Zobaczyłem, że jest kolejny „level” panowania nad swoim budżetem, który może to wszystko jeszcze skuteczniej utrzymać w ryzach – tyleż oczywisty, co trudny: PLANOWANIE.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Niemal 2 lata temu napisałem ten tekst o domowych finansach. Od tamtego czasu sprawy poszły mocno do przodu i myślę, że to dobry moment, by się tym z wami podzielić.
Nie planujesz wydatków? Odchodzę!
Do kategorii pewnych dziwacznych ciekawostek zaliczam fakt, że pewnego dnia jednemu z moich znajomych dziewczyna powiedziała: “jeśli nie planujesz z miesiąca na miesiąc swojego budżetu, to zacznij, bo nici z naszej wspólnej przyszłości”. Mimo absurdalności tego wymagania, dało mi ono do myślenia i co nieco otrzeźwiło.
Zobaczyłem, że jest kolejny “level” panowania nad swoim budżetem, który może to wszystko jeszcze skuteczniej utrzymać w ryzach – tyleż oczywisty, co trudny: PLANOWANIE. Wydawało mi się to tak ciężkie, jak wejście w klapkach na Rysy. Wynikało to jednak z lenistwa, bo fakt – na początku wymaga to trochę pracy i pogłówkowania np. z excelowskim arkuszem (jeśli zdecydujemy się na jakiś dostępny w internecie szablon). Osobiście musiałem też zwalczyć w sobie przekonanie, że to i tak bez sensu, bo zawsze wskoczą w ciągu miesiąca wydatki nieplanowane.
Przecież nie da się zaplanować wszystkiego… Z perspektywy kilku miesięcy przyznaję: w moim przypadku faktycznie się nie da, ale da się zaplanować niemal wszystko, powiedzmy jakieś 95% swoich wydatków, a dla laika w tworzeniu planu to już sukces. No i oczywiście nie wolno się zrażać początkowymi trudnościami.
“Rozdzielność majątkowa”
Żeby jednak dobrze zobrazować jakościową zmianę, jaką dostrzegłem w swoim prowadzeniu domowych finansów, muszę wpuścić nieco światła za kulisy. W poprzednim modelu mieliśmy jako małżeństwo jedno wspólne konto bankowe. Spisywaliśmy wydatki, katalogowaliśmy w odpowiednich “koszykach” i pilnowaliśmy, by na wszystko starczyło, ale na to “wszystko” czerpaliśmy z jednego “źródełka” i np. widząc, że na koncie jest jeszcze sporo pieniędzy, niektóre wydatki robiliśmy zbyt pochopnie.
Wprowadziliśmy więc małą “rozdzielność majątkową”. Każde z nas ma dziś swoją działkę wydatków, swoje przeznaczone ku temu konto i swoją odpowiedzialność, by starczyło. Okazało się to dla nas genialnym, bardzo porządkującym wyjściem.
Wolność w niewoli
Każde z nas tworzy sobie również na początku miesiąca swój szczegółowy plan wydatków. Z perspektywy kilku miesięcy wiem, że zdecydowanie jest to gra warta świeczki. Wszystkie swoje przychody na początku miesiąca w wirtualny sposób już wydaję, czyli rozkładam na poszczególne rubryki w arkuszu, a potem z dnia na dzień realizuję plan. Można byłoby powiedzieć, że w pewien sposób się zniewalam – odbieram sobie pewną spontaniczność w wydatkach.
W praktyce wygląda to jednak tak, że po prostu w ramach planu zakładam pewien limit owej spontaniczności, tworząc rubrykę “wydatki nagłe” czy “wydatki spontaniczne”. Po pierwsze dowiaduję się wtedy, czy w ogóle mogę sobie w danym miesiącu na nie pozwolić, a jeśli odpowiedź brzmi: “tak”, to dowiaduję się, ile mogę na nie przeznaczyć. Bo niestety z mojej perspektywy właśnie te spontaniczne wydatki bywają najbardziej zgubne.
Comiesięczny plan wydatków pomaga mi spojrzeć na chłodno i z góry na każdy mój finansowy miesiąc. Daje to poczucie ogromnej wolności, bo wszystko mam pod kontrolą i o wiele łatwiej mi oszczędzać. Mam też większy spokój ducha związany z Bożym wezwaniem, by dobrze zarządzać dobrami, które On daje.
Jestem pewien: dziś bez planu wydatków na miesiąc czułbym się jak bez ręki. A osobiście korzystam z arkusza dostępnego tutaj.
Czytaj także:
Dobry ojciec to dobry szef?
Czytaj także:
Uciekają ci pieniądze? Zrób budżet domowy
Czytaj także:
Pieniądze nie są ważniejsze niż Twój związek. Finansowe randki