Wiecie, co dziś przydarzyło mi się za sprawą tego modnego, hipsterskiego, wyświechtanego terminu? Rozpłakałam się. Otwarły się moje rany. Do żywego.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Decyzje z hipermarketu
Wchodzę do supermarketu i nagle uświadamiam sobie, że zapomniałam zabrać ze sobą torby na zakupy. Oto chwila prawdy. Wydłużyć sobie drogę i cofnąć się do domu? Przełożyć całą wyprawę? A może olać to, uznać za typowe ludzkie sprzężenie i przy okazji wyłożenia produktów na taśmę wrzucić dwie, góra trzy plastikowe reklamówki?
Of kors, jest jeszcze wersja papierowa popularnych „reklamówek”. Droższa. Ukłucie w okolicach mostka.
Moment. A co z pozostałym plastikiem? Pomidory, ser, masło, ogórki kiszone – wszystko w nim tonie. Jest jak Freddie Mercury naszych czasów – gdyby tylko mógł, śpiewałby dziarsko „Show must go on!”.
Już wiem, że te zakupy dołożą się do kryzysu naszej planety. Ja, kobieta XXI wieku z klasy średniej, stoję u podstawy dramatycznej wieży. Nad moją głową biegają dzieci zbierające „materiał do handlu” na wysypiskach w Bangladeszu i zaplątane w jednorazówki żółwie morskie.
Rafy koralowe to nasza sprawa
Czujesz, że dramatyzuję? Za kilka tygodni stuknie mi trzydziestka. Wiesz, co wydarzyło się na świecie przez ostatnie trzydzieści lat? Połowa z istniejących raf koralowych została całkowicie i nieodwracalnie zniszczona. Ten najbardziej barwny mechanizm utrzymujący cały ekosystem w kupie, trawi gorączka. Nie ma na to żadnego leku. Nie ma nawet cholernego antybiotyku.
Wiecie, co znaczy to dla nas, dziewczyn mieszkających w takich a nie innych szerokościach geograficznych? Mniej więcej to, że mamy przerąbane. Zostałyśmy wciągnięte do przeklętego kręgu, którego nie da się już zatrzymać. My i nasze dzieci. Ocean jest chory. A jeśli ocean choruje, to choruje cały świat. Choruje też Polska. Choruje Warszawa, Katowice i Igliczna.
Wróć do akapitu z rafami. Nasze dzieci mogą nie zobaczyć raf.
Otwarcie śluzy wrażliwości
Jestem przykładem kobiety, która w kwestiach ekologicznych sytuowała się gdzieś pomiędzy totalną ignorancją a kwitnącą irytacją. Uśmiechałam się na myśl o ekologach przywiązujących się do drzew. Czułam się altruistką w każdym temacie, ale nie w kwestii globalnego ocieplenia czy ratowania wielorybów. Czułam presję tematu wobec własnych życiowych zasobów. Zasobów mojej wiedzy. Zasobów mojego portfela. Zasobów mojej empatii.
„U nas nie ma segregacji śmieci”. „Ludzie przesadzają, nic takiego się nie dzieje”. „To kolejny modny, polityczny temat”. Wstydzę się, ale prawda jest taka, że te konkretne zdania często znajdowały się na moich ustach. Nie rozumiałam, że rana naszej planety jest moją raną. Zasypywałam ją znieczuleniem. Mówiłam: „To nie moja sprawa”.
Zero waste, smog i lista poparzeń
Moja przemiana myślenia rozpoczęła się od decyzji o zaprzestaniu jedzenia mięsa (napisałam o tym w tekście: „Dlaczego przestałam jeść mięso?”). Ten moment otworzył śluzę mojej wrażliwości. No i zaczęło się. Poczułam, jak bardzo temat ekologicznego (lub nie) życia ma wpływ na codzienność moją, mojego dziecka i innych ludzi.
Zaczęłam patrzeć innymi oczami. Nowymi.
Zaczęłam pytać siebie o to, ile plastiku mam w domu. Sprawdziłam. Sporo. Zaczęłam wprowadzać segregowanie śmieci. Ograniczyłam moją kosmetyczkę. Zaczęłam kupować rzeczy, mając na myśli to, czy nadają się do recyklingu.
W końcu, po raz pierwszy, szczerze rozpłakałam się. Okazało się, że moje gardło jest mocno poparzone. Przyczyna? Smog. Toksyczne, zabójcze monstrum, które trawi nas i nasze dzieci. „Co myśmy zrobili?” – zapytałam z wściekłością i bezradnością.
Zamknęłam oczy.
„Co ja zrobiłam?”. Tak powinno brzmieć to pytanie. Jestem jedyną zmianą na lepsze, którą mogę zafundować światu.
Nie mogę odwrócić biegu historii i dramatycznych decyzji, które doprowadziły nas do momentu, w jakim jesteśmy. Mogę jednak sprawić, żeby to koło toczyło się wolniej. Mogę z całych sił hamować. Mogę odciągać najgorsze najdłużej jak się da. Ocalić to, co miało siłę przetrwać to wszystko.
Właśnie to znaczy „być eko”.
Czytaj także:
„Smog zabija”. List polskich biskupów o ekologii
Czytaj także:
Asceza prawdziwa i pozorna. Siostra Borkowska wyjaśnia
Czytaj także:
Czy człowiek w raju był wegetarianinem? Co Kościół mówi o ochronie zwierząt?