Świadomy chrześcijanin wie, że nie żyje tylko tu i teraz, a czas jego ziemskiej egzystencji powinien pozostawić dobre ślady. Powinniśmy myśleć nad konsekwencjami naszych czynów, zachowań i nawyków. Nie tylko w perspektywie najbliższych godzin i dni, ale również – lat i pokoleń.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Chrześcijaństwo nie postrzega zmian klimatycznych jedynie jako kwestii nauk przyrodniczych lub techniki, ale jako kluczowy problem moralny. Losy danej nam przez Stwórcę planety są ściśle powiązane z losem ludzkości, stworzonej na obraz i podobieństwo Boga.
Kościoły mówią o tym jednym głosem
„Czerwiec może stać się najgorętszym miesiącem w dziejach pomiarów pogody w Polsce, prowadzonych od 200 lat”. „W niektorych regionach Indii temperatury przekraczają 50°C, a w 2030 roku może zabraknąć dostępu do wody”. „Jeżeli nie zmienimy nawyków cywilizacyjnych, zostanie nam 12 lat do zagłady ludzkości”.
Czytaj także:
Franciszek i Bartłomiej o złej ochronie stworzenia: Sceneria moralnego upadku
Podobnie brzmiące komunikaty czytamy każdego dnia. Nagłe kataklizmy, anomalie pogodowe, susze wpływające na uprawy i stan „płuc Ziemi”, to już nie alarmistyczne scenariusze futurologów, ale codzienność.
Zmierzyć się z nią musimy nie tylko jako mieszkańcy planety, ale również – chrześcijanie, którzy wierzą, że Ziemia jest wielkim darem naszego Stwórcy, w którym człowiek ma wzrastać w Bożej łasce.
W sprawie katastrofy klimatycznej od dłuższego czasu zabierają głos hierarchowie największych Kościołów chrześcijańskich. Od papieża Franciszka, poprzez patriarchę ekumenicznego Bartłomieja, aż po przedstawicieli Kościołów starokatolikich, anglikanów, ewangelików augsburskich i reformowanych.
Wszystkie te głosy brzmią podobnie. Wskazują na związek zmian klimatu z trzema zasadniczymi obszarami ludzkiego życia duchowego. Stosunku do Boga oraz bliźniego, moralności osobistej i publicznej, a także odpowiedzialności za przyszłość nas samych i przyszłych pokoleń. Chrześcijańskie spojrzenie na problem zmian klimatycznych nie ma więc charakteru wzniosłych postulatów, teorii filozoficznych lub tworzonych „na papierze” ideologii. Ma wymiar bardzo praktyczny w życiu każdego wiernego i uczy wypracowania właściwych relacji z otaczającym nas światem.
W Polsce mogą wyginąć świerki
Chrześcijaństwo nie neguje faktu, że zmiany klimatyczne na Ziemi są w pewnym wymiarze stałym elementem dziejów naszej planety. Od początku stworzenia znajduje się ona w fazie rozwoju. Ruchy kontynentów, zwiększanie się lub zmniejszanie obszarów zlodowacenia, kurczenie się lub rozszerzanie oceanów, pustynienie gleby lub zmiany flory i fauny były rozciągnięte na przestrzeni milionów lat i wielu epok geologicznych. I jako takie – są zjawiskami neutralnymi moralnie, wpisanymi w Boży plan istnienia planety.
Gorzej dzieje się, gdy te procesy próbujemy naszą bezrefleksyjną postawą przyśpieszać. Dokonany w ostatnich 150 latach gigantyczny postęp techniczny i cywilizacyjny doprowadził do największych, nagłych zmian w ekosystemie od tysięcy lat.
Jednym z najbardziej widocznych efektów tych zmian jest olbrzymi wzrost emisji gazów cieplarnianych, szczególnie dwutlenku węgla. Występują one w atmosferze naturalnie, jednak intensywna gospodarka prowadzona przez człowieka powoduje ich niezdrowy wzrost obecności. Jak podkreślił w swoich raportach działający przy ONZ Międzynarodowy Zespół ds. Zmian Klimatu, w ostatnim stuleciu wzrost emisji gazów cieplarnianych doprowadził do podwyższenia temperatury na Ziemi o średnio 0,8°C. Jeżeli utrzyma się tempo zmian w ekosystemie, w 2100 roku temperatura może wzrosnąć już o 2°C. W Polsce, ten wydawałoby się niewielki arytmetycznie wzrost spowodowałby wyginięcie wielu rodzaju drzew, np. świerków.
