Widzę w odzewie kobiet ogromną ulgę. Wreszcie mogą stanąć przed lustrem, spojrzeć na siebie i powiedzieć – ok, jestem wystarczająca, mogę iść po bułki tak, jak wstałam i naprawdę świat będzie się dalej kręcił, słońce nie zgaśnie.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Anna Malec: Dlaczego zdecydowałaś się na umieszczenie w social mediach swoich „nieidealnych” zdjęć, opatrzonych hasztagiem #JestemWystarczająca?
Natalia Białobrzeska*: Moje social media to jest tak naprawdę przedłużenie mnie, moich myśli, tego, co aktualnie we mnie pracuje. Dokładnie tak jest z akcją #JestemWystarczająca. To jest temat, który do mnie przylgnął, próbował przez wiele lat i w końcu udało mu się to na dobre.
Stawiłam mu czoła, a to oznaczało przemyślenie, przeżucie i skonfrontowanie się ze sobą. Zastanawiałam się, dlaczego myślę tak a nie inaczej, czym się kieruję, jakie wybory podejmuję i dlaczego, i jak to oddziałuje na najbliższe mi otoczenie, czyli na moją rodzinę, dzieci, przyjaciół, znajomych.
Obudziłaś się pewnego dnia i po prostu poczułaś, że trzeba zrobić taką akcję?
Nie było takiego momentu, w którym coś nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki się zmieniło, ale było jedno wydarzenie, które bardzo mocno zapadło mi w pamięć.
Moja córka, która miała wtedy trzy latka, obserwowała mnie na co dzień i widziała, jak bardzo wkręciłam się w wizaż. Robiłam różne sesje, dawało mi to dużo satysfakcji, bawiłam się make-upem i lubiłam codziennie się pomalować.
Wiktoria przyglądała mi się i widziała np. takie sceny, kiedy mama wybiera się na randkę z tatą i wygląda niesamowicie, tata jest zachwycony. Dla nas to było przyjemne komplementowanie się, coś fajnego, do momentu, aż któregoś ranka nasza córka zabrała moje kosmetyki i zaczęła się malować.
To samo w sobie jest urocze i zabawne. Ale wtedy usłyszałam, jak ta mała dziewczynka mówi – też chcę się pomalować tak jak ty, bo jak będę pomalowana, to będę taka piękna. To było dla mnie kubłem z lodem rzuconym na serce, pobudką i mocnym motywatorem, by przemyśleć, jaki przekaz pomiędzy wierszami daję swojej córce. Jak to, co w świecie dorosłych jest jasne, może być odbierane i interpretowane przez dziecko, jakie przekonania może w dziecku pozostawić. To było punktem zwrotnym.
Zaczęłam sobie zadawać pytania, skąd te moje wybory wynikają, z jakich przekonań.
Wyrzuciłaś kolorowe kosmetyki i zaczęłaś robić sobie zdjęcia bez make-upu, z pociążowym brzuszkiem?
Droga do tego lustra, w którym pokazuję swój pociążowy brzuch, któremu daleko do współczesnych kanonów, jest długa i intensywna i jest tak naprawdę konfrontacją ze swoją własną historią.
Na tej drodze takim reflektorem światła okazała się być książka „Obsesja piękna”, która otworzyła mi oczy na to, na jak wielu płaszczyznach my, kobiety, jesteśmy przygniecione presją – i z zewnątrz i od wewnątrz. Skupiamy się na tym, co powierzchowne, rezygnujemy z radości życia tylko dlatego, że czujemy się źle we własnych ciałach. To jest ogromny problem, który przerzucamy na następne pokolenia, na nasze własne dzieci.
Ta świadomość wznieciła we mnie ogromną wolę powiedzenia stop, pokazania różnorodności, siebie prawdziwej, takiej jaką zawsze byłam, choć np. nigdy nie pokazywałam swojego gołego brzucha, bo po co miałabym to robić. A teraz mam powód i wiem, że to jest tego warte.
Wiele kobiet potrzebuje zobaczyć, że to jest ok, jeśli po ciąży nasz brzuch jest rozciągnięty, ma rozstępy. To nie jest najważniejsze – ten brzuch był nośnikiem życia, cudu i to jest wspaniałe, na tym się skupmy!
Napisało do mnie mnóstwo dziewczyn, które np. od lat nie chodzą na basen, bo wstydzą się swoich grubych ud. Dostałam wiadomość od dziewczyny, która powiedziała, że wstydziła się założyć na wesele fajny kombinezon, bo odstawał jej brzuch. Była już gotowa kupić nową sukienkę, choć tak bardzo chciała iść w tym kombinezonie! W końcu pomyślała – przecież ja trzy miesiące temu urodziłam człowieka i ten brzuch jest mój, jestem wystarczająca. Zdecydowała się pójść w tym swoim wymarzonym kombinezonie a pieniądze, które zaoszczędziła nie kupując nowej sukienki, wpłaciła na rzecz jakiejś fundacji.
