“Paradoksalnie, kiedy postanowiłam wyruszyć w drogę po samoakceptację, poczułam potrzebę powrotu do Kościoła. Nie było to łatwe po ośmiu latach „przerwy”… Wówczas przeżyłam najważniejszą w swoim życiu spowiedź – wspominała w rozmowie z Katarzyną Olubińską Marta Żmuda Trzebiatowska.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Kobieta w wielkim mieście” to cykl osobistych wywiadów ze znanymi kobietami, które miały odwagę zawalczyć o swoje marzenia. Katarzyna Olubińska, dziennikarka, autorka bestsellerowej książki „Bóg w wielkim mieście” i bloga o tym samym tytule, zaprosiła do rozmów niezwykłe kobiety, m.in. Martę Żmudę Trzebiatowską. Fragment wywiadu za zgodą wydawnictwa WAM publikujemy niżej.
Katarzyna Olubińska: Czym jest dla ciebie kobiecość?
Marta Żmuda Trzebiatowska: Pierwsze skojarzenie − myślę o zewnętrzu: elegancji, gracji, stylu, sposobie bycia, tajemniczości, delikatności i kruchości. Z drugiej strony kobiecość to przecież także SIŁA, charyzma i odwaga, by głośno mówić, kim jesteśmy, kim chcemy być, a na co się nie zgadzamy. Stałam się w pełni kobietą, kiedy zrozumiałam, kim jestem, i przestałam się dopasowywać do tego, co pomyśli o mnie cały świat, otoczenie. Kiedy zaakceptowałam i polubiłam siebie. A to nie przyszło mi wcale tak łatwo.
(…) Masz kochającego męża. Jesteś wspaniałą mamą. Masz ogromne szczęście.
Wiesz, bywa różnie – nie powiem, że mamy tylko szczęśliwe dni. Mierzymy się z różnymi wyzwaniami, które przynosi nam życie. Ale chcemy wspólnie stawiać im czoła i summa summarum to się liczy. Nie jestem też zwolenniczką opowiadania, że macierzyństwo jest tylko piękną przygodą. To nie są tylko różowe policzki i pachnące kupki jak w reklamach.
Marta Żmuda Trzebiatowska o wierze
Macierzyństwo z Instagrama – tak to nazywam.
Prawdziwe macierzyństwo bywa czasami trudne, każdego dnia uczę się bycia mamą. Tej wiedzy nie zdobywa się wcześniej, można tylko w praktyce. Pewnie popełniam dużo błędów, ale kocham tę rolę i chcę się mierzyć z tymi wyzwaniami każdego dnia. I tak samo jest z małżeństwem. Bo budowanie relacji jest szalenie trudne. Ale jeśli obu stronom zależy, to myślę, że może się udać.
A wracając do motywacji. Oprócz tego, że uświadomiłam sobie, że chcę założyć rodzinę, to spotkałam też cudowną kobietę – osobę, którą w książce Biegnąca z wilkami autorka nazywa „przyszywaną mamą”. Pisze, że każda kobieta w życiu oprócz matki ma jeszcze taką przewodniczkę duchową. Jestem wdzięczna losowi za to spotkanie. Ona uratowała mi życie. Kiedy nasze drogi się przecięły, powiedziała, że nie pozwoli mi zginąć. Była też dla mnie motorem do działania. Dopingowała mnie w wielu słabszych momentach, kiedy chciałam zrezygnować i zostać już w tym punkcie życia, w którym jestem. Wolałam, żeby było, jak jest – byle jak, bo zmiany są zawsze bardzo trudne. One wywracają życie do góry nogami.
Żmuda Trzebiatowska o macierzyństwie
(…) Skąd czerpiesz siły?
(…) Dzisiaj, kiedy zostałam mamą, czasu dla siebie mam trochę mniej, więc to trenowanie już nie jest takie regularne. Ale zawsze staram się wygospodarować na nie czas. W środku też musi wszystko grać. Jak dbam o duszę? Słucham intuicji, staram się być dla siebie łagodna, nauczyłam się sobie wybaczać. I jak śpiewa Luxtorpeda: „Bo we mnie samym wilki dwa: oblicze dobra, oblicze zła. Walczą ze sobą nieustannie. Wygrywa ten, którego karmię” – karmię tylko tego dobrego wilka. Nie ukrywam też, że w słabszych momentach ratowała mnie zawsze wiara. Ale nie umiem o tym mówić. Bardzo to jest intymne. A ostatnio temat budzi też kontrowersje.
