separateurCreated with Sketch.

Torturowany przez muzułmańskich terrorystów nie wyrzekł się Chrystusa. Wywiad z porwanym w Iraku o. Saadem Siropem Hanną

BISKUP SAAD SIROP HANNA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

„Spodziewałem się, że to już koniec, że zabiją mnie, ale tak się nie stało. Nie potrafię powiedzieć dlaczego” – opowiada o. Saad Sirop Hanna, porwany w Iraku i przetrzymywany przez muzułmańskich ekstremistów przez 28 dni.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

O. Saad Sirop Hanna urodził się w 1972 roku w Iraku. Zanim poszedł do seminarium, został inżynierem aeronautyki. Pełnił posługę kapłańską w Bagdadzie. To tam, w 2006 roku, został uprowadzony przez muzułmańskich ekstremistów. Jego gehenna trwała 28 dni. Torturowano go, grożono śmiercią, by zmusić do wyparcia się Chrystusa. Nie wyrzekł się wiary. Po miesiącu został uwolniony. O swoich przeżyciach opowiada w książce „Porwany w Iraku”. Obecnie pełni funkcję wizytatora apostolskiego dla Chaldejczyków mieszkających w Europie.

 

Marta Brzezińska-Waleszczyk: Został ksiądz porwany po odprawieniu mszy świętej, we własnym kraju. To był wielki szok?

O. Saad Sirop Hanna: Zaskoczenie. Nie spodziewałem się tego, tym bardziej, że tam, gdzie pełniłem posługę, miałem dobre relacje ze wszystkimi, tak chrześcijanami, jak i muzułmanami. Czułem się dobrze przyjęty w społeczności, więc nigdy nie myślałem, że coś takiego może się wydarzyć.

Niewola trwała 28 dni. Kiedy ksiądz wspomina ten czas, jakie myśli się pojawiają?

Myślę o… bólu, ciemności. Ale były też dobre chwile, pamiętam poczucie bliskości Boga. Były też momenty łaski. Uczucie, jakby z moich pleców został zdjęty wielki ciężar. Byłem przygotowany na śmierć. I to zostało zabrane. Czuję się, jakbym dostał nową szasnę. Narodził się na nowo.

 

Biskup Saad Sirop Hanna porwany w Iraku: Byłem przygotowany na śmierć

Czuł ksiądz, że nadchodzi śmierć? Bał się jej?

Tak, bardzo. Może nie tyle czułem strach z powodu śmierci, co poczucie osamotnienia. Z drugiej strony, czułem, że mój czas jeszcze nie nadszedł. Myślałem, kim jestem, by wiedzieć o nadchodzącej śmierci. To Bóg mówi, co i kiedy się stanie. Owszem, na początku bardzo się bałem, ale dzięki modlitwie i wierze przeszedłem przez trudności.

Podjął ksiądz próbę ucieczki. Bez wiary, że się uda, to nie miałoby sensu.

Tak, to był ostatni tydzień przetrzymywania przez terrorystów. Miałem nadzieję, że stanie się coś, co kompletnie odmieni moją sytuację. Czułem, że teraz kolej na mnie. Wiedziałem, że muszę podjąć jakiś wysiłek, działanie. Ale byłem bardzo słaby. Okoliczności, w których się znalazłem, były silniejsze ode mnie. Czułem, że się poddaję, a tego nie chciałem, więc musiałem spróbować. Uciekłem.

Udało się, ale został ksiądz ponownie ujęty przez terrorystów. Jak to w ogóle możliwe, że księdza wtedy nie zabili?

Sam nie wiem. Spodziewałem się, że to już koniec, że zabiją mnie, ale tak się nie stało. Nie potrafię powiedzieć dlaczego. Kiedy mnie złapali, zadawali mnóstwo pytań, na które starałem się odpowiadać w mądry sposób. Bili mnie, torturowali, ale nie zabili. Nie wiem dlaczego.

O co się ksiądz modlił przez te 28 dni? O uwolnienie?

W modlitwie pomogły mi rzeczy. Po pierwsze, Słowo Boga. Mam dobrą pamięć, dlatego pamiętam dokładnie wiele wersetów z Pisma Świętego. Modliłem się Psalmami, szczególnie 23, 27 czy 121. Psalmy sprawiły, że poczułem spokój. Pomogły mi też fragmenty Ewangelii, które miałem w głowie.

A ta druga?

Maryja Dziewica. Powtarzałem: „Jeśli opiekowałaś się Jezusem, proszę, zajmij się mną”.