To jest wspaniałe, to jest ogromna moc, ale była też potrzebna praca tej kobiety, jej wysiłek, by powiedzieć sobie – jestem ok, jestem wystarczająca, mój brzuch jest ok, mam zamiar bawić się na weselu, tańczyć do białego rana i cieszyć się sobą, swoim ciałem!
Zaskoczyło cię, że kobiety potrzebują takich komunikatów? Że potrzebujemy, żeby nam mówić, że jesteśmy OK właśnie takie – nieidealne?
To przestawienie akcentów jest nam szalenie potrzebne.
Nie chodzi o mówienie, że jesteśmy nieidealne, bo to już jest jakaś ocena i kojarzy się raczej negatywnie, ale właśnie: wystarczające. To jest bardzo ważne, żebyśmy usłyszały i zobaczyły, że kobiety są różnorodne. Jedna ma piegi, druga ma grubsze uda, trzecia wcięcie w talii, a czwarta tego nie ma. I to jest optymalne, dobre, wystarczające. To nie musi być głównym tematem naszego myślenia, nie musimy się ograniczać w życiu, ograniczać różnych aktywności, przeżyć, doświadczeń tylko dlatego, że mamy np. niestandardowo duże stopy – nie!
To jest trud, który nosi w sobie bardzo wiele kobiet i jak też go na sobie dźwigałam. Zamiast cieszyć się jakąś chwilą, skupiałam się na tym, że muszę wciągać brzuch, bo ktoś go jeszcze zobaczy. Przez to przepadło mi wiele fantastycznych momentów, bo czułam presję, skupiałam się na tym, że ciągle jest coś nie tak i ciągle muszę to kontrolować.
Widzę w odzewie kobiet ogromną ulgę. Wreszcie mogą stanąć przed lustrem, spojrzeć na siebie i powiedzieć – ok, jestem wystarczająca, mogę iść po bułki tak, jak wstałam i naprawdę świat będzie się dalej kręcił, słońce nie zgaśnie, a moje dzieci będą najedzone, jak wrócę. I to jest ok!
Pokochanie siebie samej było dla ciebie czymś naturalnym, czy potrzebowałaś sama się tego nauczyć?
Rodzimy się w konkretnym świecie, a on bardzo mocno warunkuje komplementowanie innych, raczej jest krytyczny niż łaskawy. Te standardy są bardzo wyśrubowane i odrealnione, nasiąkamy tym, więc dla mnie to jest oczywiste, że tej miłości do siebie trzeba się uczyć.
Dużo zależy od środowiska, w którym wzrastamy. Jeśli mieliśmy obok mądrych dorosłych, którzy pomogli naszemu poczuciu wartości wzrastać na czymś innym niż to, co powierzchowne, to mamy szczęście.
Ale jeżeli ktoś wyrósł w trudnym, bezlitosnym środowisku, albo takim, które nie widziało problemu, więc tak naprawdę wszystko mogło się do nas przyczepić, gdy byłyśmy małe i nieświadome, to jako osoby dorosłe musimy się z tym zmierzyć.
I myślę, że to dla nas najlepsza próba, jaką możemy podjąć. Być może będziemy się z tym długo zmagać, może wcale do końca nam się to nie uda, bo mamy swoje i moce i słabości, ale podjęcie próby wyłamania się z tej obsesji piękna jest wspaniałym prezentem dla samej siebie i dla swoich dzieci. Wyjdźmy z tej presji, rozbijmy wewnętrzne mentalne lustro, przenieśmy swoją życiową energię na swoje zdolności, swoje wnętrze.
Jak więc wyjść z tej obsesji piękna?
W książce „Obsesja piękna” są bardzo konkretne porady, które działają u mnie i myślę, że są proste i bardzo skuteczne.
Przede wszystkim warto uświadomić sobie ten problem i zlokalizować go w sobie – to już jest bardzo dużo. Druga sprawa to odwracanie wzroku – nie karmię się obsesją piękna, nie obserwuję kont, które są pełne sztuczności, nierealnych obrazków, odrzucam to. Szukam różnorodności.
Słyszałam o badaniach przeprowadzonych w krajach, w których w mentalności ludzi czymś zupełnie normalnym są sauny, w których ludzie są nago i plaże dla nudystów, często dla całych rodzin. Badanie dotyczyło poczucia wartości siebie i poczucia bycia ok ze sobą i swoim ciałem. Okazuje się, że właśnie w takich krajach ludzie mają to poczucie na bardzo wysokim poziomie, dlatego, że widzą ciała innych i widzą, że one są naprawdę różne, że realni ludzie są różni i że to jest normalne, więc oni też się czują ze sobą normalnie.
To jest klucz. Jeśli poczuję się ze sobą normalnie, to przestanę się ciągle na tym skupiać i kręcić się wokół tego, jak bączek. Zacznę swój potencjał, możliwości i życiową energię lokować w czymś innym – np. w zrobieniu takiej akcji!
Jak zamienić oczekiwania, które często tak w nas wrastają, że stają się już jakby naszą składową, na dawanie sobie prawa do bycia taką, jaką jestem?