Skąd te kontrowersje?
Wiara stała się bardzo bliska polityce. Ja nigdy nie utożsamiałam jej z konkretnym światopoglądem politycznym, a nawet śmiało mogę stwierdzić, że mój światopogląd często staje do niej w opozycji. Ludzie dziś też często wyjmują słowa z kontekstu. A słowo wyjęte z kontekstu naprawdę może znaczyć coś innego i obrócić się przeciwko osobie, która je wypowiada. To generuje hejt i falę negatywnych emocji, a ja jestem orędowniczką pozytywnych emocji. Jestem na to szczególnie wrażliwa, bo jako aktorka pracuję na słowie i ze słowem. Dużą wagę przywiązuję do doboru słów, intencji i emocji, które niosą. Nie podoba mi się trend panujący w dzisiejszych mediach: pogoń za „chodliwym newsem”, który ma sprzedać gazetę czy zwiększyć klikalność. Nie zważa się na to, ile osób taki artykuł może zranić, jakie koszty poniosą opisane w nim osoby… Uważam, że pozytywne emocje też zwracają uwagę i że dzisiejszy świat bardzo potrzebuje dobrych emocji. Odkąd mój synek przyszedł na świat, w ogóle nie oglądam telewizji. Mam detoks już ponaddwuletni i dobrze mi z tym.
Marta Żmuda Trzebiatowska i Kasia Olubińska
Zgadzam się, fake newsy, granie na emocjach… to jest męczące.
Bardzo. Ludzie dziś są niesamowicie podzieleni. Człowiek człowiekowi stał się wilkiem. Pochodzenie, kolor skóry, orientacja seksualna, wiara wznoszą mur… Zewsząd presja, byś się określił, po której jesteś stronie. Ile to rodzi nienawiści…
Tym bardziej dziękuję za zaufanie. A możesz się podzielić tym, co ci daje wiara?
Kiedyś to była po prostu tradycja. Nie zagłębiałam się w jej sens. Na szczęście na pewnym etapie spotkałam na swojej drodze kilku właściwych ludzi, dzięki którym zrozumiałam coś więcej. I paradoksalnie, kiedy postanowiłam wyruszyć w drogę po samoakceptację, poczułam potrzebę powrotu do Kościoła. Nie było to łatwe po ośmiu latach „przerwy”… Wówczas przeżyłam najważniejszą w swoim życiu spowiedź. Od tego momentu wszystko się zmieniło. Brzmi to może niewiarygodnie, ale dla mnie to było bardzo oczyszczające. Myślę, że każdemu jest to czasami potrzebne – każdy znajduje swoje uzdrowienie tam, gdzie chce.
Żmuda Trzebiatowska o Kościele
Ty znalazłaś w Kościele.
Mam dwóch przewodników duchowych i oni są dla mnie najważniejsi. I w chwilach zwątpienia lubię do nich wracać.
W tym przywracaniu nadziei innym pomagasz jako ambasadorka akcji #normalniesiepracuje, także w wielu innych akcjach charytatywnych oraz podczas warsztatów z młodymi ludźmi. Co im mówisz?
Lubię rozmawiać z ludźmi, słuchać innych i staram się to robić uważnie. W jednej z sieciówek spotkałam ostatnio pracującą tam przy kasie dziewczynę, która zwróciła się do mnie słowami: Pani pewnie nie pamięta, ale my się spotkałyśmy w Lublinie na takich warsztatach teatralnych i pani mi wtedy powiedziała, że “choćby ci mówili, że się nie nadajesz, jeśli ty wierzysz, że to twoja droga, idź po swoje”. Miała pani rację, tak zrobiłam i jestem szczęśliwa.
*Tytuł, lead, skróty, śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl
Czytaj także:
Jakiej kobiecości pragnął Bóg dla kobiety?
Czytaj także:
„Małe kobietki” – wielka siła. Film o potędze kobiecości, ale i rodziny