Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Książka blogerek z popularnego macierzyńskiego kanału na YouTube „Mama lama, czyli macierzyństwo i inne przypadłości życiowe” to absolutny must have dla wszystkich kobiet, nie tylko mam.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Anna Weber i Aleksandra Woźniak są dobrze znane widzom YouTube, gdzie prowadzą popularny kanał o tematyce macierzyńsko-parentingowej „mama lama”. Niedawno opublikowały książkę, którą powinna przeczytać każda kobieta, a już z pewnością planująca zostanie mamą pokaźnej gromadki.
„mama lama”, czyli lekarstwo na matczyne dolegliwości
Jak i w filmach na YouTube, do tematów macierzyńskich dziewczyny podchodzą z wielkim dystansem, luzem, spokojem, a jednocześnie poczuciem humoru. Bo to właściwie coś, co każda z nas „ogarnie”.
Macierzyństwo jest jak składanie prześcieradła z gumką – nikt nie bardzo wie, jak to zrobić, ale koniec końców, każdy je jakoś złoży, ma swój sposób, by ten kołtun wylądował w szafie. I nie ma co stać nad kimś i go pouczać, że nasz koncept jest lepszy – pisze Ania.
Szybko dodaje też, że „macierzyństwo to najintensywniejsza lekcja kreatywności, jaką odebrałam…”. To fakt, dodatkowych umiejętności w CV (gdyby tylko istniała tam taka rubryczka!) można byłoby wpisać całą litanię: elastyczność, cierpliwość, umiejętność organizacji czasu, zarządzania zasobami… – to tylko niektóre.
Niby to wszystko oczywiste, nic specjalnie odkrywczego, ale kiedy słyszy się to od kogoś innego, w tym przypadku mającego wielkie doświadczenie (obie dziewczyny mają po troje dzieci), to uderza do głowy z mocniejszą siłą. I zostaje na długo. Mam nieodparte wrażenie, że książka „mama lama” jest trochę jak uniwersalna pigułka na każdą macierzyńską dolegliwość, a zwłaszcza na zmęczenie codziennymi obowiązkami, brak sił, pomysłów, cierpliwości…
Jesteś mamą? Robisz „to” dobrze!
Po lekturze książki można poczuć ogromny spokój – robisz „to” dobrze, jesteś dobrą mamą, a błędy zdarzają się przecież wszystkim (w końcu nie jesteśmy idealne, i dobrze!). Najważniejsze jest to, że nie poddajesz się, starasz się, każdego dnia (a szczególnie poranka – you know what I mean…) podejmujesz wyzwanie. Nie tylko uspokajające, ale i w jakiś sposób wzruszające jest to, że skoro tak doświadczone mamy publicznie, z wielkim dystansem i poczuciem humoru dzielą się swoimi wpadkami, to te twoje są zupełnie naturalne.
Poruszająca dla czytelnika jest szczerość, z jaką piszą Ania i Ola – nie tylko jeśli chodzi o przyznanie, że czegoś NIE WIEM (przy wszechobecnym przekonaniu, że my matki musimy być omnibusami), ale też jeśli chodzi o opisywanie trudnych życiowych doświadczeń (Ola wspomina na przykład o bulimii).
Autorki wielokrotnie i bardzo szczerze przyznają, jak ważny jest dla nich Bóg i bycie we wspólnocie Kościoła, że te wartości przekazują dzieciom, że ważne jest dla nich małżeństwo i rodzina. Dzięki szczeremu opisowi doświadczeń (ale i okraszeniu ich licznymi anegdotkami) lektura książki mam lam jest jak spotkanie ze zwykłymi-niezwykłymi mamami, takie prawdziwe spotkanie na kawie po sąsiedzku.
Czy to wstyd, że mam dość macierzyństwa? Mamy lamy odpowiadają!
Definicja dobrej mamy? Według Ani jest się nią, kiedy jest się ekspertką od WŁASNEJ rodziny. „Moment, kiedy rodzi się dziecko, to także moment narodzin mamy. I tak jak nie istnieje gotowe dziecko, tak nie istnieje gotowa, od razu ukształtowana mama”. To proces, w który wliczone są porażki, sukcesy, ciągłe doszkalanie, optymalizacja… A najważniejsze – tej umiejętności nigdy nie osiągnie się w 100 proc., żeby dostać certyfikat, glejt, że to „już”. Bo, jak dodaje Ania, jeśli jednego dnia poczujesz, że ogarniasz temat, to już następnego zachowanie dzieciaków sprowadzi cię na parter. Ale świadomość tego, a co najważniejsze – wewnętrzna zgoda na taką sinusoidę – jest niezwykle wyzwalająca.
Dziewczyny dzielą się nie tylko doświadczeniami macierzyńskimi, ale i małżeńskimi.
Jeśli złapię się na tym, że od jakiegoś czasu mijamy się i żyjemy obok siebie, nie czekam, aż to się magicznie zmieni, tylko biorę sprawy w swoje ręce i mówię Łukaszowi, co w nim ostatnio widzę i doceniam. Czekanie na komplementy lub wymuszanie ich jest absolutnie bez sensu – okazujmy miłość, a ona do nas wróci – pisze Ola.
Dziewczyny pisząc o macierzyństwie, pięknie przekazują życiową prawdę o tym, że coś jest… etapem. Po prostu. Dziś jest tak, jutro minie, będzie inaczej. Ania pisze o tendencji traktowania doświadczeń, zwłaszcza porażek, za wyznacznik, że tak już będzie zawsze („moje życie jest przegraną!”). A przecież to tylko jeden dzień – za miesiąc, rok, dekadę będę mierzyć się z zupełnie innymi problemami, może łatwiejszymi do ogarnięcia 😉 Drugą błędną tendencją jest szukanie uniwersalnego sposobu na wszystkie problemy. A to, że on działa teraz, nie znaczy, że sprawdzi się jutro. Albo inaczej, fakt, że pomógł Iwonie, nie znaczy, że sprawdzi się u mnie. „Nie ten sezon”.
Ważnym rozdziałem jest ten zatytułowany „Czy to wstyd, że mam dość macierzyństwa”. Nie ma takiej matki, która choć raz nie poczułaby, że ma dość. Nie ma, a twierdzenie, że jest, to żart. I to nieśmieszny. Lekarstwo? Jak pisze Ola, pozbycie się oczekiwań, WSZELKICH oczekiwań, co pozwala stać się szczęśliwszymi i wdzięczniejszymi ludźmi. A Ania dodaje:
czasem miewamy dość nawet nie tyle samego macierzyństwa, ile dociągania do standardów, jakie sobie wyznaczyłyśmy albo jakie ktoś nam narzucił.
Świetna puenta! Polecam wszystkim mamom – postawcie książkę gdzieś na wierzchu, by w razie potrzeby mieć pod ręką i często do niej wracać.
*Anna Weber, Aleksandra Woźniak, Mama lama, czyli macierzyństwo i inne przypadłości życiowe, Otwarte 2019
Czytaj także:
Małomiasteczkowa… ciąża. Lepszego coveru piosenki Dawida Podsiadły nie znajdziesz!
Czytaj także:
Baszak: Macierzyństwo jest moim powołaniem [wywiad]