Zaburzona harmonia między Stwórcą a stworzeniem
Tego rodzaju sytuacja stanowi bezpośrednie zagrożenie dla życia człowieka, egzystencji zwierząt i świata roślin. Jest więc obiektywnie – stanem poważnego grzechu wobec Boga i jego stworzenia. Co więcej, grzechu zawinionego wobec naszych bliźnich, prowadzącego do pogorszenia się stanu zdrowia ludzi. Rabunkowa i nie licząca się z ekosystemem gospodarka, jak również nieograniczona i nieuzasadniona konsumpcja burzą harmonię pomiędzy Stwórcą i stworzeniem. Wprowadzają nieporządek i chaos pomiędzy Bogiem i człowiekiem oraz w relacjach międzyludzkich.
Nie można uważać się za chrześcijanina i jednocześnie, bez żadnej refleksji moralnej, niszczyć świat stworzony i przyrodę: lasy, zwierzęta, rośliny i ziemię. Panowanie nad stworzeniem, które Bóg zalecił człowiekowi już na pierwszych stronach Księgi Rodzaju, nie równa się tyranii i eskterminacji.
Pogląd ten podtrzymał sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kard. Pietro Parolin podczas ubiegłorocznego szczytu ONZ w sprawie zmian kilmatu (COP24) w Katowicach. Przyznał, że w samym Kościele katolickim przez długie lata dojrzewała świadomość, że zmiany klimatyczne to nie tylko temat do dyskusji ekspertów, lecz wielkie zagadnienie moralne.
Konsekwencje najpierw dotykają najbiedniejszych
W słynnej „ekologicznej” encyklice „Laudato si” ogłoszonej w 2015 roku papież Franciszek wprost odniósł się do problemu zmian klimatycznych. Okreśił je mianem jednego z największych wyzwań dla ludzkości.
Zauważył ciekawą prawidłowość – największą cenę za te procesy poniosą kraje rozwijające się. Miliony ludzi mieszkają na terenach, gdzie nastąpiło w ostatnich dekadach ogromne ocieplenie. Uniemożliwia ono praktycznie życie na tych obszarach i zmusza do migracji. Środki utrzymania tych rzesz ludzi do tej pory zależały najczęściej od lokalnego ekosystemu i zasobów naturalnych.
Niestety, współczesny system międzynarodowy nie uznaje migracji z powodu degradacji środowiska naturalnego i pozostawia takie społeczności najczęściej samym sobie. „Istnieje powszechna obojętność wobec tych tragedii, jakie dzieją się w różnych częściach świata. Brak reakcji wobec tych dramatów naszych braci i sióstr jest oznaką utraty owego poczucia odpowiedzialności za naszych bliźnich (…)” – napisał w punkcie 25 encykliki.
Czytaj także:
Morza i oceany pełne… plastiku. Jak podwodny świat zamieniamy w podwodny cmentarz
Kolejna rana, którą zadajemy Chrystusowi.
Papież wielokrotnie podkreślił na łamach „Laudato si”, że podejmowane do tej pory przez najbogatsze państwa świata działania na rzecz zatrzymania zmian klimatycznych miały raczej charakter gry pozorów i maskowania rzeczywistych problemów. Stąd potrzebne są przemyślane i długofalowe działania na rzecz zmniejszenia emisji dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych, zastąpienie paliw kopalnych odnawialnymi źródłami energii, energooszczędnej produkcji i transportu.
Szczególnie też przestrzegł przez niszczeniem lasów i puszcz, a zatem także wielu gatunków zwierząt i roślin. Już niedługo, mogą one być znane tylko z kart publikacji encyklopedycznych i starych atlasów. Takie działania są bezdyskusyjnym grzechem przeciwko Stwórcy. „Z naszego powodu tysiące gatunków nie będzie swoim istnieniem chwaliło Boga ani też nie będą przekazywać nam swego orędzia. Nie mamy do tego prawa” – poruszajaco stwierdził papież (pkt 33).
