc trzeba powiedzieć, że kiedyś…. bywało dużo gorzej!
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Niestety, wielki rozwój techniczny, jaki spotkał Europę w XIX i XX wieku niekoniecznie postępował równomiernie ze świadomością ekologiczną. Ludzie przez długie lata nie zdawali sobie sprawy ze spustoszenia, jakie mimowolnie czynią dla środowiska i swojego zdrowia, co doprowadzało wielokrotnie do klęsk ekologicznych, przy których nasz zimowy smog to naprawdę małe piwo.
„Wielki Smog”
Sam smog zresztą był jednym z głównych zabójców w dawnych czasach. Najsłynniejszy z nich, związany z gwałtownym ochłodzeniem, w 1952 roku zabił w Londynie około 12 tysięcy ludzi w ciągu zaledwie 4 dni. Wiązało się to przede wszystkim z masowym paleniem w przydomowych piecach węglem bardzo kiepskiej jakości. Niestety, mimo wprowadzania w następnych latach proekologicznych rozwiązań zdarzały się jeszcze zimy, gdzie z powodu powikłań związanych ze złym stanem powietrza potrafiły zginąć w Anglii tysiące osób.
„Wielki Smród”
Również Londyn jest miejscem kolejnej wielkiej klęski, tym razem nie z powodu powietrza, a katastrofalnego stanu wody w Tamizie. Miało to miejsce blisko sto lat wcześniej, w 1858 r. i przeszło do historii jako „Wielki Smród”. W tamtych czasach nie było czegoś takiego jak planowanie przestrzenne, była za to masowa migracja ludności do miast. Tysiące ludzi, którzy przyjechali za lepszym życiem do miasta generowało nie tylko masowe ścieki komunalne, ale także dynamiczny rozrost zakładów przemysłowych, które w tamtym czasie bez żadnych ceregieli spuszczały wszystkie nieczystości do rzeki. Tej samej, z której potrafiono czerpać wodę do picia… Efekt? Kilkanaście tysięcy trupów z powodu cholery, duru brzusznego, czerwonki i innych chorób związanych z nieczystościami oraz zapach, który momentami uniemożliwiał nawet pracę brytyjskiego Parlamentu.
Czytaj także:
Niebezpieczeństwo czaiło się wszędzie. Zabójcze zagrożenia, które wydają się nieprawdopodobne
Wielkie wylesianie
Wbrew pozorom cywilizacja dawniej wpychała się w dużo bardziej niedostępne dla człowieka tereny niż dzisiaj. Świadczy o tym choćby wskaźnik lesistości, który przed II wojną światową prezentował się zdecydowanie gorzej niż dzisiaj. Wiązało się to z ekspansywną gospodarką, która w drzewach widziała przede wszystkim tanie źródło opału albo materiał budowlany. Puszcze w Grecji i na półwyspie Apenińskim pod topór poszły już w starożytności! W skrajnym momencie, po II wojnie światowej w Polsce jedynie 20,8% powierzchni kraju była pokryta lasem. Dziś ten wskaźnik jest niemal o połowę wyższy i wynosi blisko 30%. Niestety, także dawne akcje nasadzeniowe w miejsce wykarczowanych lasów były przeprowadzone nierozważnie, przez co aż do dnia dzisiejszego leśnicy borykają się z problemami stąd wynikającymi.
Wielka rzeź
Miliony sztuk – tyle bizonów żyło na amerykańskiej prerii w XVIII wieku. 541 osobników – tyle przetrwało pod koniec XIX wieku. Niewiele lepiej było u nas, w Europie. Na zachodzie już w średniowieczu wybito wszystkie tury, w Polsce ostatni padł w 1627 roku. Tylko cudem udało się przetrwać I wojnę światową małej grupce żubrów, która ostała się zresztą w niewoli. Mimo pewnych ograniczeń stosowanych już przez średniowiecznych władców, nasi przodkowie kompletnie nie rozumieli, na czym polegała racjonalna gospodarka łowiecka, przez co o całkiem licznym gronie gatunków mówimy dziś wyłącznie w czasie przeszłym.
Czytaj także:
Kościół, ekologia i polski węgiel. Rozmowa z abp. Skworcem
Czytaj także:
„Smog zabija”. List polskich biskupów o ekologii