Nigdy nie opuszczał nie tylko liturgii niedzielnej, ale był widywany w kościele także w tygodniu. Odmawiał różaniec i modlił się przed Najświętszym Sakramentem. Papież Paweł VI zaapelował do porywaczy o zwolnienie Moro – zaoferował, że może oddać się w niewolę w zamian za premiera.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Zabójstwo premiera Włoch Aldo Moro, lidera ruchu chrześcijańsko-demokratycznego i znaczącej postaci polityki europejskiej, po ponad 40 latach wciąż budzi kontrowersje. Rzutują one na planowaną od 2012 roku beatyfikację tej postaci. Ostatnio do dyskusji włączyła się również najbliższa rodzina Moro. Przybliżamy, na czym polegają te nietypowe problemy.
Aldo Moro: uprowadzenie i śmierć
Trzy miesiące, od 16 marca do 9 maja 1978 roku, wstrząsnęły nie tylko Italią, ale opinią publiczną na całym świecie. Wprost z rzymskiej ulicy uprowadzony został przez uzbrojoną grupę czołowy polityk Włoch Aldo Moro. Jego samochód jadący do siedziby włoskiego parlamentu, został nagle zablokowany.
Czytaj także:
Świadectwo Cristiny: zamordowali 51 osób z jej rodziny, a potem spotkała oprawcę swych bliskich
Od kul zginęli na miejscu kierowca i pięciu ochroniarzy, sam polityk został zaś wciągnięty do samochodu atakujących. Wkrótce okazało się, że porwania dokonał oddział terrorystów związany z radykalnie lewicową organizacją Czerwone Brygady (wł. Brigate Rosse). Przez 55 dni porywacze przetrzymywali Moro w różnych kryjówkach w Rzymie.
9 maja 1978 roku na rzymskiej via Caetani, dokładnie w połowie drogi pomiędzy głównymi siedzibami partii chrześcijańsko-demokratycznej i komunistycznej, odnaleziono samochód renault 4 ze zwłokami premiera w bagażniku.
Wcześniej terroryści ogłosili w rozsyłanych do mediów komunikatach, że postawili Moro przed „trybunałem ludowym” i skazali go na śmierć. Grupa porywaczy przesłała również prasie zdjęcia przetrzymywanego premiera siedzącego pod sztandarem Czerwonych Brygad. A także listy do włoskich polityków pisane przez Moro podczas uwięzienia.
Ich treść trudno jednak uznać za suwerenne refleksje polityka z uwagi na fakt, że zostały napisane przez człowieka przetrzymywanego przez uzbrojonych porywaczy i znajdującego się w obliczu nadchodzącej śmierci.
Katolik, mąż, ojciec i premier
Porwany był premierem Włoch w latach 1963-68 i 1974-76, dwukrotnym szefem dyplomacji, a w swojej karierze politycznej miał także okazję kierować resortami edukacji i sprawiedliwości. Obok Alcide de Gasperiego był najbardziej znanym przywódcą Chrześcijańskiej Demokracji (wł. Democrazia Cristiana), stronnictwa, które od zakończenia II wojny światowej do połowy lat dziewięćdziesiątych XX wieku stanowiło największą siłę polityczną Włoch i w sposób znaczący przyczyniło się do sukcesu gospodarczego i społecznego kraju na arenie międzynarodowej.
Moro pochodzący z południowej prowincji Apulia, od młodości związany był z ruchem chrześcijańsko-demokratycznym. Był równocześnie człowiekiem głęboko wierzącym. Przez 33 lata pozostawał w związku małżeńskim z Eleonorą, był ojcem czwórki dzieci oraz bliskim przyjacielem papieża Pawła VI. Według różnych relacji biograficznych papież miał konsultować niektóre problemy dotyczące etyki życia małżeńskiego, które znalazły się w encyklice Humanae vitae ogłoszonej w 1968 roku nie tylko z teologami i biskupami, ale również Eleonorą Chiavarelli-Moro.
Liczne relacje bliskich i tych, którzy przez lata współpracowali z Moro potwierdzają, że był człowiekiem niezwykłej prawości charakteru, a przy tym – co u współczesnych przywódców bywa cechą niezmiernie rzadką! – z ogromnym szacunkiem i kulturą traktował swoich oponentów i krytyków. Nie była to taktyka polityczna lub wyraz dobrych manier dwukrotnego premiera.
Większość świadków z różnych ugrupowań politycznych podkreśla w swoich wspomnieniach, że postawa ta wynikała z głębokiej wiary Moro, który w każdym człowieku widział brata, któremu nie wolno odmawiać ludzkiej godności. Premier nigdy nie opuszczał nie tylko liturgii niedzielnej, ale był widywany w kościele także w tygodniu. Odmawiał różaniec i modlił się przed Najświętszym Sakramentem.