Podobnie postrzega kwestię grzesznej eksploatacji przyrody przez człowieka patriarcha ekumeniczny Bartłomiej. W wielu swoich posłaniach i encyklikach podkreśla on, że rabunkowa gospodarka surowcowa, zanieczyszczanie wód i oceanów jest kolejną raną, którą ludzie zadają Chrystusowi.
Patriarcha polecił nawet mnichom na Półwyspie Athos, aby ułożyli specjalne nabożeństwo przebłagalne za niszczenie przez człowieka ekosystemu. Miłość i solidarność, ale zarazem także pokutę, musimy więc czynić nie tylko wobec Boga i bliźnich, ale także stworzonej przez naszego Ojca natury. Ziemia i przyroda to nasza siostra, którą musimy kochać i wspierać.
JPII: obowiązki względem natury to element naszej wiary
Świadomy chrześcijanin wie, że nie żyje tylko tu i teraz, a czas jego ziemskiej egzystencji powinien pozostawić dobre ślady. Powinniśmy myśleć nad konsekwencjami naszych czynów, zachowań i nawyków. Nie tylko w perspektywie najbliższych godzin i dni, ale również – lat i pokoleń.
Filozofia w stylu „po nas chociażby potop” nie jest postawą do zaakceptowania. Ziemię z wszystkimi jej problemami przekażemy naszym dzieciom i wnukom. Im w gorszym będzie stanie, tym jakość ich życia, a co się z tym jasno wiąże – życia duchowego i moralnego – będzie słabsza. „Chrześcijanie traktują swoją odpowiedzialność jako ład wewnątrz stworzenia i swoje obowiązki względem natury i Stwórcy jako element swojej wiary” – napisał Jan Paweł II w orędziu na Światowy Dzień Pokoju w 1990 roku.
Biskupi anglikańscy z kolei powitali z radością, jako wyraz odpowiedzialności i miłosierdzia wobec ubogich narodów i troski o przyszłość stworzenia, niedawną decyzję brytyjskiego rządu o całkowitym zlikwidowaniu do 2050 roku emisji gazów cieplarnianych.
Nie powinniśmy ograniczać się więc do dyskutowania o zmianach klimatycznych, ale uznając je za kwestię duchową, włączyć nasze zachowania wobec przyrody do codziennego rachunku sumienia.
Spowiadać się z grzechów przeciwko naturze
Grzechy przeciwko naturze wyznawane w sakramencie spowiedzi nie ograniczają się tylko do etyki seksualnej, ale w równym stopniu obejmują zachowania wobec świata przyrody. Warto byłoby zastanowić się nie tylko nad tak już oczywistymi sprawami zaśmiecania otoczenia oraz szanowania lasów, roślin i zwierząt.
Na zmiany klimatyczne wpływają również codzienne czynności jak nadmierne spożywanie mięsa i słodyczy, wykorzystywanie plastikowych, jednorazowych opakowań, niepotrzebne używanie samochodu (np.w sytuacji niedalekich, jednosobowych dojazdów w większych miastach, gdzie bez problemu możemy podróżować komunikacją publiczną), nieograniczone korzystanie z wody i energii itp. Wiadomo, że od razu nie zmienimy wszystkich takich nawyków, ale od czegoś warto zacząć.
W duchu stałej obecności Bożej łaski, na płaszczyźnie naszych zachowań, relacji i odpowiedzialności za własne czyny nie bądźmy głusi na, jak określił to Franciszek w pierwszych słowach „Laudato si” protesty siostry Ziemi „z powodu zła, jakie jej wyrządzamy nieodpowiedzialnym wykorzystywaniem i rabunkową eksploatacją dóbr, które Bóg w niej umieścił. Dorastaliśmy myśląc, że jesteśmy jej właścicielami i rządcami uprawnionymi do jej ograbienia. Przemoc, jaka istnieje w ludzkich sercach zranionych grzechem, wyraża się również w objawach choroby, jaką dostrzegamy w glebie, wodzie, powietrzu i w istotach żywych” (pkt. 2).
Czytaj także:
Czy człowiek w raju był wegetarianinem? Co Kościół mówi o ochronie zwierząt?