Gdy był mały, wpadł do płonącego kominka i doznał ciężkich obrażeń. Jego oczy zamknęły się, głowa spuchła, a płuca przestały normalnie pracować. Doświadczył cudów. Teraz jeździ autostopem i opowiada o tym innym.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Juan Maria Crisostomo pochodzi z Dominikany. Jak twierdzi, to, co wydarzyło się w przeszłości, miało ogromny wpływ na jego dotychczasowe życie i misję, którą prowadzi. Ewangelizuje ludzi, opowiada im o sobie i Bogu.
Kominek
Gdy Juan Maria Crisostomo miał siedem miesięcy, wydarzył się tragiczny wypadek. Wypadł z kołyski, tak niefortunnie, że jego twarz znalazła się z rozpalonym kominku. Ciężkie oparzenia sprawiły, że jego oczy zamknęły się, głowa była okropnie spuchnięta, płuca źle funkcjonowały. Lekarze rozkładali ręce i nie dawali mu dużych szans na przeżycie. Powiedzieli jego mamie, by przygotowała się na śmierć syna, która niebawem nastąpi.
Potem mama wzięła mnie w ramiona i zaczęła modlić się do Mamy Maryi: „Maryjo, wstawiaj się za nim przez Twojego Syna, Jezusa Chrystusa”. Modliła się tą piękną i prostą modlitwą z wiarą – powiedział w wywiadzie dla portalu catholicnewsagency.com brat Juan.
Po 3 dniach od tej pięknej matczynej modlitwy głowa Juana wróciła do normy, jego oczy otworzyły się ponownie, a płuca zaczęły prawidłowo funkcjonować. To był prawdziwy cud. Lekarze zaczęli pracować nad rekonstrukcją jego twarzy. Przez 30 lat przeszedł 22 operacje.
Czytaj także:
Aldo, Fulvio i Claudio. Jak trzej bracia zostali franciszkanami
Cud, którym dzieli się… autostopowo
Doświadczenie, które stało się jego udziałem, spowodowało, że przestał zwracać uwagę na to, jak wygląda. Skupia się na tym, czym może dzielić się z innymi, by zaprowadzić ich do Boga. Wstąpił do zgromadzenia Małych Braci Jezusa i Maryi, wspólnoty, która powstała na Sycylii i została zatwierdzona przez Watykan w 2014 roku. Przejęła ona duchowość kontemplacji karmelitańskiej i franciszkańskiej i życia w ubóstwie.
Brat Juan Maria jeździ wraz z innym bratem i siostrą ze wspólnoty autostopem przez Stany Zjednoczone i Włochy. Napotyka wielu ludzi, którzy poszukują sensu w swoim życiu. Pytają go często, czemu nie jeździ swoim samochodem, nie prowadzi normalnego życia. On zaś odpowiada, że jest po to, by nieść innym pokój, radość i miłość.
Nie wszyscy są do niego nastawieni przyjaźnie. Zdarzyła się sytuacja, że potraktowano go jak terrorystę i wezwano policję. Policjanci otoczyli go bronią. Podczas rozmowy z nimi udało się wszystko wyjaśnić. Funkcjonariusze przeprosili Juana za zaistniałe nieporozumienie.
Brat Juan przygotowuje się obecnie w Rzymie do bycia kapłanem. Traktuje swoje powołanie bardzo poważnie i twierdzi, że to, co wydarzyło się w przeszłości, miało duże znaczenie w jego życiu.
„Masz misję do wykonania na tej ziemi”
W wywiadzie dla catholicnewsagency.com brat Juan Maria wspomina również drugie z istotnych doświadczeń w jego życiu. Gdy miał 14 lat, przeszedł przeszczep skóry, który pozwolił mu poruszać szyją. Komplikacje w czasie operacji spowodowały, że jego serce przestało bić. Widział swoje ciało z góry, lekarzy, którzy próbowali przywrócić funkcje życiowe. Ktoś, kto wyglądał jak anioł, zabrał go do pięknego miejsca, gdzie Juan widział Maryję oraz Jezusa Chrystusa. „Jezus Chrystus był na swoim tronie. Miał białe ubranie” – wspomina w rozmowie z catholicnewsagency.com.
Pamięta, jak Maryja powiedziała do niego z uśmiechem: „Mój synu, to nie twój czas, ponieważ masz misję do wykonania na ziemi”. Po tych słowach Juan powrócił.
„To zmieniło wszystko w moim życiu. Dzięki tej pięknej wizji zrozumiałem, że pozostajemy krótki czas na tym świecie. Zrozumiałem, że musimy żyć moralnie. Wierzę, że piekło istnieje i wiem, że istnieje raj i czyściec” – przyznaje.
Brat Juan modli się często do Boga Ojca przez wstawiennictwo Maryi. Prosi o codzienną przemianę swojego serca, by było one otwarte i wrażliwe na potrzeby innych.
Czytaj także:
„Moje uzdrowienie było jak zmartwychwstanie Łazarza”. Cud ojca Pio, który doprowadził do jego kanonizacji
Czytaj także:
„Zeszłam na drogę do piekła, a Bóg na mnie czekał”. Historia Justyny