Moralność bez wiary może istnieć, ale jest jak dryfujący na oceanie statek bez kotwicy i macierzystego portu. Można nim płynąć, ale czy ktoś zagwarantuje bezpieczne dotarcie do celu?
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Kampania sprzed kilku lat, która wystawiała plakaty z hasłem: „Nie zabijam. Nie kradnę. Nie wierzę” to coraz częstsze przedstawienie moralności jako czegoś, co wcale nie musi być powiązane z wiarą i może istnieć zupełnie autonomicznie. Bardzo powszechne stało się również kontrowanie typu dobrego, ale niewierzącego człowieka z typem człowieka wierzącego, jednak krzywdzącego innych. Czy we współczesnym świecie wciąż można stawiać za wzór moralność, której podstawowym punktem odniesienia jest wiara?
O moralności, rozumianej jako zdolność odsądzania dobra od zła, wiele się mówi i jeszcze więcej się ocenia w kategoriach dobra i zła. Co do zasady, zazwyczaj oceny dokonywane przez ludzi są zbieżne. Wszyscy potępiają okrutne morderstwa, gwałty, przemoc na dzieciach, czy też zwyczajne kradzieże. Jest to dowód na to, że każdy jakąś, automatycznie wbudowaną, moralność posiada i brzydzi się postępowaniem złym, czyli takim, które wywołuje ból i krzywdę.
Powszechnie nazywa się to wyznawaniem wartości uniwersalnych, wspólnych niemal każdemu człowiekowi na całym globie, które wywodzą się z prawa naturalnego, racjonalnego i empirycznego poznawania świata bądź też są wynikiem pracy ludzkiego intelektu zakorzenionego w wieloletnim rozwoju ludzkiej cywilizacji. Stanowi to dosyć dużą zmianę wobec obowiązujących wcześniej systemów wartości, które swojego źródła szukały w czymś nadprzyrodzonym, dla których moralność była wyznaczana przez prawo boskie. Obecnie oba te podejścia występują równolegle, stykając się w wielu punktach wspólnych, a czasami też doprowadzając do większych konfliktów, jak ten wymieniony powyżej, pomiędzy dobrym i niewierzącym człowiekiem, a wierzącym i złym.
Szukanie odpowiedzi na problem łączności między wiarą a moralnością ma dosyć pragmatyczne znaczenie dla kwestii wychowania przyszłych pokoleń. Jeżeli religia nie gwarantuje, że jej wyznawcy postępują moralnie dobrze, to czy nie lepiej uczyć dobra uniwersalnego bez konieczności wyprowadzania go z wiary? Czy nie prościej wytłumaczyć „nie bij kolegi” tym, że będzie go bolało, niż tym, że zabronił tego Bóg? A jednak to piękne myślenie odwołujące się do ludzkiego altruizmu jest dosyć banalne i na dłuższą metę bardzo złudne. Wystarczy bowiem spojrzeć na problematykę moralności z perspektywy jej źródeł.
Jeżeli system wartości pochodzi od człowieka (tudzież opracowanego przez niego prawa naturalnego) to przez człowieka może też być zmieniony – jest on zdecydowanie bardziej kruchy. Inaczej w systemie wartości pochodzącym ze Słowa Bożego. On nie ulega zmianom. Dekalog nie zmienił się w ciągu mijających stuleci, nieustannie będąc wyznacznikiem moralności dla całej społeczności judeochrześcijańskiej. Co więcej, jest on jeden dla wszystkich i jak się wydaje, został tak prosto napisany, by nie musieć ulegać dalszym interpretacjom.
„Nie zabijaj” oznacza, że masz nie zabijać i kropka. Więcej nie potrzeba. W przypadku moralności uniwersalnej każdy może mieć swoje wykładnie tego, co się w niej mieści, a co nie. Dosyć niebezpieczne jest pozostawianie chwiejnemu człowiekowi decydowania o kwestiach, co jest dobre a co złe.
Wobec tego wszystkiego można wyciągnąć jednak wciąż aktualny zarzut. Co z tego, że moralność wypływająca z wiary jest jednoznaczna i niezmienna, jeżeli tak wielu wierzących nie trzyma się jej ściśle? Niewątpliwie to bolesna sytuacja dla ludzi wierzących, że są takie osoby, które mówią o sobie wierzące, jednocześnie swoim postępowaniem zupełnie odbiegając od tego wzoru.
Jeżeli moralność będzie mierzona poprzez to, jak postępują ci, którzy ją wyznają, to można dojść do bardzo absurdalnych wniosków. Każdy człowiek przecież dąży do dobra, nawet jeżeli jest to tylko i wyłącznie wąskie rozumienie egoistycznego pseudodobra. Co zatem z ludźmi, którzy postępują źle i mówią, że nie są wierzący, tj. wyznają inne systemy wartości? Można dojść do wniosku, że one nie istnieją, skoro można postąpić wbrew nim.
To poprzez to, skąd wartości się biorą i jaki mają charakter, można popatrzyć na ich wyznawców. To z charakteru moralności chrześcijańskiej płynie nadzieja dla ułomnego człowieka, przykazanie miłości przy jednoczesnej Bożej sprawiedliwości. I to jest najważniejszy argument dotyczący moralności płynącej z wiary – ostatecznie ze swojego postępowania trzeba będzie zdać sprawozdanie Bogu. Moralność bez wiary może istnieć, ale jest jak dryfujący na oceanie statek bez kotwicy i macierzystego portu. Można nim płynąć, ale czy ktoś zagwarantuje bezpieczne dotarcie do celu?
Czytaj także:
Wiara w korporacji. Uczciwość, praca na maksa i… zero nadgodzin
Czytaj także:
Czy twoje serce leży na półce?
Czytaj także:
Jesteś człowiekiem religijnym czy wierzącym? Teolog Domu Papieskiego wyjaśnia niebezpieczeństwa