O tym, że dieta nie ma być kolejnym krzyżem czy też pustym głodem w życiu człowieka, mówi Marek Zaremba, autor bestsellerowych książek łączących duchowość ze zdrowym odżywianiem.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Łukasz Kaczyński: Trwa czas postanowień noworocznych związanych ze skupianiem się na swoim ciele, a zwłaszcza z dietami. Jak dobrze zacząć taką pracę?
Marek Zaremba: Chrześcijanin musi wziąć pod uwagę, że jego ciało po grzechu pierworodnym ma dwie natury – jedną, która sobie lubi dogadzać i drugą o charakterze pokutnym. Aby wrócić na właściwy tor Bożej dyscypliny, także żywieniowej, trzeba poddać głębszej refleksji to, że dziś człowiek wierzący częściej wchodzi na wagę, niż zgina kolana do modlitwy.
Poza tym popadamy też w obsesje dietetyczne, a zdrowe odżywianie staje się powodem przejadania się, nawet ekologicznymi produktami. Trzeba więc zawsze pamiętać, żeby odkrywać nową miarę.
To znaczy?
Najlepszym noworocznym postanowieniem w tych hedonistycznych czasach będzie stwierdzenie: „Szukam właściwej miary i umiarkowania”. Nie chodzi przecież o to, żeby rezygnować ze wszystkiego i męczyć się z kolejną dietą. To nie ma być kolejny krzyż w naszym życiu. Po wielu latach konsultacji dietetycznych widzę, że wiele osób popada w takie skrajności.
A powinniśmy przede wszystkim szukać w odżywianiu radości i pokoju. Nie patrzeć restrykcyjnie na to, co zjem, ale ile zjem, bo obecnie często chorujemy z przejadania się. Jemy za dużo, byle jak, nie błogosławimy posiłków. A przecież przy stole można nawiązać bardzo osobistą relację z Bogiem – w chwili zatrzymania się, podziękowania za dar i za to, że w ogóle mogę zjeść.
A my niejednokrotnie szukamy ultrazdrowej diety, kombinujemy i wybrzydzamy na talerzu, zapominając, że co dwie minuty w czasie naszego posiłku umiera ktoś z głodu. Są pewne wartości duchowe, które trzeba podsycać i nie tylko pytać, co człowiek wie na temat odżywiania, ale co mówi o tym Pismo święte. Pamiętajmy o odżywianiu także ducha, bo to z niego, a nie z brzucha, bierze się odporność człowieka.
Więc źle podchodzimy do samego jedzenia?
Tak, dzisiaj zaburzony jest rytm życia i jedzenie stało się wręcz sensem naszego życia czy też rozrywką. A nie ma w tym nic złego, kiedy spotykamy się przy posiłku, rozmawiamy, przebaczamy czy szukamy pojednania. Jednak dzisiaj często wybiegamy dalej i sięgamy po wyszukaną fuzję smaków, zapominając o wartościach, które są najważniejsze.
Co więc trzeba zrobić, by nasze postanowienia noworoczne dotyczące odżywiania były sensowne? Mamy podjąć dietę czy post?
Uważam, że lepiej eliminować niż dodawać. Bo najczęściej nasze problemy wyzwalają nawyki. One są jak utarte ścieżki czy strefy komfortu, w których się świetnie czujemy. Współczesny człowiek nie zadaje sobie prawie w ogóle trudu, żeby z czegoś zrezygnować. Całą swoją energię przeznacza na to, żeby sobie dogadzać. Więc to pierwsze postanowienie – odradzać w sobie kulturę postu, umiarkowania i zadać sobie pytanie: „Po co mi ten detoks? Czego chcę doświadczyć?”.
Żeby to nie był pusty głód, kolejna walka czy następna improwizacja w naszym życiu. Trzeba pamiętać, żeby ten detoks czy post nie był skierowany tylko na nasze ciało, ale żeby towarzyszyła mu jakaś intencja. Czasem też post od słowa jest bardziej skuteczny niż od słodyczy, bo okazuje się, że potrafimy sobie odmówić czekoladki, ale rujnujemy naszą relację w domu, bo jesteśmy kłótliwi i nie potrafimy przebaczać. Post jest właśnie tym narzędziem, którym możemy sobie z tym doskonale poradzić.
A co, jeśli jedyną motywacją do wejścia w post jest tylko zrzucenie kilku kilogramów?
Nie ma w tym nic złego. Odchudzanie się jest wpisane we współczesną kulturę. Takich nadmiarów kilogramów, jak mamy współcześnie, jeszcze nigdy nie było i to dążenie do tego, żeby schudnąć, jest mądre. Jest parę takich pomocnych wskazówek. Z punktu widzenia dietetycznego trzeba rozważyć ograniczenie węglowodanów na kolację. Trzeba pamiętać, że chudniemy i grubniemy w nocy podczas snu. Tkanka tłuszczowa przybiera, kiedy niewłaściwie łączymy pokarm.
Można zrezygnować z owoców, ze słodyczy, z chleba, makaronu czy ryżu na poczet białka, tłuszczu i warzyw, najlepiej tych zielonych. Wtedy poziom insuliny nie skacze gwałtownie i organizm dzięki temu może podczas snu spalać nawet 70 gram tłuszczu. Do tego powinna dojść poranna gimnastyka oraz dotlenianie się. Często przejadamy się słodyczami, bo mamy za mało kwasów tłuszczowych i za mało tlenu.
Trzeba pamiętać, że przesyt i pragnienie, szczególnie na produkty, od których tyjemy, czyli węglowodany i słodycze to niedobór pewnych pierwiastków. Trzeba więc zadbać o kuchnię detoksykacyjną, zrezygnować z pewnych rzeczy i zwiększyć aktywność. Sama dieta może nie wystarczyć.