Do historii przeszło dramatyczne wystąpienie już wówczas ciężko chorego Pawła VI, który po śmierci Moro podczas niedzielnej modlitwy Regina Coeli na Placu Świętego Piotra 14 maja 1978 roku łamiącym się głosem podzielił się bólem, że nie udało się uratować życia premiera. Papież określił wtedy zamordowanego jako: „dobrego, łagodnego, sprawiedliwego, niewinnego przyjaciela”. W czasie przetrzymywania Moro w niewoli Paweł VI zaapelował do porywaczy o zwolnienie Moro – zaoferował, że może oddać się w niewolę w zamian za premiera. Rozważał również zapłacenie porywaczom olbrzymiego okupu.
Czytaj także:
Wstrząsające przesłanie do… swego przyszłego mordercy. Testament przeora z Tibhirine
Człowiek kompromisu
Moro jest dzisiaj pamiętany jako dwukrotny premier, który wprowadził za swoich rządów ambitne projekty społeczne, zbliżające Włochy do powojennych państw zachodnioeuropejskiego państwa dobrobytu.
Po raz pierwszy w historii Włoch wprowadził zasiłki socjalne dla studentów, dbał o rozwój taniego budownictwa mieszkalnego dla młodych rodzin, edukację przedszkolną (która do lat 60. nie miała we Włoszech charakteru publicznego) oraz podstawową emeryturę socjalną i podwyższone zasiłki dla bezrobotnych.
Zapisał się w historii również jako twórca tzw. kompromisu historycznego (wł. Compromesso storico), który zakładał nawiązanie współpracy parlamentarnej z partią komunistyczną, dotychczas izolowaną w parlamencie. Tłumaczył to chęcią wciągnięcia tego ugrupowania w mechanizmy demokratyczne. Strategia ta napotkała jednak na opór radykałów zarówno z prawej, jak i lewej strony sceny politycznej.
Beatyfikacja i polityka
Osobiste świadectwo życia Moro stanowiło dla Kościoła katolickiego wystarczający powód, aby rozpocząć starania o proces beatyfikacyjny. Napotkał on sporo trudności, które nie tyle związane są z samym Moro, a wciąż niejasnymi okolicznościami porwania i śmierci premiera. W 2012 roku ogłoszono go Sługą Bożym. Pierwszym postulatorem procesu został świecki, adwokat Nicola Giampaolo, który później został odwołany.
Nie ma zgodności do tego, czy zamordowanego premiera można uznać za męczennika za wiarę, który poniósł śmierć w wyniku odium fidei (nienawiści sprawców do wiary chrześcijańskiej), czy też był ofiarą zwykłego mordu politycznego.
Pierwszą możliwość sugeruje najstarsza córka premiera, Maria Fida Moro. W wypowiedzi dla dziennika „Corriere della sera” w kwietniu 2015 zaznaczyła: „(…) Ojciec był prześladowany w życiu, poprzez zadaną mu śmierć i w późniejszym czasie. To chyba wystarczy jako dowód. Kościół, nasza wielka Matka, łatwo rozpozna, po której stronie leży prawda”.
Powszechnie wskazuje się, iż w samej sprawie porwania Moro ówczesne włoskie władze popełniły wiele błędów. Pomimo różnych dowodów i ewidentnych drwin porywaczy z instytucji państwa, wysyłających do prasy zdjęcia i listy uwięzionego premiera, kilkudziesięciu tysiącom policjantom i funkcjonariuszom służb specjalnych nie udało się przez 55 dni odnaleźć porwanego.
Według niektórych relacji policja była nawet pod jednym z lokali, w których przetrzymywano Moro, ale odeszła od drzwi, gdy… po kilku dzwonkach nikt nie otworzył. Miejsce, gdzie znaleziono ciało Moro, zostało wskazane policji przez Romano Prodiego, późniejszego premiera Włoch i szefa Komisji Europejskiej w latach 1999-2004, wówczas polityka Chrześcijańskiej Demokracji. Prodi nigdy nie ujawnił źródła tej informacji, twierdząc, iż usłyszał ją podczas… seansu spirytystycznego.
Skazany za zabójstwo Moro na sześciokrotne dożywocie aktywista Czerwonych Brygad Mario Moretti nieoczekiwanie wyszedł z więzienia na mocy amnestii już w 1994 roku. Kobietę zamieszaną w porwanie aresztowano dopiero w 2004 roku w Egipcie.
