separateurCreated with Sketch.

„To polski Tomasz Merton”. Nasz trapista zaprasza do fantastycznej podróży w czasie i przestrzeni

MICHAŁ ZIOŁO OCSO
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Kiedy w 1995 r. opuszczał Polskę – opuszczał, bo Bóg zawołał go do trapistów – spakował do plecaka Biblię, tomiki poetyckie Miłosza i Brodskiego (zapobiegliwi przyjaciele dołożyli pęto swojskiej kiełbasy).

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Tym, którzy nie mieli jeszcze przywileju spotkać ojca Michała Zioło, przedstawiam go zazwyczaj w krótkich żołnierskich słowach – to polski Tomasz Merton. Kiedy w 1995 r. opuszczał Polskę, gdański klasztor dominikanów i sporą grupę ludzi, dla których był ojcem i przyjacielem – opuszczał, bo Bóg zawołał go do trapistów – spakował do plecaka Biblię, tomiki poetyckie Miłosza i Brodskiego (zapobiegliwi przyjaciele dołożyli pęto swojskiej kiełbasy).


MŁODY THOMAS MERTON
Czytaj także:
Tomasz Merton i Margie Smith, czyli jak mnich zakochał się w pielęgniarce

Ojca Michała z Mertonem łączy więc nie tylko to, że obaj wybrali życie poddane surowej zakonnej regule. Dla obu mnichów bardzo żywym, chyba wręcz życiodajnym „miejscem teologicznym” okazały się również: literatura, sztuka, w ogóle kultura.

Achmatowa, Cwietajewa, Gombrowicz, Miłosz, sławny w świecie francuskiej bohemy malarz Sasza Rzewuski (po spektakularnym nawróceniu i wstąpieniu do dominikanów – o. Czesław) – z nimi i wieloma innymi osobami aranżuje nam ojciec Michał spotkania na kartach Liter na piasku oraz pozwala odbywać fantastyczne podróże w czasie i do miejsc różnych. Ile trzeba mieć przestrzeni, aby stwarzać tak fascynujące światy (w których zresztą o. Michał porusza się jak w przyklasztornym warzywniku)!

I – co bardzo ważne – osobistych historii swoich bohaterów nie traktuje jako ilustracji do teologicznych tez, duchowych wskazówek czy przestróg. Te poszczególne historie rozwija przed nami jak zwoje księgi, która – notowała Szymborska w wierszu Miłość od pierwszego wejrzenia – jest „zawsze otwarta w połowie”. A to oznacza: nigdy nie mogę mieć pewności, co jeszcze może się zdarzyć.

Litery na piasku, a także wiele innych tekstów i książek ojca Michała, przywracają nadzieję, że bliskie więzi religii i sztuki są możliwe. Że te dwie siostry, które od zawsze starały się pomagać człowiekowi w czytaniu świata i towarzyszyły mu w poszukiwaniu sensu (a także Sensu) – mimo narastających między nimi przez dziesięciolecia obcości i wrogości – mogą na nowo nawiązać więzi. Więcej: dla dobra nas wszystkich powinny to zrobić.

Choćby dlatego, że to właśnie literatura i sztuka uczą nas uważności w spojrzeniu na otaczający świat i konkretnego człowieka – jego historię i los. A z uważności zazwyczaj rodzą się pokora i empatia. Te zaś współbrzmią z wezwaniem: „Chcę raczej miłosierdzia, nie ofiary” (Mt 9,13).

To, w jaki sposób sztuka potrafi zobaczyć i opisać człowieka – zwłaszcza tego złamanego cierpieniem czy raniącego i krzywdzącego drugiego – opowiada również o tym, jak patrzy Bóg. A On patrzy tak, jak w przypowieści o kobiecie pochwyconej na cudzołóstwie. Wobec żądań uczonych w Piśmie i faryzeuszy, żeby tę grzeszną kobietę osądzić, Jezus początkowo milczał i jedynie pisał coś na piasku.

