Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Paulina Guzik: Jak to się stało, że z lidera pro-life stałeś się gwiazdą filmu?
Shawn Carney: Książka Abby "Nieplanowane" ukazała się w 2011 roku, a dwa lub trzy lata później dostałem telefon od Carry’ego Salomona i Chucka Konzelmana, autorów scenariusza filmu "Bóg nie umarł", dwóch katolickich gentlemanów. Wcześniej napisali kilka scenariuszy, ale nie dane im było samodzielnie reżyserować ani produkować filmów. Przeczytali książkę "Nieplanowane", którą dostali po codziennej mszy w Los Angeles – obstawiam, że od jakiejś przemiłej starszej pani, która nalegała, żeby zrobili z niej film. Wiesz, jak jest, słodkie staruszki potrafią nakłonić ludzi do robienia najdziwniejszych rzeczy, więc musieli wziąć książkę i się zgodzić (…). Powiedzieli mi, że kręcą film na podstawie książki "Nieplanowane" i oświadczyli, że przyjadą, aby zrobić wywiad ze mną i Marilisą (…). Cały proces zajął cztery lata. Nauczył mnie wiele o przemyśle filmowym, sprzedaży filmów oraz mocy drzemiącej w mediach, a do tego był wyjątkowo przyjemny. Nie chciałbym robić tego znowu, ale było warto.
Bohater filmu "Nieplanowane" o aborcji
Co z kobietami? Czy dochodzą do ciebie głosy kobiet, które po obejrzeniu filmu zrezygnowały z aborcji?
Tak, niemal natychmiast doszły do mnie takie informacje. Na początku myślałem, że ocalenie choćby jednego dziecka będzie sukcesem. Cieszyłbym się, gdyby jedna kobieta po obejrzeniu filmu zrezygnowała z zabiegu, ale zaledwie kilka godzin od premiery zaczęły do nas docierać różne relacje. Jedna z kobiet miała mieć aborcję w sobotę, ale jej przyjaciółce udało się ją namówić na wspólne wyjście na „nasz” pro-liferski film. Kupiły bilety na piątkowy seans filmu, myśląc, że po wyjściu z kina kobieta powie triumfalnie: „Widziałam film, a jutro i tak będzie aborcja!”. Oczywiście film był dla niej na tyle poruszający, że nie tylko nie poddała się zabiegowi w sobotę, ale i udała się z koleżanką pro-life na czuwanie „40 dni dla życia” pod kliniką, w której miała umówiony zabieg, i modliła się wspólnie z innymi. Właściwie to było pierwsze świadectwo w weekend premiery. Myślę, że dzięki filmowi urodzi się naprawdę wiele nieplanowanych dzieci. To naprawdę piękne i cieszy mnie to, że mogę tego doświadczyć.
Co odpowiedziałbyś feministce, która może nawet miała już wcześniej aborcję i twierdzi, że to wspaniały zabieg, a na dodatek krzyczy, że to prawo kobiety? Co mówisz takiej osobie w rozmowie twarzą w twarz?
Przede wszystkim mówię: „Jesteśmy tu dla ciebie”. Nie ma sensu rozpoczynać produktywnej rozmowy z kimś, kto krzyczy o swoich prawach. Takie osoby jedynie racjonalizują sobie swoje decyzje i nie interesuje je nic ponadto. Uważam, że lepiej pozwolić im to robić i powiedzieć, że jesteśmy tam dla nich. (…). Zwolennicy aborcji chcieliby, żeby chodziło jedynie o gust, ale tak nie jest, stąd rodzi się ich niezadowolenie, a rozwiązywanie tak złożonego problemu na chodniku wykracza poza moje możliwości. Pozostaje jedynie powiedzenie, że nie muszą tego robić, a my jesteśmy dla nich. Uważam, że to poważny krok w dobrą stronę.
Walka o serca i umysły
Opowiesz mi więcej o strategii spokojnego, pełnego miłosierdzia podejścia wobec kobiet przybywających do klinik aborcyjnych? Wiem, że nie krzyczycie ani nie utrudniacie im wejścia do środka, tylko modlicie się, głównie w ciszy, zupełnie jak na filmie.
Polegamy na prawie naturalnym i Boskim. Uważamy, że żadna kobieta nie chce tak naprawdę poddawać się aborcji, tak samo nikt w dzieciństwie nie marzy o pracy w klinice aborcyjnej. Obecnie lekarz dostaje ocenę, z której wynika, że będzie najlepszym specjalistą od aborcji w kraju. Część ludzi w to wierzy. Uważam, że aborcji towarzyszy zbyt dużo intelektualnej złożoności. Nikt tak naprawdę nie chce tam być poza wolontariuszami, którzy przychodzą, by udzielić pomocy, stąd cisza i miłosierdzie. Nie przesadzę, twierdząc, że to walka o serca i umysły, tylko tyle i aż tyle, dlatego najbardziej skupiamy się na tych aspektach.
