Najlepszym coachem jest Bóg, który ma instrukcję obsługi człowieka. Stworzył całą koncepcję, w jakich warunkach może on najlepiej funkcjonować – mówi Małgorzata Kornacka.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Katarzyna Matusz-Braniecka: Skąd pomysł na coaching w życiu człowieka?
Małgorzata Kornacka*:Upraszczając, można powiedzieć, że kiedyś, gdy były bliższe relacje i więcej szacunku do starszego pokolenia, coaching nie był potrzebny. W sposób naturalny mieliśmy autorytety i punkt odniesienia. Dzisiaj to wszystko się zmieniło. Ludzie często mają powierzchowne relacje, a potrzeba, żeby był ktoś, kto nas wysłucha, zada pytania, sprawi, że zaczniemy samodzielnie myśleć, odpowiadać sobie na pytania, została. Stąd zrodził się pomysł, by w inny niż do tej pory sposób te potrzeby ludzkie realizować.
Używa pani pojęcia „boży coaching”. Czym on jest?
To prowadzenie człowieka w rozwoju, dawnie mu szansy, nadziei, zadawanie konkretnych zadań do realizacji i pytań, na które człowiek szuka odpowiedzi w swoim życiu. Polega na tym, żeby pomóc nam wyjść z naszych ograniczeń i wejść w przestrzeń wolności oraz pięknego życia. Niesamowite jest to, że Bóg nie przyłapuje nas na tym, co nam nie wychodzi, tylko na tym, co nam wychodzi i mówi: dałeś radę. A kiedy coś nie wychodzi, mówi: dasz radę, podnieś się. Masz wszystko, co jest potrzebne, żeby sobie poradzić. Ja jestem z tobą, aby cię wspomagać.
Gdy borykamy się z trudnościami, np. ze stratą pracy, rozwodem czy innymi trudnymi sytuacjami cierpi nasze poczucie własnej wartości – co robić?
Zaniżona samoocena to pierwsza rzecz, która uderzy w sytuacji zdrady, straty pracy. Pojawią się myśli: widocznie jestem gorszy, nie jestem dość dobry, jestem beznadziejny. Skoro nam się coś takiego w życiu przydarzyło, to mamy „dowód”, że tak jest. I w tym momencie musimy złapać dystans do naszych myśli.
Człowiek wpada w pułapkę, zakłada, że jak już tak pomyślał, to jest to prawda o nim. Praca nad poczuciem własnej wartości polega na tym, żeby złapać dystans do tych myśli, które są w naszej głowie. Najlepiej je sobie zapisać.
Jaką postawę przyjąć wobec osób, które nas ranią?
Z góry przebaczyć. Jeśli nie przebaczymy, mamy mur między sobą a tą osobą. Przebaczenie nie polega na tym, że powiem: nic się nie stało. Jeśli przebaczam, to znaczy, że coś się stało, ktoś mnie zranił. Przebaczenie nie umniejsza też winy, nie niweluje jej, lecz uwalnia nas od karania tej osoby, która nas skrzywdziła.
Jak się zachowywać kiedy osoba, z którą rozmawiamy, jest w silnym gniewie?
Postawić granicę, powiedzieć: porozmawiamy, jak będziemy oboje spokojni. Gdy zagraża to naszemu życiu, uciekać. Jeśli nie jest na tyle zdenerwowana, żeby nas nie usłyszeć, warto powiedzieć, że nie zgadzamy się na takie traktowanie. Uświadomić rozmówcy, że to nas rani, że zależy nam na tej relacji i nie chcemy, żeby ona tak wyglądała.
Warto pamiętać, że im silniejsze są w nas emocje, tym gorzej funkcjonuje nasza logika. Czasami drugi człowiek jest jak pełna szklanka. My próbujemy coś do niej nalać, a tam się cały czas wylewa, nic nie trafia. Musimy zaczekać, aż się ta szklanka opróżni, przy czym – nie na nas. Tylko wtedy, gdy jest przestrzeń, jest możliwy dialog.