Jednak kiedy oskarżyciele nadal domagali się od Niego osądu tej, którą zgodnie z prawem mojżeszowym należało ukamienować, Jezus powiedział: „«Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień». I powtórnie nachyliwszy się, pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku”.

Ewangelista nie dopowiada, co wtedy Jezus pisał na piasku. A cykl felietonów Litery na piasku nie został zamierzony jako wyjaśnienie tej tajemnicy. To raczej próba podążania za tajemnicą – człowieka i jego losu. A także często trudnej do pojęcia obecności w nich Boga.


TIBHRINE
Czytaj także:
Wstrząsające przesłanie do… swego przyszłego mordercy. Testament przeora z Tibhirine

Pierwsza skreślona przez ojca Michała „litera na piasku”, czyli opowieść osnuta wokół jednej z liter alfabetu, ukazała się w zimowym numerze „Więzi” w styczniu 2013 r. Przez następne kilka lat drukowaliśmy na łamach „Więzi” kolejne „litery”. Niedawno postanowiliśmy sprawdzić, czy można już z nich ułożyć alfabet. Okazało się, że zasadniczo tak. Nie było to oczywiste, ponieważ ojciec Michał pisał poszczególne „litery” według wyznaczonej przez siebie, a nie alfabetycznej kolejności. Wprawdzie „a” pojawiło się jako pierwsze (A – jak Ala z „Elementarza”), ale na „b” (B – jak biblioteka) oraz „c” (C – jak Czesław) trzeba było poczekać parę lat.

Kiedy więc poddaliśmy „litery na pisaku” dyscyplinie alfabetycznej, zapanował nie tylko ów z góry zaplanowany porządek, ale ujawniło się coś jeszcze. Litery, skoszarowane w książce w alfabetycznej kolejności, zdradziły upodobanie do snucia opowieści, której początek „to tyl­ko ciąg dal­szy” – znowu Szymborska i jej wcześniej przywołany wiersz. Tak więc opowieść osnuta wokół litery „b” znajduje swoją kontynuację w tej pomieszczonej w literze „c”. Zazwyczaj nie jest to jednak tak proste i oczywiste – te kontynuacje pojawiają się najczęściej w większych odległościach i bywają jak przelotne błyski.

Tak się szczęśliwie dla mnie składa, że w sprawach „liter” to właśnie ja mam przywilej e-mailowego korespondowania z „piszącym na piasku”. Ojca e-mail z załączonym felietonem albo ten w odpowiedzi na przypomnienie o redakcyjnych terminach – potrafi uratować dzień. Te dwu- czy kilkuzdaniowe liściki, pełne ciepła i kapitalnego poczucia humoru są w stanie rozświetlić moją największą nawet wewnętrzną niepogodę. A poza tym bywają też szczeliną, przez którą zajrzeć można za klasztorne mury.

Opowiedziane w Literach na piasku historie zachwycają – tak po Norwidowemu – do praktykowania uważności, pokory i empatii. Nie ma co udawać, to wymaga wysiłku. Litera „w” zarezerwowana jest tutaj jednak nie tylko dla wysiłku, ale też dla wdzięczności. We mnie samej historie opowiedziane w Literach na piasku budzą właśnie ogromną wdzięczność wobec ich autora. A także wobec Autora wszystkich autorów – bo pośrednio Litery… opowiadają również i o Nim.

Wdzięczność tę chciałabym tu wyrazić za Herbertem jego Modlitwą Pana Cogito – podróżnika. Jest długa, ale celowo przywołuję ją tu w całości. To nie unik czy tym bardziej kokieteria, raczej poczucie bezradności. Napisałam tu już tyle linijek, a wciąż nie udało mi się wyrazić tego, na czym tak bardzo mi zależało. Czas oddać głos temu, kto potrafi.