Aktor z filmu „Nieplanowane" o Janie Pawle II
Czy Jan Paweł II jest dla ciebie inspiracją?
Mówił o aborcji w mojej ojczyźnie, chyba to jest najważniejsze. W szkole średniej brałem pod uwagę kapłaństwo. Jan Paweł II rozpalił we mnie to pragnienie, zwłaszcza wtedy, gdy zobaczyłem go w Saint Louis. Wszyscy w kraju optowali za aborcją, co zrodziło we mnie skrajną niechęć wobec rządów i prezydentów; natomiast przyjazd Jana Pawła II do Ameryki wywarł na mnie wielkie wrażenie.
Czy czujesz jego obecność podczas „40 dni dla życia”? Czy daje ci odwagę w te dni?
Czuję, myślę o Janie Pawle II, nawet kilka razy prosiłem o jego wstawiennictwo w okolicznościach, gdy się zdenerwowałem, czegoś przestraszyłem lub w jakichś naprawdę nieprzyjemnych sytuacjach. Robię to, bo w swoim życiu emanował pewnością siebie. Niby nikt nie jest całkowicie wolny od strachu, ale on, zdaje mi się, był. Dokładnie takie było jego głębokie życie wewnętrzne, życie głęboko zatopione w modlitwie. Gdy konfrontował się z komunistami, trzęśli się ze strachu. Podobnie było z aborcjonistami. Zmierzył się z nimi, ale po ojcowsku, z miłością – na pewno wiesz, o czym mówię, bo wiele razy go widziałaś. Dlatego właśnie w chwilach zdenerwowania czy lęku myślę o nim i proszę o wstawiennictwo, ponieważ podczas jego pontyfikatu miało miejsce naprawdę wiele trudnych wydarzeń, zarówno w Kościele, jak i poza nim. Według mnie jest wzorem do naśladowania.
Marzenie? Koniec klinik aborcyjnych!
Czy wierzysz, że robiąc coś tak fundamentalnego jak ratowanie życia dziecka, ściągasz na siebie więcej zła? Uważasz, że zło skupia się na tych, którzy czynią więcej dobra? Doświadczasz tego? Czy twoi liderzy tego doświadczają?
Tak, muszę wykonywać mnóstwo duchowej pracy i moi liderzy czują tak samo. To jeden z powodów, dla których napisałem moją nową książkę "To the Heart of the Matter". Wierzę, że rzeczy wymagają odpowiedniego uporządkowania. Były chwile, gdy czułem się ofiarą ataku duchowego. Według mnie należy być świadomym niebezpieczeństw; gdy tylko opuścisz gardę, diabeł zaatakuje. Jeśli jednak o niej pamiętasz, modlisz się, chodzisz na mszę, regularnie się spowiadasz i do tego działasz, szukając drogi duchowej, diabeł nie będzie miał do ciebie łatwego dostępu. Uważam, że to naprawdę wiele daje. Oczywiście musimy również powierzyć swoje życie duchowe Kościołowi. Wspaniałe jest życie monastyków: nie istnieje ciągła gniewna wojna, ale są też wspaniałe czasy pokoju i radości. Na pewno wiesz, jak genialnie radziła sobie św. Teresa z Ávili, gdy przychodził do niej diabeł. Nie wstawała, tylko wznosiła wzrok i mówiła mu po prostu: „O, to znów ty”. Przekonanie o tym, że świat zmierza w dobrym kierunku, i ciągły rachunek sumienia to podstawy. Naprawdę zadziwia mnie to, jak proste byłoby życie, gdyby każdy robił chociaż połowę z tego, czego uczy nas Kościół. Niestety, słabo stosujemy się do jego poleceń, przez co grzeszymy, ale przecież lepsze życie jest na wyciągnięcie ręki, wystarczy tylko żyć w wierze katolickiej.
Jakie masz marzenia? Zarówno te osobiste, jak i te związane z ruchem pro-life?
(…) marzę, aby wszystkie kliniki aborcyjne zniknęły z Ameryki, nawet gdyby przerywanie ciąży miało być dalej legalne. Taki stan rzeczy byłby znakiem przemiany duchowej. Zresztą to jest po prostu najważniejsze (…). Wierzę, że ludzie, którzy bronią życia, bez względu na to, czy są z Polski, Meksyku, Irlandii czy Ameryki, to po prostu patrioci. Walczą dla Boga i ojczyzny. Abraham Lincoln obawiał się nie wrogich najazdów, ale zjawisk, które mają obecnie miejsce, to znaczy rozsadzania narodów od wewnątrz. Obecnie to nasza kultura jest dla nas największym zagrożeniem. Moim marzeniem jest koniec działalności klinik aborcyjnych spowodowany przemianą serc i umysłów.
*Wywiad udostępniony za zgodą wydawnictwa Rafael, dystrybutora filmu „Nieplanowane” na DVD w Polsce
**Skróty, tytuł, lead, śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl