separateurCreated with Sketch.

Święci, którzy mieszkali w sąsiednim pokoju: raport o krwawej ofierze polskich misjonarzy

MISJONARZE
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Zastrzelony przed domem misyjnym w Kamerunie… Bestialsko zabity na terenie klasztoru w Ekwadorze… Zginęła w czasie napadu na ochronkę w Boliwii… W ciągu ostatnich 28 lat zabitych zostało 11 polskich misjonarzy. Aż dwóch w ostatnich tygodniach. Wiedzą, co może ich spotkać, jednak mimo to służą.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

To jest najczarniejszy rok dla polskiego Kościoła misyjnego od 1991 r., kiedy w Peru zamordowani zostali pierwsi nasi misjonarze. W swym DNA mieli zapisane, że gdy się jedzie na misje, trzeba być gotowym na wszystko.

Tylko w tym roku na świecie zamordowano 20 kapłanów! W ich gronie jest dwóch Polaków. W Portoryko ofiarą brutalnego morderstwa na tle rabunkowym padł 63-letni ks. Stanisław Szczepanik ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy, a w Brazylii 71-letni ks. Kazimierz Wojno, pochodzący z diecezji łomżyńskiej misjonarz „fidei donum”.

Ich śmierć była szokiem dla wiernych. Wymowne jest, że ich ofiara życia w medialnych doniesieniach w Polsce prawie nie została zauważona lub potraktowano ją niezwykle lakonicznie.



Czytaj także:
Polski misjonarz zamordowany. Liczne i głębokie rany na ciele kapłana

 

Niezwykle przyjacielski ksiądz oraz złota rączka

Ks. Szczepanika parafianie wspominają jako oddanego ludziom kapłana, niestrudzonego spowiednika i kierownika duchowego, a także wielkiego promotora kultu Bożego Miłosierdzia. „Zawsze odwoływał się do łaski Pana. W trudnych sytuacjach powtarzał: jeżeli Bóg nas tutaj wysłał i jeżeli Bóg chciał, byśmy tu byli, to On nam pomoże” – mówi ks. Jarosław Lawrenz, którego zamordowany kapłan wprowadzał w realia pracy misyjnej w Zairze.

Następnie w 2000 r. razem zakładali placówkę misyjną na Haiti. „Był człowiekiem niezwykle przyjacielskim, otwartym na ludzi, którym służył, ale i braci, z którymi dane mu było pracować. Bardzo pielęgnował relacje – wspomina przyjaciela i mistrza w jednym.

– Gdy razem wyjechaliśmy na Haiti, zajął się klerykami będącymi na początku formacji. Pierwszą rzeczą, od której zaczął tych ludzi przygotowywać do kapłaństwa i otwierać na sens i bogactwo powołania, było Słowo Boże i liturgia. Dla niego Eucharystia była bardzo ważna i myślę, że ktokolwiek go pamięta, to będzie wskazywał na znaczenie kaplicy w jego życiu. Dla niego miejsce spotkania z Panem było bardzo ważne”.

Zamordowany misjonarz spędzał wiele godzin na modlitwie, skąd czerpał siłę do różnorodnych misyjnych zadań: „Był człowiekiem bardzo praktycznym, złotą rączką, która wszystko potrafiła naprawić, co w warunkach misyjnych jest niezwykle przydatne, gdy trzeba sobie radzić mimo ubogich środków”.

Zgodnie z ostatnią wolą ks. Szczepanika, zawartą w testamencie napisanym zakonnym zwyczajem przed wyjazdem na misje, jego narządy przekazano do przeszczepu.

 

Misjonarz i człowiek dusza: bestialsko zamordowany

Ks. Wojno pracował w Brazylii prawie 40 lat, przez ostatnie ćwierć wieku jako proboszcz parafii Matki Bożej od Zdrowia w stolicy kraju – Brasilii. Zapamiętany zostanie jako człowiek pokoju i miłosierdzia, będący zawsze przy boku potrzebujących.

„Gdy budował kościół, to pracował ramię w ramię z murarzami” – wspomina jeden z pracujących z nim księży. Całe godziny spędzał też w konfesjonale. Uwielbiał fotografię i w czasie wielu uroczystości chwytał za aparat i uwieczniał wydarzenie, a potem robił odbitki i obdarowywał nimi przyjaciół i parafian.