W ogóle warto zrezygnować z ocen, nawet tych pozytywnych, choć to może wydawać się dziwne. Mówienie jakiejś kobiecie, że jest piękna wydaje się dobre, ale jeśli budujemy swoje poczucie wartości na ocenach z zewnątrz, to dopóki są one pozytywne, to wszystko jest ok, ale co się stanie, jeśli zjawi się ktoś, kto oceni nas negatywnie?
Myślę, że warto to sobie przemyśleć i ulokować swoje poczucie wartości poza zewnętrznymi ocenami, a więc również powstrzymać samą siebie przed ocenianiem innych.
Uważam, że dobre i wspierające dla nas kobiet byłoby mówienie nie o tym, jak super wyglądamy czy jakie mamy ekstra włosy, ale np. o tym, za co się cenimy. Skupmy się na tym, co potrafimy, na naszych umiejętnościach, działaniach.
Odkryć i zaprzyjaźnić się z wrażliwą, wspierającą częścią siebie – jak to robisz między codziennymi obowiązkami?
Dla mnie kluczem jest łagodność i wdzięczność.
Łagodność pomaga mi być dla siebie wyrozumiałą, tak jak byłabym wyrozumiała dla swojej przyjaciółki, która byłaby czymś zmęczona. Z pewnością okazałabym jej empatię, zrozumienie, na pewno nie nakładałabym na nią żadnej presji, nie mówiłabym – rusz się, stać cię na więcej, zdejmuj te dresy i wkładaj ołówkową i szpile i ruszaj w życie!
To już samo w sobie brzmi źle! Gdybym tak zrobiła, byłabym naprawdę zołzą wobec niej. Więc chodzi o to, by tak samo podchodzić do siebie. Jeśli mam gorszy czas, to daję sobie do niego prawo. Dresy, potargane włosy czy jakaś niemoc nie świadczą o tym, jakim jestem człowiekiem. Daję sobie tę łagodność, zaprzyjaźniam się ze sobą, wybaczam sobie różne rzeczy.
Z kolei wdzięczność to jest to wszystko, co pozwala mi mierzyć siebie swoją miarą, nie tą wielkoświatową, ale właśnie swoją. Jestem wdzięczna za to, czego dokonuję, co potrafię, do czego dążę, czego pragnę i powtarzam sobie to, jestem tego świadoma. To jest bardzo ważne, by potrafić siebie docenić. Nie chodzi o jakieś wielkie rzeczy, ale o zwyczajne spojrzenie w lustro i uśmiechnięcie się do siebie.
Na ilu lustrach napisałaś już szminką #JestemWystarczająca?
Rozpoczynałam tę akcję na początku września, kiedy zaczynała się szkoła. Myślałam dużo o uczennicach, dla których szkolny korytarz jest przymusowym wybiegiem, na którym czują się skrępowane samymi sobą. Dla wielu dziewczyn to doświadczenie porównywania, lęku przed tym, że zostaną sfotografowane i wrzucone gdzieś do internetu z niekorzystną miną jest bardzo trudne.
Pomyślałam, że to byłoby cudowne, gdyby na lustrze w szkolnej toalecie mogły przeczytać taką afirmację – jestem wystarczająca. Stąd był mój pomysł pisania na lustrach.
A ponieważ większość kobiet, które mnie obserwuje szkołę już skończyło, akcja rozrosła się na inne lustra, nie tylko te szkolne. I już żeby na nich nie pisać, żeby była mała szkodliwość czynu (śmiech), to zachęcam, by przyklejać kartki z naszym przesłaniem.
Jednak najbardziej akcja rozeszła się w internecie – okazało się, że młode mamy wcale nie mają dużo okazji, by bywać w sklepach czy restauracjach. Dziewczyny robią sobie więc zdjęcia przy swoich domowych lustrach, często dodając do nich swoje historie, bardzo poruszające. Jest tego sporo.
Jestem tym bardzo wzruszona. Jedna artystka podarowała nam zupełnie za darmo swoje prace z przesłaniem #JestemWystarczająca. Dzięki temu mogłyśmy dać je do pobrania dziewczynom, można z nich zrobić plakaty, pocztówki, zakładki do książki. Druga cudowna dziewczyna zaoferowała, że zrobi bransoletki i naszyjniki z tym przesłaniem.
Czuję ogromną wdzięczność, bo to jest właśnie prawda o naszej wystarczalności, o miłości dla siebie – ona tak bardzo jest nam potrzebna, i jeśli zasiejemy ją w nas, to potem kiełkuje takimi pięknymi owocami. Bardzo się tym cieszę.
*Natalia Białobrzeska – mama trójki dzieci, pasjonatka porozumienia bez przemocy, edukacji domowej. Po lekturze “Obsesji piękna” (Renee Engeln) stworzyła akcję #JestemWystarczająca. Wraz z mężem prowadzi bloga Drużyna B.
Czytaj także:
Twoje ciało po ciąży… Jest dowodem na istnienie cudu!
Czytaj także:
Jak zmienia się małżeństwo, gdy pojawiają się dzieci?
Czytaj także:
„Pokażę Ci ścieżkę życia, którą chcę, abyś poszła”. Czuły list od Boga do kobiety