 

„Czułem, że mam siłę i odwagę, by nie wyprzeć się Chrystusa” 

Mimo bicia, tortur, nie wyrzekł się ksiądz Chrystusa. Skąd ksiądz czerpał do tego siłę, także z modlitwy?   

Oczywiście! Modlitwa wzmocniła moją wiarę. Wciąż słyszałem zdanie: „Jestem z tobą”. Trudno było to poczuć, ale wciąż coś mi mówiło „Jestem z tobą”. Dostawałem małe znaki od innych ludzi, w tym od człowieka, który mnie pilnował. To były dla mnie znaki, że Bóg jest ze mną, że nie jestem sam.

Jakie to były znaki?

Przede wszystkim nastawienie jednego ze strażników, jego drobne gesty. Czasami nawet rozmowy z porywaczami dawały mi poczucie takiego spokoju. Nie spodziewałem się, że zostanę uwolniony, ale jednocześnie czułem, że mam siłę i odwagę, by nie wyprzeć się Chrystusa.

Czego księdzu najbardziej brakowało w tym czasie? Pewnie jako kapłanowi sprawowania Eucharystii?

Nie sprawowałem Eucharystii przez cały miesiąc. Nie było takiej możliwości. Z tego powodu skupiłem się na obecności Chrystusa w Słowie Bożym. Przemawiał do mnie przez Pismo Święte i to mi pomogło. Oczywiście, bardzo pragnąłem sprawowania Eucharystii, ale było to niemożliwe. Obecność Jezusa w Słowie Bożym, Psalmach pozwoliła mi przetrwać.

A tak po ludzku – co było najtrudniejsze?

Desperacja, poczucie osamotnienia, pozostawienia samemu sobie. Tęskniłem za moją rodziną, parafią, wspólnotą. Wszyscy oni powracali w moich myślach.

 

Biskup Saad Sirop Hanna porwany w Iraku: Mam być świadkiem Jego miłości

Miał ksiądz chwile zwątpienia? Pytał, dlaczego akurat jego to spotkało?

Oczywiście. Pytałem dlaczego ja, przecież byłem dobrym człowiekiem. Ale nie umiałem odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiemy przecież, dlaczego czasem coś trudnego dzieje się w naszym życiu. Dziś, po dziesięciu latach, mogę powiedzieć, dlaczego mnie to spotkało. Jestem przekonany, że Bóg miał dla mnie plan. To była łaska nie tylko dla mnie, ale też dla ludzi, których Bóg stawia na mojej drodze. Dlatego zamiast pytać „dlaczego ja”, lepiej zapytać „czego w tej sytuacji Bóg ode mnie chce”. To było moje odkrycie. Przestałem pytać dlaczego, ale co mam zrobić, czego Bóg ode mnie oczekuje.

Czego?

Chce, bym dawał świadectwo. Mam być świadkiem Jego miłości, obecności.

Po 28 dniach w niewoli inaczej patrzy się na życie?

Tak! Jestem wdzięczny za każdy moment życia, za łaskę Bożą. Uczę ludzi wierzyć, kochać i żyć życiem, takim, jakie daje Bóg. Jestem wdzięczny nie dlatego, że życie jest dobre samo w sobie, ale dlatego, że możemy się w nim cieszyć miłością, miłosierdziem, dobrem, przebaczeniem Boga i dawać je innym. Po tym doświadczeniu mam inną wizję życia. Były chwile, kiedy mówiłem Bogu, że jeśli to moment, w którym mam zostać męczennikiem, to jestem gotowy. Ale Bóg nie dał mi tej łaski. Myślę, że chciał mnie przez to nauczyć, jak ważne jest życie i dawanie świadectwa Jego miłości.

Co księdza historia może wnieść w relacje między chrześcijanami i muzułmanami?

Musimy wiele nad nimi pracować. Świat nie idzie w dobrym kierunku, te relacje nie są dobre. Potrzeba wiele wysiłku, m.in. dialogu, akceptacji, prawdy. Prawdy ważnej i esencjalnej dla wszystkich. Nie wszyscy muzułmanie są źli, tak jak nie wszyscy chrześcijanie są dobrzy. Dobro jest w sercu każdego człowieka. Myślę, że jest możliwość nawiązania przyjaźni.

Jaka jest obecnie sytuacja chrześcijan w Iraku? Co jest dla nich najtrudniejsze?  

Brak stabilności. Jest wiele politycznego zamieszania, konfliktów, także między partiami. To wpływa na położenie chrześcijan. Mieszkają w trudnych warunkach. Wiele rodzin opuściło Irak, przeniosło się do Turcji czy Jordanii, by udać się do Europy. Stracili wszystko, dobytek swego życia. Nie mogą wrócić. Cała ta sytuacja może być lepsza, ale potrzeba wiele pracy, także jeśli chodzi o struktury, organizacje czy egzekwowanie praw człowieka.

