Napakowany Arnold Schwarzenegger spogląda na ciebie radosnym wzrokiem, a z jego oczu bije entuzjazm; albo idealnie zbudowana dziewczyna, opakowana masą mięśni unosi hantle z wyraźną satysfakcją – ile razy widzieliście takie obrazki na plakatach lub kreacjach na Facebooku, zachęcających do tego, by wykupić karnet na siłownię?
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Nowy rok sprzyja zmianom, ale czy akurat siłownia ma być właśnie „tą zmianą”? Czy chcę być napakowany jak kabanos, zbudowany niczym mur chiński i wysportowany jak atleta? Czy naprawdę Arnold Schwarzenegger jest moim ideałem piękna?
Wolnego! Siłownia wcale nie jest – albo nie musi być! – miejscem, gdzie zajmujesz się wyłącznie podnoszeniem coraz większych ciężarów, by po treningu pielęgnować regenerujące się mięśnie. Jeśli masz ambicję, by zostać nową odsłoną hardcorowego koksa, czym prędzej leć na siłownię, ale jeśli poszukujesz choćby odrobiny aktywności fizycznej, a równocześnie pragniesz po prostu poprawić higienę codziennego życia zarówno fizycznego jak i psychicznego – siłownia może być miejscem dla ciebie. Musisz tylko obalić pewne mity i założyć sobie konkretne cele.
Kult ciała
Dla współczesnej, bardzo antropocentrycznej kultury, siłownie stały się czymś w rodzaju miejsc formacyjnych. Nie pielęgnuje się tam ducha, lecz doskonali ciało. I to ono często staje się niemal przedmiotem kultu. Bywalcy siłowni z przesadnym pietyzmem podziwiają siebie, eksponując mięśnie. To dlatego siłownia jest miejscem, w którym panuje dość specyficzny klimat. Zrozumiałe jest, że niektórych może to odstraszać. Widok kilku pakerów, prężących się przed lustrem, albo wydzierających się, by rozładować nagły przypływ adrenaliny spowodowany biciem kolejnego rekordu podnoszonego ciężaru, wielu początkujących może napawać obawą: czy faktycznie dobrze trafiłem? Czy to miejsce zbiorowej obsesji na punkcie własnego wyglądu, czy też przestrzeń, gdzie faktycznie można się po prostu zrelaksować?
Naturalnie, żyjemy w czasach, w których podziw dla ludzkiego ciała jest właściwie swoistym rytuałem. Odbywa się on na Instagramie, na plażach, na ulicach a szczególnie zaś w takich miejscach, jak siłownie. Kult ten wielu przeraża. Człowiek nie jest bowiem ideałem. Nie każdy – nawet przy najlepszej diecie, regularnych ćwiczeniach i ogromnej determinacji – jest w stanie zbudować idealny „kaloryfer”. Wielu z tych, którzy cenią sobie aktywność fizyczną prowadzi też bardzo intensywny tryb życia zawodowego: częste wyjazdy służbowe, praca po godzinach, spotkania biznesowe, zlecenia dla kilku podmiotów jednocześnie. Uprawianie sportu w takich warunkach to naprawdę wielkie wyzwanie. Trudno wówczas marzyć o efektach bliskich ideałom.
A zatem, jeśli myślisz nad zrobieniem sobie noworocznego postanowienia i ma nim być regularny trening na siłowni, postaw sobie najpierw jedno pytanie: czego pragniesz? Relaksu psychicznego i zdrowszego trybu życia? A może faktycznie chcesz zbudować znakomitą sylwetkę i brać udział w zawodach, takich jak Runmaggedon czy Ironman?
Jeśli to drugie: na pewno wystarczy ci determinacji do częstych ćwiczeń. Ale jeśli marzysz o tym pierwszym, może być znacznie trudniej. Niekoniecznie bowiem wejdziesz w „świat koksów”, ale powinieneś się z nim trochę zaprzyjaźnić i na pewno nie patrzeć nań z przesadnym dystansem. A przede wszystkim: pozbądź się myśli, że cokolwiek na siłowni musisz. Bo nic nie musisz. Świadomy trening pod okiem specjalisty przynosi bowiem naprawdę bardzo dużo korzyści, a lepsza sylwetka to właściwie najmniej istotny element spośród tych najważniejszych.
Główka pracuje…
Wielu to pewnie zaskoczy, ale pośród tumultu codzienności, siłownia jest przestrzenią, w której naprawdę można się wyciszyć i odzyskać równowagę. Ma to oczywiście wymierne korzyści. Po pierwsze, zostając de facto samemu ze sobą dokonujemy drobnych retrospekcji. Analizujemy problemy, znajdujemy rozwiązania a – co ciekawe – w miarę postępu w ćwiczeniach wszystkie te gargantuicznych rozmiarów turbacje kurczą się nagle do rozmiarów wręcz lilipucich. Tak po prostu jest, nie pytajcie mnie dlaczego, bo zapewne lepiej odpowiedzą na to specjaliści od psychologii czy choćby wasi trenerzy. W każdym razie ja sam wielokrotnie doświadczałem uczucia, gdy idąc na siłownię czułem, jakby moje nogi okutano tonami cementu, by po dwóch godzinach czuć się zupełnie inaczej. Bywało, że z lekkością sunąłem nad ziemią niczym elfy z uniwersum Tolkiena.
