Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Aktor Krystian Wieczorek, znany m.in. z roli w serialu „M jak Miłość”, na swoim Instagramie często pisze o Bogu i swojej relacji z Nim. Zapytaliśmy go więc, jak o tę relację dba, czy Bóg zawsze był mu bliski i o to, jak radzi sobie z duchowymi kryzysami.
Marta Brzezińska-Waleszczyk: Kim dla ciebie jest Bóg?
Krystian Wieczorek: Relacją. Nie patrzę na nią w kategoriach transcendentnych. Podstawą miłości jest dbanie o drugą osobę, poświęcanie czasu. Tak patrzę na relację z Bogiem, staram się ją pielęgnować. Dzięki pracy więź się umacnia. Widzę to w trudnych chwilach. To jak kompas. Kiedy coś się dzieje, sięgam po niego i wracam na właściwą ścieżkę. Bóg bez praktyki to pusta definicja.
Nie ma wierzącego-niepraktykującego?
To jak żyjący nieoddychający. Uciekanie przed odpowiedzialnością, byciem z Bogiem na serio. Kryzys wiary? Często to po prostu lenistwo, przez które ktoś nawet nie wszedł na ścieżkę wiary, tak na serio. Kryzys może się pojawić, ale kiedy wejdzie się głęboko w praktykę.
Łatwiej dbać o relację tak „po ludzku” – zabierasz kogoś na kawę, przytulasz, wysłuchujesz. Jak dbasz o więź z Bogiem?
Jeśli świadomie tęsknisz za miłością, to nie jest to trudne. Tęsknota motywuje do zaspokajania potrzeby bliskości. Aby być blisko, potrzeba starania. Może być trudno, kiedy nie ma namacalnego feedbacku. Ale on jest, gdzie indziej!
Gdzie?
Relacja z Bogiem daje niewyobrażalny spokój i harmonię. Trzeba być cierpliwym. Czekamy na fajerwerki, ale to tak nie działa. One się zdarzają, zwykle na początku. Można to porównać do ludzkiej namiętności, to jak seks z Bogiem. Ale potem zaczyna się robota, trudna i żmudna. Wchodzi się na kolejne piętra miłości, relacji.
Loading
Krystian Wieczorek: Przez większość życia byłem duchowym cwaniakiem
Nie zawsze Bóg był dla ciebie ważny. Czego ci brakowało, że zacząłeś Go szukać?
Był, zawsze! Tylko nie zawsze zdawałem sobie z tego sprawę, ta relacja była „po mojemu”. Kiedy powiedziałem: „niech się dzieje, jak Ty chcesz, decyduj, co mi dasz, to biorę”, wszystko się zmieniło. Jezus zapytał Piotra trzy razy, czy Go kocha. Trzy razy! Piotr zapewnił, że tak, ale… Próbujemy układać tą relację po naszemu, a kiedy oddamy Jemu pole działania, napięcia znikają. To przełom – nie po mojemu, ale po Bożemu.
Jak się zmieniło twoje życie po tym przełomie? Wskażesz konkretny moment?
To był raczej proces, szereg sytuacji. Przez większość życia byłem duchowym cwaniakiem, trochę orientu, trochę czegoś innego. W końcu pomyślałem, że mam pod ręką tradycję, po co szukać dalej? Może zadecydowała taka męska ciekawość – skoro coś zaczynam, to konkretnie, z pełną świadomością i wiedzą. Pomyślałem, że gdybym miał zostać ateistą, to chciałbym wiedzieć, co odrzucam. Były też ciekawe spotkania – ktoś podesłał Szustaka, innego kapłana. Kiedy masz do czynienia z przeciętnym kościołem, takie olśnienia dużo wnoszą. Szukasz głosu, który ci odpowiada i nie ma w tym nic złego! Ludzie w kościele wstydzą się wymagać od księży. A skoro jesteś we wspólnocie, masz prawo wymagać.
Czego wymagasz?
Przygotowania i pasji. Tego, by nie odwalać chałtury. Traktowania duchowości serio, też jako drogi intelektualnego rozwoju. Trudu, jaki sobie ktoś zadaje, by przemówić do ludzi. Nie lubię, kiedy ksiądz wychodzi i czyta list od biskupa o zbieraniu kasy na remont. Tak, wiem, też ważne, ale można to zostawić na koniec. Lenistwo doprowadza mnie do pasji. Wiem, że ksiądz może być wypalony, ale dużo jeżdżę i widzę, że księżom się nie chce.
Mamy prawo oczekiwać, ale i krytykować. Ale to często jest odbierane jako atak na Kościół…
…i na społeczność, wspólnotę. Nie zawsze wszystko musi się podobać. Mamy prawo do swojego zdania. Jasne, nie przychodzę do kościoła dla księdza, ale on jest potrzebny, jest apostołem, powinien inspirować.
Wieczorek: Niedziela to dla mnie dzień na refleksję o Bogu
Odwróćmy pytanie. Wymagasz od wspólnoty, a co dajesz od siebie? To, że się odświętnie ubierasz na mszę, już wiem.
Jeśli na kimś mi zależy, to na spotkanie z nim przygotowuję się. Opakowanie nie jest najważniejsze, ale nie wyobrażam sobie pójścia na randkę w łachmanach. Może to banał, ale odświętne traktowanie relacji nadaje jej wyjątkowości. To też wyraz szacunku do siebie – z czym idę, czy się spóźniam. Wpis o ubraniu był punktem wyjścia do dyskusji o szeroko pojętym przygotowaniu. Na Dominikanie ludzie do kościoła chodzą jak na wesele! W ten sposób pokazują, jak im zależy. Celebrowanie jest fajną odskocznią w codzienności.