Często mówi się, że zmianę nawyków żywieniowych wzmacnia „detoksykacja emocjonalna”, czyli mądre podchodzenie do pracy, rozrywki czy rozwoju duchowego.
Niezmiernie ważne jest uporządkowanie regeneracji i snu, który ma ogromny wpływ na nasze wybory. Jeżeli jesteśmy zmęczeni, sfrustrowani, brakuje nam cierpliwości i koncentracji, to nasz organizm natychmiast chce otrzymać dopalacz w postaci wyregulowania takich hormonów jak dopamina czy serotonina. To są hormony związane również z jedzeniem.
Trzeba pamiętać, że serotonina w dużej mierze tworzy się w jelicie grubym i jeśli ono nie funkcjonuje dobrze, to mimo że się przejadamy, brakuje tego hormonu. A odpoczynek i regeneracja zapewnia nam rozwijanie życia wewnętrznego i nie zapychanie duchowej pustki i nudy życiowej jedzeniem.
Post jest zatem drogą do sytości w Bogu. Mam radość z odmawiania sobie i mam też radość w tym, że najem się do syta. To jest właśnie mądrość Ewangelii, bo św. Paweł często o tym wspominał: „Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”.
Ta droga postu musi być ukierunkowana na Chrystusa i być przy tym wzmocniona dobrym ustawieniem i proporcjami między pracą, rozrywką, rozwojem duchowym i regeneracją. Hierarchia i priorytety są tu niezmiernie ważne. To są złote reguły św. Hildegardy, która podkreśla, że sen i regeneracja jest podstawą naszego powrotu do zdrowia.
Do postu potrzeba więc wiary i łaski?
Chrystus pościł przez 40 dni i wskazał nam tę drogę. Post powinien przynieść konkretne owoce. On zaczyna się tam, gdzie się kończy dieta, bo jest skierowany na Boga. Skupiamy się nie na sobie, ale na Bogu, jako lekarzu naszych słabości. A w diecie to my jesteśmy w centrum.
Nasze kilogramy, skóra czy jakość włosów. I trzeba wciąż sobie zadawać pytanie czy jest w tym jakaś głębia. Jeszcze raz podkreślam, że nasze dbanie o ciało nie może być tylko pustym głodem – trzeba go podejmować świadomie i z Bogiem, bo wtedy zmienia wewnętrznie człowieka i wszystkie przestrzenie, które otaczają go na co dzień.
A pan jak często pości i co przynosi post w pana życiu?
Poszczę raz w tygodniu, co daje około 40 dni postu w roku i ponad rok postu przez 10 lat. Nie patrzę na to w kontekście tylko mojego ciała, choć niewątpliwie na nie wpływa, ale ofiaruję go Bogu. Święty Paweł zachęcał nas, byśmy swoje ciała oddawali na świątynię miłą Bogu i by On mógł dokonać w nich zbawczego dzieła. Post dał mi konkretne uzdrowienie w moim życiu – nauczył pokory, stale tępi moją wewnętrzną pychę.
Nasz dom rodzinny nie jest polem agresji, bitwy czy kłótni, ale to było często po mojej stronie. Uzdrowił moje małżeństwo i relacje z bliźnimi. Przez swoje słowo podczas postu, które bardziej trafiało do mego serca, Bóg pokazał mi, że tylko zmiana mnie samego może dać mi szczęście. To stawanie się najmniejszym, zdanie sobie sprawy ze swojej kruchości – że bez jedzenia i Bożej łaski nie możemy funkcjonować – było bardzo orzeźwiające. To szkoła zwłaszcza dla faceta. Mężczyzna-chrześcijanin powinien pościć, szczególnie patrząc na Boga, który szatana i jego kuszenie pokonuje właśnie postem. Post uczy, że nie zwyciężamy poprzez naszą moc, intelekt czy układy, lecz przez pokorę, milczenie i modlitwę.
Powiedzieliśmy już, czym kierować się na początku zmian nawyków żywieniowych. Jaką dietę jednak wybrać potem?
Są trzy takie programy. Pierwszy z nich to zbożowo-warzywna dieta w postaci kuchni ciepłej, której przykładem jest jaglany detoks. Drugi, warzywno-owocowy jest nieco bardziej ekstremalny – może bowiem wprowadzać już w 2 dobie trwania nasz organizm w odżywianie endogenne i czerpanie energii z chorobotwórczych przestrzeni w naszym organizmie. Jednak trzeba z nim uważać, bo niemądrze zastosowany może przynieść więcej szkód niż korzyści.
Trzeba odkrywać własną miarę przy tym i modlić się o rozeznanie, szukając doświadczonego terapeuty. I pamiętać, że najlepszy okres na dietę i post to okres wiosny i jesieni, gdyż są to te pory roku, z którymi wiążą się cykle aktywne naszych narządów detoksykacyjnych, odpowiednio wątroby i jelita grubego.
Ostatnią z możliwości jest post o chlebie i wodzie, a więc pokutny, zgodnie z orędziami Matki Bożej z Fatimy. Podejmujmy go ze świadomością po co on jest, a więc, że to właśnie taką broń wybrał Bóg do pokonania zła na świecie i chciejmy z Nim w tym uczestniczyć, modląc się swoim działaniem.
Czytaj także:
Skalpel? Boży! O duchowym detoksie i kulturze postu mówi Marek Zaremba
Czytaj także:
Jedzenie było naszym bogiem. Co post Daniela zmienił w naszym małżeństwie?
Czytaj także:
Dieta dr Ewy Dąbrowskiej: dla ciała i ducha. Czy to działa?