Panie

dziękuję Ci że stworzyłeś świat piękny i bardzo różny

a także za to że pozwoliłeś mi w niewysłowionej dobroci Twojej
być w miejscach które nie były miejscami mojej codziennej udręki

– że nocą w Tarquinii leżałem na placu przy studni
i spiż rozkołysany obwieszczał z wieży Twój gniew lub wybaczenie

a mały osioł na wyspie Korkyra
śpiewał mi ze swoich niepojętych miechów płuc melancholię krajobrazu

i w brzydkim mieście Manchester odkryłem ludzi dobrych i rozumnych

natura powtarzała swoje mądre tautologie:
las był lasem morze morzem skała skałą

gwiazdy krążyły i było jak być powinno – Iovis omnia plena

– wybacz – że myślałem tylko o sobie gdy życie
innych okrutnie nieodwracalne krążyło wokół mnie jak wielki
astrologiczny zegar u świętego Piotra w Beauvais

że byłem leniwy roztargniony zbyt ostrożny w labiryntach i grotach

a także wybacz że nie walczyłem jak lord Byron o szczęście ludów podbitych
i oglądałem tylko wschody księżyca i muzea

– dziękuję Ci że dzieła stworzone ku chwale Twojej udzieliły mi cząstki swojej tajemnicy
i w wielkiej zarozumiałości pomyślałem
że Ducio van Eyck Bellini malowali także dla mnie

a także Akropol którego nigdy nie zrozumiałem do końca
cierpliwie odrywał przede mną okaleczone ciało

– proszę Cię żebyś wynagrodził siwego staruszka
który nie proszony przyniósł mi owoce ze swego ogrodu
na spalonej słońcem ojczystej wyspie syna Laertesa

a także Miss Helen z mglistej wysepki Mull na Hebrydach
za to że przyjęła mnie po grecku i prosiła
żeby w nocy zostawić w oknie wychodzącym na Holy Iona
zapaloną lampę aby światła ziemi pozdrawiały się

a także tych wszystkich którzy wskazywali mi drogę i mówili
kato kyrie kato

i żebyś miał w swej opiece Mamę ze Spoleto Spiridiona z Paxos
dobrego studenta z Berlina który wybawił mnie z opresji
a potem nieoczekiwanie spotkany w Arizonie wiózł mnie do Wielkiego Kanionu
który jest jak sto tysięcy katedr zwróconych głową w dół

– pozwól o Panie abym nie myślał o moich wodnistookich szarych niemądrych prześladowcach
kiedy słońce schodzi w Morze Jońskie prawdziwie nieopisane

żebym rozumiał innych ludzi inne języki inne cierpienia

a nade wszystko żebym był pokorny
to znaczy ten który pragnie źródła

dziękuję Ci Panie że stworzyłeś świat piękny i różny

a jeśli jest to Twoje uwodzenie jestem uwiedziony
na zawsze i bez wybaczenia


Thomas merton
Czytaj także:
Tomasz Merton: 10 znakomitych myśli niezwykłego trapisty

Jest to wstęp do książki „Litery na piasku” dostępnej do nabycia w Wydawnictwie WIĘŹ.

MICHAŁ ZIOŁO OCSO

fot. Wydawnictwo WIĘŹ

O. Michał Zioło OCSO – urodził się 1961 r. w Tarnobrzegu. W 1980 wstąpił do zakonu dominikanów. W Gdańsku prowadził duszpasterstwo akademickie oraz założył Dom na Skraju dla dzieci z trudnych rodzin. W 1995 przeszedł do trapistów. Wraz z międzynarodową grupą cystersów próbował przywrócić do życia algierski klasztor w Tibhirine po śmierci bł. Christiana i jego 6 towarzyszy. Przebywał w Maroku i Kamerunie. Obecnie mieszka w opactwie Notre Dame d’Aiguebelle w południowej Francji. Autor kilku książek. We Francji opublikował także 3 książki dla dzieci niewidomych z własnymi, wykonanymi ręcznie ilustracjami do odczytywania przez dotyk. Za Listy do Lwa otrzymał w 2009 roku Feniksa – nagrodę Stowarzyszenia Wydawców Katolickich.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.