separateurCreated with Sketch.

Maciej Miecznikowski: Marzenia nie spełniają się same [wywiad]

MACIEJ MIECZNIKOWSKI
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Katarzyna Matusz - 13.01.20
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
– Myślę, że Bóg jest obecny w moim życiu, ale czasem musi złapać mnie za ramię, jak dobry przyjaciel, którego w pośpiechu nie zauważyłem na ulicy – mówi Aletei Maciej Miecznikowski.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Zanim się spotkaliśmy, znałam twórczość kultowego zespołu Leszcze. Potem oglądałam Macieja Miecznikowskiego w programie Tak to leciało, słuchałam utworów realizowanych wspólnie z Piotrem Rubikiem, podziwiałam go na scenie Teatru Kamienica, w którym występował razem z Emilianem Kamińskim i Olafem Lubaszenko w spektaklu Kolacja na cztery ręce. Potem zaskoczył mnie swoim projektem patriotycznym Wyśpiewać 100 lat Niepodległości. Wydarzenie było wspaniałe, publiczność domagała się bisów, a na koniec ustawiła się długa kolejka do wspólnych zdjęć i po autografy. Na rozmowę przyszedł czas podczas późnego obiadu.   

Katarzyna Matusz: Podczas koncertów wspominasz o swojej rodzinie, o mamie. Co wziąłeś od niej najcenniejszego?

Maciej Miecznikowski: Rodzina zawsze była dla mnie ważna. Teraz mam już swoją, czyli tę najważniejszą, ale zawsze chętnie wracam do mojego domu rodzinnego, do wsi, z której pochodzę. W ogóle z Kaszubami łączy mnie silna więź. Moja mama jest matematyczką, emerytowaną nauczycielką i dyrektorką szkoły. Jest poukładana i precyzyjna. Jak w zadaniu matematycznym. Jeśli robisz je poprawnie od początku do końca, to wynik musi wyjść prawidłowy. Im trudniejsza jest ta droga, tym sukces daje więcej satysfakcji. Tak myślę o swoich zadaniach w życiu i takie kobiety mi się podobają.

Co najbardziej cenisz w kobietach?

Inteligencję, pasję, poczucie humoru. Oprócz mojej mamy znam zresztą tylko jedną kobietę, moją żonę (śmiech). Najbardziej cenię w niej to, jak dużo wysiłku wkłada w pracę zawodową i bycie mamą jednocześnie. A że u niej wszystko musi być na najwyższym poziomie, przy czym wszystko ją ciekawi, wszystkiego by spróbowała, a dzieciom przychyliła nieba, no to gonitwa w moim domu trwa od wielu lat. Najważniejsze, że dzięki temu tematy do rozmowy się nie wyczerpują (śmiech).

Maciej Miecznikowski o małżeństwie

Jaki jest przepis na szczęśliwe małżeństwo?

Przepisu nie znam, ale u nas sprawdza się ciekawość świata. Dzięki niej mamy do omówienia nie tylko nasze bieżące sprawy, ale wszystko, co może nas dotyczyć teraz i w przyszłości. A to jest bardzo pojemne, no bo bardzo dużo spraw wpływa lub wpłynie na nasze życie: od wyboru wójta, przez cenę baryłki ropy, po pożary w Australii. A na to nakładają się jeszcze marzenia. Tylko trzeba je cały czas uzgadniać, żeby były w miarę wspólne (śmiech).

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że pojawienie się dzieci wiele rzeczy uprościło…

Przestałem się zastanawiać, co mam robić. Grać czy może nie grać, zostać czy może wyjechać. Przestałem mieć wątpliwości i przesadnie filozofować. Zdecydowałem, że jestem muzykiem i z tego żyję. Wyszło mi to na dobre nie tylko w sensie praktycznym, ale też przede wszystkim artystycznym. Gram, mam nadzieję, że daję ludziom radość, czyli że robię coś dobrego. Oni przychodzą, kupują bilety, płyty. A ja dzięki temu stale tworzę i czuję, że coraz lepsze rzeczy.

Sztuka to nie jest coś, co samo się robi. Wena nie towarzyszy codziennie żadnemu artyście, to nie jest ekspres do kawy, gdzie w przelocie naciskasz guzik. Dlatego jakieś mobilizujące ramy są konieczne. I w tym sensie rodzina daje napęd. Trzeba mieć codzienny plan, jakiś cel. Nie wystarczy talent, bo nawet największy można bardzo łatwo zaprzepaścić.

Maciej Miecznikowski: Napędza mnie kontakt z ludźmi

Obchodzisz jubileusz 30-lecia pracy artystycznej, zbliżają się też 20. urodziny zespołu Leszcze. Co planujesz, co planujecie razem?

Mamy dużo pomysłów. A mnie jak zwykle wszędzie pełno: teatry, gdzie gram w kilku spektaklach, koncerty plenerowe, w filharmoniach i kameralne recitale solowe, nowe nagrania. Opowiadam o tym czasem na swojej stronie na Facebooku.

Angażujesz się w wielu dziedzinach. Co cię napędza w życiu?

Kontakt z ludźmi. Przede wszystkim z publicznością, choć tu czasem warunki nie pozwalają, dlatego ja zawsze podkreślam, że chcę być blisko widowni i chcę wszystko widzieć. A nie że jestem oślepiony światłami, a poza tym widzę ciemność (śmiech). Pod tym względem jestem chyba trochę nietypowy.

Często nie nazywam koncertów koncertami, tylko spotkaniami muzycznymi. Świadomie kładę akcent właśnie na spotkanie. Uwielbiam też spotkania i rozmowy za kulisami, z moimi kolegami. Prywatnie również dużo gadam, choć napędza mnie też cisza i o prawo do niej często walczę.

Maciej Miecznikowski: Bóg jest obecny w moim życiu

A jak jest z doświadczeniem Pana Boga w twoim życiu?

Nie tak dawno miałem wypadek samochodowy. Zasnąłem za kierownicą. Na całej drodze był straszny tłok, a ja zjechałem na przeciwległy pas. Trafiłem idealnie pomiędzy dwa samochody i zjechałem na pobocze. Zupełnie nic nikomu się nie stało. Przeżyłem – to jako znak, że powinienem być bardziej uważny, przemyśleć parę spraw, bo bywam zagubiony, a przecież wciąż jeszcze mam tu coś do zrobienia. Myślę, że Bóg jest obecny w moim życiu, ale czasem musi złapać mnie za ramię, jak dobry przyjaciel, którego w pośpiechu nie zauważyłem na ulicy.

Marzysz jeszcze o występie z orkiestrą i Michaelem Buble?

Z orkiestrami występuję bardzo często. Jeśli marzenie zamienia się w cel i konkretne działanie, to okazuje się, że czasem się spełnia. A do Michaela po prostu nie zadzwoniłem (śmiech).

Czego ci można życzyć?

Wytrwałości.

Zatem tego ci życzymy.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.