Jak celebrujesz niedziele?
Czytam lektury wyłącznie związane z duchowością. To dzień na refleksję o Bogu. Oczywiście staram się codziennie dbać o duchowość, ale w natłoku spraw to może umykać. Chcę więc, by niedziela była wyjątkowa.
Zadeklarowałeś, że nie pracujesz w niedziele, przez co uznano cię za odszczepieńca. Trudno jest w branży filmowej z wartościami, które wyznajesz?
Tak. Na własne życzenie oddaliśmy wolność (nie mam na myśli tylko filmowej branży). Zapomnieliśmy, że niedziela to dzień, by zaciągnąć ręczny, zobaczyć, co jest w życiu ważne. Zawsze określała nas rodzina, tradycja, duchowość. Dziś na pytanie „kim jesteś”, mówisz o robocie. Aktor. A powinienem powiedzieć mąż, ojciec… Duchowość została wykasowana z codzienności.
Loading
Na Instagramie pokazuję, że chrześcijanin to nie beton bez poczucia humoru
Otwarcie mówisz o wierze, wartościach, a przyznawanie się do nich w dziś nie jest oczywiste. Nie boisz się zaszufladkowania – „to ten kościółkowy aktor”?
Tym, co się o nich mówi, przejmują się chłopcy. Dojrzałem do tego, że opinie innych (poza rodziną, bliskimi) średnio mnie obchodzą. Czego miałbym się bać? Z premedytacją używam Instagrama. Miałem wątpliwości, ale zobaczyłem w nim szansę na dawanie świadectwa. W końcu jesteśmy apostołami. Nie nawracam na siłę, pokazuję moją drogę. Jeśli przy okazji zainspiruję, to super. Staram się to robić mądrze i dowcipnie, wiem, że nie do wszystkich trafię.
Czujesz się wezwany do dawania świadectwa?
Bierzmowałem się przed ślubem. Czytałem Dzieje Apostolskie – o gościach, którzy poszli w świat, choć nie było łatwo. Bierzmowanie jest dołączeniem do nich. Jak? Każdy ma swoją drogę. Staram się pokazywać, że chrześcijanin to nie beton bez poczucia humoru. Pokazywać duchowość inteligentnie. Warto porzucić założenie, że coś dla mnie oczywistego jest takie samo dla innych. Dla innych to może być odkrycie. Tym samym narzędziem można zabić i wyrzeźbić Matkę Boską. Staram się robić to drugie. Jeśli zainspiruję jedną osobę, to warto.
Są role, których nie przyjąłbyś ze względu na swoje wartości?
Aktorstwo to zwariowany zawód. Wymyka się etycznym granicom. Zakładam, że ma przynosić przyjemność i rozrywkę, dobrze, gdyby była mądra. A że czasem aktorzy grają morderców, gwałcicieli? To tylko rola, ktoś musi ją odegrać. Im bardziej oddziela się zawód od duchowości, tym lepiej. Zawód mnie nie definiuje. Ale już ludzie z, którymi się na swojej drodze zawodowej spotykam, tak. Odciskają na mnie swój ślad, a ten ślad nie zawsze jest taki jaki bym chciał. Więc to nie rola jest przeszkodą, ale ludzie, z którymi chcę lub nie chcę pracować.
Wieczorek: Bóg daje właściwą perspektywę, definicję miłości, pełnię
Wiara jest trudna?
Uświadamia wiele o sobie samym, świecie. Zderzasz się z tym, to niełatwe. Świadomość jest trudna, a wiara bardzo ją pogłębia. To, co trudne, jest najpiękniejsze, tego, co przychodzi łatwo, nie doceniamy. Nie chcę tworzyć teologii trudności. Nie chodzi o namordowanie się, by docenić. Nie trzeba szukać cierpiętnictwa na siłę. To syndrom człowieka zachodu, który szuka konsumpcji i rywalizacji. Ciągle się porównujemy, w religii też. On idzie na boso, to ja na kolanach! On czyta Biblię, medytuje, ja za mało. Uprawiając duchowy wyścig, myślimy o sobie. Zły to wykorzystuje. Wystarczy robić tyle, ile możesz. Choć ja wciąż mam niedosyt, wrażenie, że robię za mało.
Jak przeżywasz kryzysy – jako próbę wiary?
Obwiniam siebie. Najtrudniej jest, kiedy powątpiewam, zaczynam działać po swojemu, nie po Bożemu. Mam wrażenie, że zaczynam ciągle od nowa. Kiedy pielęgnuję relację, dbam o nią, jest w porządku. Kiedy tylko poluzuję, zaczyna się sypać. Zły jest wyrachowany. Po co się męczysz, wybierz łatwiejsze... Te podszepty wytrącają. A tu trzeba trwać, mimo wszystko – dlatego bohaterami są dla mnie ks. Twardowski czy Matka Teresa.
Kryzysy pomagają ci wracać na kurs?
Staram się nie ignorować znaków. Kiedy w relacji coś zaczyna zgrzytać, trzeba się połapać w odpowiednim momencie. Nie dać się przywalić tonami grzechu. Powiedzenie „Bóg jest dla mnie najważniejszy” jest trudne. Ale to Bóg daje właściwą perspektywę, definicję miłości, pełnię. Trzeba wszystko oddać i zaufać, nie sobie, Bogu. To nieustająca robota, a zwroty przychodzą w nieoczekiwanych momentach. Trzeba odczytywać znaki, nie czekać na fajerwerki. Mieć otwarte oczy na subtelności w relacji.