Czytaj także:
Matka ucałowała dłonie mordercy córki. “Uśmiechnięta siostra” umierała z imieniem Jezusa na ustach
Inna kluczowa postać, nie tylko w procesie beatyfikacyjnym, ale dochodzeniu w kwestii porwania, to arcybiskup Antonio Mennini, do 2017 roku nuncjusz apostolski w Wielkiej Brytanii, obecnie pracujący w watykańskim Sekretariacie Stanu. W 1978 roku był on młodym rzymskim prałatem, który jako ostatni przed śmiercią spowiadał Moro (nie jest do dzisiaj jasne, czy miało to miejsce już w niewoli, czy przed porwaniem).
Był on również pośrednikiem pomiędzy Czerwonymi Brygadami a Watykanem i rodziną Moro – miał on przekazać kierownictwu organizacji list od papieża Pawła VI, jak również listy trzech innych włoskich biskupów oraz od żony Moro. Do 2015 roku hierarcha był zwolniony z obowiązku składania zeznań w sprawie porwania przed organami ścigania.
Stan ten zmienił dopiero papież Franciszek, który zdjął z abpa Menniniego wszelkie ograniczenia w kwestii zeznań i nakazał pełną współpracę z włoskim wymiarem sprawiedliwości.
Rozgoryczenie najbliższych
Trudno więc dziwić się, że w takiej sytuacji wokół rzeczywistych powodów porwania i zabójstwa Moro powstało dziesiątki teorii spiskowych, często wzajemnie sprzecznych i oskarżających o kierowanie zbrodnią najróżniejsze czynniki.
Najprawdopodobniej skutkiem tych niejasności, a także rozgoryczenia rodziny zamordowanego przed 41 laty polityka, jest upubliczniony w ostatnich dniach list Marii Fidy Moro do papieża Franciszka. Córka premiera poprosiła papieża, aby ten przerwał proces beatyfikacyjny, gdyż ten zamienił się awanturę, w której politycy i dziennikarze żerują na tragicznej śmierci jej ojca.
Gest córki jest zjawiskiem bez precedensu w dotychczasowej praktyce beatyfikacyjnej Kościoła rzymskokatolickiego. Zapisy konstytucji apostolskiej Divinus perfectionis Magister promulgowanej przez Jana Pawła II, która normuje kwestie beatyfikacyjne, nie przewidują sytuacji, w której rodzina beatyfikowanego wyraża sprzeciw wobec wyniesienia na ołtarze.
W świetle wcześniejszych, zacytowanych wyżej publicznych wypowiedzi córki premiera dla włoskiej prasy, można jednak sądzić, iż Maria Fida Moro nie tyle zmieniła zdanie w kwestii beatyfikacji, ale nie chce, aby została ona użyta do czczych, politycznych celów i sensacji.
Niewytłumaczone świadectwa
Na koniec warto przypomnieć dwa świadectwa związane z postacią Aldo Moro. Pierwsze dotyczy o. Pio, który znał się z premierem. Moro odwiedził ośrodek przy klasztorze San Giovanni Rotondo na niedługo przed śmiercią o. Pio. W latach pięćdziesiątych włoski kapucyn miał idąc klasztornym korytarzem nagle krzyknąć: „Moro umiera!” (inne źródła podają, że krzyknął tak po ujrzeniu w gazecie zdjęcia polityka).
Drugie dotyczy wspomnień nieżyjącego już bpa Zbigniewa J. Kraszewskiego, który w 1978 roku pełnił posługę biskupa pomocniczego warszawskiego. W nocy poprzedzającej śmierć Moro miał on ujrzeć z okien swojej rezydencji na warszawskim Kamionku… Aldo Moro spacerującego samotnie po ogrodzie.
Biskup znał dobrze włoskiego polityka, gdyż wielokrotnie spotykał się z nim podczas swoich podróży do Wiecznego Miasta. Gdy otworzył okno, postać zniknęła. Następnego dnia media podały informację o odnalezieniu ciała premiera (za: B. Nowak, Posłaniec Serca Jezusowego nr 11, 2005).
Obydwa świadectwa należy jednak potraktować jako ciekawostkę, gdyż tego rodzaju zjawiska nie są zazwyczaj uwzględniane w procesie beatyfikacyjnym, koncentrującym się na samej działalności kandydata na ołtarze. Jakie będą dalsze losy beatyfikacji Moro, pokaże czas.
Nie zmienia to jednak samej, pozytywnej oceny tej postaci jako Sługi Bożego, wzoru chrześcijańskiego polityka, przywódcy, męża i ojca, po prostu zwyczajnie dobrego człowieka.
Na podstawie: corriere.it, repubblica.it, osservatoreromano.va
Czytaj także:
Sługa Boża Santa Scorese. 23-latka, która zdążyła przebaczyć swemu mordercy