„To był człowiek dusza, bez reszty oddany Bogu i swoim ludziom. On żył troskami naszych rodzin, znał nasze dzieci i jak tylko mógł pomagał nam, byśmy mogli zapewnić im dobre wykształcenie, a co za tym idzie los lepszy niż nasz. Jego serce biło już w brazylijskim rytmie” – mówi Jose Gonzaga da Costa, który wraz z proboszczem został napadnięty.


Beatyfikacja polskich męczenników
Czytaj także:
„Nasi” męczennicy. Błogosławieni Michał Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski

Jest on dozorcą na terenie budowanego obecnie centrum katechetycznego. Właśnie stamtąd wracał ks. Kazimierz, gdy został zaatakowany. Pracownikowi mimo zadanych ran udało się zbiec i wszcząć alarm, dla księdza było już za późno na ratunek. Napastnicy związali go drutem i udusili, miał też ślady pobicia.

„Sposób w jaki został zamordowany, pokazuje, jak okrutna to była zbrodnia. Nie było najmniejszej potrzeby, aby dopuszczać się aż takiego barbarzyństwa” – podkreśla Laércio Rossetto szef policji z Dystryktu Federalnego.

Po tragicznej śmierci misjonarza gubernator ogłosił w całym stanie trzydniową żałobę. Ks. Wojno wielokrotnie informował policję o kolejnych kradzieżach w kościele i na plebanii. Na Wielkanoc jego parafia została okradziona, m.in. zrabowano wtedy tabernakulum, które po trzech dniach znaleziono w skupie złomu.

 

Błogosławieni: trwają do końca

Pierwsi polscy misjonarze zostali zamordowani w Peru w 1991 r. Są to dwaj franciszkanie, dziś już błogosławieni, ojcowie Michał Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski. Świadectwo ich wiary – żywej i niezłomnej (nawet w chwilach największej próby) – jest inspiracją i drogowskazem dla ludzi na całym świecie.

Przed wyjazdem na misje o. Michał odważnie powiedział, że „jeśli trzeba będzie dla sprawy Bożej złożyć ofiarę życia, to nie będzie się wahał”.  Z kolei przekonanie o. Zbigniewa, że „gdy się jedzie na misje, trzeba być gotowym na wszystko” wpisane jest w DNA wszystkich misjonarzy.

Mimo wielu niebezpieczeństw trwają do końca. Gdy w sytuacjach konfliktu organizacje międzynarodowe opuszczają ludzi, oni zostają. Głosząc Ewangelię, upominają się o poszanowanie godności i praw ubogich niejednokrotnie stając się solą w oku miejscowych dyktatur, band kryminalnych czy handlarzy narkotykami. Wiedzą, co może ich spotkać, jednak mimo to służą.

 

Święty, który mieszkał w sąsiednim pokoju

Na liście polskich misjonarzy, którzy oddali swe życie dla Chrystusa są: kleryk Robert Gucwa ze Stowarzyszenie Misji Afrykańskich, który zginął w Republice Środkowoafrykańskiej; zamordowany w czasie rebelii w Republice Konga ks. Jan Czuba; zastrzelony przed domem misyjnym w Kamerunie o. Henryk Dejneka OMI; s. Czesława Lorek RSCJ, która zginęła w Demokratycznej Republice Konga; o. Mirosław Józef Karczewski OFMConv bestialsko zabity na terenie klasztoru w Ekwadorze; zamordowany w Tunezji ks. Marek Mariusz Rybiński SDB; i jedyna w tym gronie świecka misjonarka Helena Kmieć, związana z Wolontariatem Misyjnym „Salvator”, która zginęła w czasie napadu rabunkowego na ochronkę dla dzieci w Boliwii.

Warto do tej listy dopisać ks. Adama Borkiewicza ze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich, który zginął w Tanzanii, ratując kolegę-księdza topiącego się w oceanie. „Co mogę powiedzieć do przyjaciela, który stracił życie ratując moje? – pisał w swym świadectwie ocalony ks. Chungu Cycus. – Adamie, jesteś świętym, który mieszkał w sąsiednim pokoju”.



Czytaj także:
Polski misjonarz zamordowany. Miał związane nogi, ręce i szyję

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.