Nie łudźmy się oczywiście tym, że siłownia rozwiąże za nas jakiekolwiek problemy Co to, to nie. Ale pozwala spojrzeć na wiele spraw z innej perspektywy, daje energię do działania, wyzwala z natrętnych myśli, porządkuje je, czyli – jak to się popularnie mówi – doświadczamy świadomego restartu. W czasach, gdy remedium na wiele problemów stanowią używki odłączające człowiekowi układ nerwowy a nierzadko świadomość, takie uczucie wydaje się bezcenne.
A to wszystko dzieje się wówczas, gdy dostarczamy organizmowi potrzebnego mu wysiłku fizycznego. Serducho pompuje krew, jak oszalałe, oddech przyspiesza, temperatura ciała rośnie, mięśnie napinają się czemu towarzyszy przyjemny piekący ból, a kwas mlekowy tryska na wszystkie strony. To naprawdę uczucia warte poświęcenia przynajmniej dwóch-trzech godzin w tygodniu. Nie mówiąc już o zbawiennych dla zdrowia skutkach treningu. Wiadomo, że regularny wysiłek fizyczny pomaga zapobiegać licznym chorobom cywilizacyjnym, takim jak nowotwory czy cukrzyca. Oczywiście nie popadajmy w bałwochwalstwo: nie my decydujemy o tym, jak długo będziemy żyć i na pewno nie znajdziemy żadnego kamienia filozoficznego, zapewniającego nam długie lata życia w dobrym zdrowiu. Ale jeśli możemy sobie trochę pomóc a przy okazji lepiej się poczuć to… dlaczego z tego nie skorzystać?
Czy naprawdę nie mam czasu?
Najczęstszą przeszkodą w realizacji postanowienia o regularnych ćwiczeniach jest oczywiście brak czasu. Praca, obowiązki domowe czy towarzyskie a do tego siłownia… kiedy na to wszystko znaleźć czas?
Nie jest to oczywiście łatwe i zależy od tego, gdzie tak naprawdę na codzień żyjemy. Na wsiach zdecydowanie trudniej jest w pobliżu miejsca zamieszkania znaleźć siłownię. Zwykle trzeba prokonać kilka kilometrów, by móc poćwiczyć. Wtedy dobrym wyjściem jest oczywiście aktywność fizyczna innego rodzaju. W miastach ten problem znika. Siłownie są właściwie na każdym kroku. Niektóre, raczej niewielkie ale dobrze wyposażone, powstają nawet w samym środku większych osiedli, co sprawia, że nie tracimy czasu na dojazd.
No dobrze, ale jeśli mimo to narzekamy na brak czasu, to co robić? Warto pamiętać, że dobry trener rozpisze nam trening tak, by wyjść na przeciw naszym oczekiwaniom. Nie chcesz poświęcać na siłownię dłużej niż godzinę dwa razy w tygodniu? Na pewno da się to załatwić. Dodajmy też, że zawsze istnieje możliwość uczestnictwa w zajęciach zorganizowanych, które zwykle obligatoryjnie trwają najwyżej godzinę. Dobrze jest brać w nich udział, bo rozwijają wytrzymałość, pomagają spalać tkankę tłuszczową i świetnie wpływają na naszą koordynację ruchową.
Umiarkowanie to podstawa
Dla przeciętnego trenującego siłownia powinna być przyjemnością, a nie jedynie rodzajem dyscyplinującego reżimu. Ćwicząc warto oczywiście zmienić trochę jadłospis, ograniczając spożycie słodyczy czy tłuszczy zwierzęcych, ale nie można dać się zwariować. Jeśli nie jesteś sportowcem, nie stawiaj sobie zbyt wielu wymagań. Dobrze jest ćwiczyć silną wolę, ale trening ma być frajdą, czasem odprężenia, nie zaś przyczyną kolejnych stresów. Regularne ćwiczenia zawsze przyniosą efekty, poprawią samopoczucie, staną się zastrzykiem dodatkowej energii.
Pamiętaj, że podstawą takiego zaangażowania musi być jednak umiarkowanie. Chodzi zarówno o dawkowanie ilości treningów – co za dużo, to nie zdrowo – jak i o całą otoczkę towarzyszącą siłowni. Nie daj się zadręczyć wizjom idealnej sylwetki. Warto dbać o siebie, by lepiej się poczuć i być po prostu zdrowszym, ale jeśli kubek gorącej czekolady wypity z przyjaciółmi ma sprawić, że wpadniesz w panikę, od razu przestrzegam cię: wyluzuj! Enjoy yourself!
Czytaj także:
Uśmiech i miłość do ziemniaków. Alfabet Łukasza Piszczka
Czytaj także:
Zupa i paczka papierosów, czyli czego uczy nas Lewandowski?