Ktoś na nas krzyczy, a my nie wychodzimy. Dlaczego pozwalamy na przekraczanie granic?
Jest wiele powodów, np. chcemy być grzeczni. Grzeczność zakłada, że wysłucham kogoś do końca. Tylko mamy tutaj niewłaściwe przełożenie. W momencie, gdy ktoś na nas krzyczy, nie mamy obowiązku wysłuchiwać go do końca. Możemy mu przerwać i powiedzieć: proszę cię, mów spokojnie, nie rozumiem, co do mnie mówisz, jak na mnie krzyczysz. Jeśli to nie wystarczy, możemy powiedzieć: przepraszam cię, ale muszę wyjść.
Czasami się boimy.
Zgadza się. Może pojawić się lęk przed tym, że jeśli będę stawiać granicę, to np. stracę pracę, gdy agresorem jest pracodawca albo pogorszę relacje w zespole. I to jest pułapka w myśleniu. Gdy ludzie postępują bez refleksji, gdy są bardzo zdenerwowani, to krzyczą, a druga osoba może nie mieć siły się przebić i powiedzieć: nie wolno ci tego robić, ranisz, stosujesz przemoc.
Bywa, że jak fala zalewają nas negatywne myśli, co pani radzi?
Metoda jest bardzo prosta i trudna zarazem (śmiech). Polega na tym, żeby wziąć swoje życie w swoje ręce. W sposób automatyczny negatywne myśli będą nam przychodzić do głowy, ale to my sami musimy zmienić nasz sposób myślenia. Podjąć decyzję: nie będę tak myśleć.
Przez takie myślenie jestem okradana z radości, której teraz mogłabym doświadczyć, gdybym zmieniła swoje podejście. Mogłabym się śmiać z moimi dziećmi, sprawiać przyjemności innym albo sobie. Na tym powinniśmy się skupić. Warto odpowiedzieć sobie na pytanie: jakie korzyści przynosi mi zamartwianie się? Jaki mam w tym „interes”, dlaczego to robię? Czego mnie ono pozbawia? Czasami ludzie się zamartwiają, bo chcą siebie ukarać. Tylko to nie sprawia, że żyje im się lepiej, lecz gorzej. Jedno to jest to, co mi się zdarzyło, drugie, to jest to, co ja teraz z tym robię.
A konkretnie, co moglibyśmy zrobić?
Kiedy zdałam już sobie sprawę z tego, że znowu przyszła mi dołująca myśl do głowy, to muszę podjąć wysiłek i zająć się czymś innym, odwrócić swoje myślenie. Zadzwonić do kogoś, zająć się jakąś aktywnością. Często jesteśmy bezwolni i pozwalamy, żeby te automatyczne myśli decydowały o naszym życiu. A to ja mam decydować, mam wziąć swoje myśli w swoje ręce. Oczywiście, że to nie będzie łatwe.
Muszę zacząć od małego kroku, jednej myśli. Od pięciu minut przestrzeni, kiedy uda mi się oddalić tę myśl i zająć się czymś innym. Potem uda mi się dziesięć minut o czymś nie myśleć i poszerzać ten zakres pozytywnego, dobrego myślenia i obrania kursu na dobro.
*Małgorzata Kornacka: psycholog, certyfikowany psychoterapeuta poznawczo-behawioralny, doradca zawodowy, trener Kompasu Kariery, trener rozwoju osobistego. Wykładowca w Gdańskim Archidiecezjalnym Kolegium Teologicznym. Pomysłodawczyni i współautorka warsztatów dla kobiet „Jak Judyta”. Jest żoną od ponad dwudziestu lat i mamą dwójki nastolatków. Właśnie na rynku ukazała się jej książka „Boży coaching. To Ci się opłaca. Jak Biblia może pomóc w terapii”, Wydawnictwo Fronda.
Czytaj także:
„Milcząca rewolucja”. Co może wydarzyć się z powodu dwóch minut ciszy?
Czytaj także:
Naucz się być swoim własnym coachem
Czytaj także:
Coaching – rozwój czy rozbój?