Co my, europejscy chrześcijanie, możemy dla nich zrobić?

Tworzyć w społeczeństwie świadomość tej sytuacji, pamiętać o potrzebach naszych braci. Ważne jest wsparcie materialne, by mogli odbudować swoje życie. A także modlitwa. Kościół i społeczeństwo może uczynić wiele dla Bliskiego Wschodu.

Trzeba też przełamać wciąż panujące stereotypy, o których ksiądz wspominał. Jak to zrobić?

To niedobrze, kiedy ludzi ocenia się przez pryzmat stereotypów. Są przecież różni. Także islam powinien zmienić swój obraz. Zmodernizować język, którego używa czy proces edukacji formułujący nowe generacje tak, by umiały akceptować innych. To wszystko razem może polepszyć nasze relacje. Muzułmanie powinni o to zadbać dla samych siebie.

 

Biskup Saad Sirop: Ksiądz w Iraku nie jest tylko dla chrześcijan

„Jestem księdzem nie tylko dla chrześcijan, ale też dla muzułmanów” – mawia ksiądz. Jak to rozumieć?  

Ksiądz w Iraku nie jest tylko dla chrześcijan. Jest wzorem wiary, przebaczenia, miłości, miłosierdzia. Jest wzorem dla wszystkich. Wielu muzułmanów patrząc na księdza, chce w nim zobaczyć obraz Chrystusa. Muzułmanie znają Chrystusa. Nie wierzą w Jego bóstwo, ale uznają go za proroka. Dlatego ksiądz może wiele zrobić, dając przykład. Ewangelizując, uważamy siebie za apostołów – musimy dać innym wiele, nawet jeśli nie wierzą w Chrystusa. Ksiądz w Iraku powinien wiedzieć, jak rozmawiać z każdym, by pokazać Chrystusa, być twarzą miłości i miłosierdzia.

Księdza oprawcy po 28 dniach powiedzieli: tam jest autostrada, idź. Jakie to było uczucie? Nie myślał ksiądz, że to żart?

Na początku w to nie uwierzyłem. Myślałem, że zabiją mnie, kiedy będę biegł. W końcu uwierzyłem, że to nie mrzonka, muszę „tylko” dobiec do drogi. Biegłem, aż ją znalazłem. Ale naprawdę wolny poczułem się, kiedy spotkałem brata. Przyjechał po mnie. Bagdad był wtedy pogrążony w ciemności, nie było elektryczności. Był zakaz jeżdżenia samochodami, ale on zaryzykował. Kiedy przyjechał, wsiadłem do auta… (chwila milczenia). Brat chciał się zatrzymać, uściskać mnie, ale prosiłem, by jechał. Dopiero w domu mogliśmy się przytulić. Była też moja mama, bratowa. Zaczęliśmy płakać.

Przed wstąpieniem do seminarium, został ksiądz inżynierem aeronautyki. Ostatecznie powołanie zwyciężyło nad zainteresowaniem samolotami.

Poznałem Chrystusa dość późno, miałem 17-18 lat. Byłem chrześcijaninem, ale niezbyt praktykującym. Po I Komunii nie uczestniczyłem specjalnie w życiu Kościoła. Przyjaciele zaprosili mnie do drużyny piłkarskiej przy parafii. Zgodziłem się, ale zapytałem, czy muszę chodzić do kościoła codziennie. Śmiali się, że nie, że mam tylko podpisać listę. Tak się zaczęło. Spotkałem fantastycznych młodych ludzi, bardzo mi się tam spodobało. Przychodziłem co piątek na katechezy. Kiedy powiedziałem tacie o wstąpieniu do seminarium, nie zgodził się. Pytał, co tam będę robił. Mówił, żebym założył rodzinę. Po wielu sprzeczkach powiedział: skończ studia, wrócimy do tematu. Skończyłem uniwersytet, przyniosłem dyplom, dałem go tacie i powiedziałem, że zrobiłem, co chciał, a teraz idę do seminarium (śmiech). Tak zostałem księdzem.

*O. Saad Sirop Hanna, Porwany w Iraku, Święty Paweł 2019

BISKUP SAAD SIROP HANNA



Czytaj także:
Niemiecka nastolatka pojechała do Iraku, aby walczyć w ISIS… Dla miłości?


TIBHRINE
Czytaj także:
Wstrząsające przesłanie do… swego przyszłego mordercy. Testament przeora z Tibhirine



Czytaj także:
Zaskakujący związek pomiędzy Matką Bożą z Fatimy i islamem

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.