Towarzyszył im przez dłuższy czas, idąc z nimi krok w krok. Nie rozpoznali Go. Może nawet nie zauważyli. Dopiero gdy ich zagadnął, pytając o ich rozmowę (a właściwie o powód ich rozgoryczenia), przystanęli ponurzy, dostrzegając, że jest ktoś obok nich. Nie byli dla Niego grzeczni. „Jesteś chyba jedynym w Jerozolimie, który nie dowiedział się, co tam się stało w tych dniach?”
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Dwaj z nich
Tak określa ich ewangelia. Z „nich”. To nie są przypadkowi wędrowcy. To ci „nasi”. Uczniowie. Wybrani i przygotowani przez Pana. Powierzono im rolę głosicieli ewangelii. Mają być świadkami zmartwychwstałego Jezusa. I co? „Udają się do wsi Emaus…” – zapisał Łukasz. Tak naprawdę, uciekają z Jerozolimy. Byle dalej od tego miejsca, od krzyża, od grobu, od reszty uczniów. To co się stało przeżywają jako osobistą klęskę. „Rozmawiają ze sobą o tym, co się wydarzyło”. Gwałtownie dyskutują (taki jest sens użytego w ewangelii greckiego czasownika). Spierają się, szukając winnych zaistniałej sytuacji? To takie naturalne – znaleźć winnego swojej własnej życiowej porażki… Pochłonięci swoimi rozterkami nie dostrzegają nikogo i niczego wokół.
Szedł z nimi
Towarzyszył im przez dłuższy czas, idąc z nimi krok w krok. Nie rozpoznali Go. Może nawet nie zauważyli. Dopiero, gdy ich zagadnął, pytając o ich rozmowę (a właściwie o powód ich rozgoryczenia), przystanęli ponurzy, dostrzegając, że jest ktoś obok nich. Nie byli dla Niego grzeczni. „Jesteś chyba jedynym w Jerozolimie, który nie dowiedział się, co tam się stało w tych dniach?” – trudno nie usłyszeć w ich głosie frustracji. Jak ten Nieznajomy mógł nie wiedzieć o dramacie, który przeżywali? Jezus, jak dobry terapeuta, pozwala im opowiedzieć o wszystkim. I ta opowieść, relacjonowana przez Łukasza na kartach ewangelii, jest dość zaskakująca.
Oto bowiem uczniowie w całym swym rozgoryczeniu opowiadają Jezusowi Jego własną historię. Więcej, czynią to słowami, którymi głoszono ewangelię we wspólnotach pierwotnego Kościoła. W ten sam sposób przemawiał Piotr i inni uczniowie, głosząc kerygmat. Można powiedzieć, że ci dwaj recytują ówczesne „wyznanie wiary”. Mówią o Jezusie z Nazaretu i Jego misji, o wydaniu Go na śmierć i ukrzyżowaniu. Wspominają pusty grób i nowinę, którą przyniosły kobiety, zapewniając, że „On żyje”. Ale w ich głosie słychać bezbrzeżny smutek. „A myśmy mieli nadzieję…” – zwierzają się zawiedzeni. Ich orędzie jest tak smutne, jak chrześcijaństwo bez prawdy o Zmartwychwstaniu.
Otwierał im Pisma
„O bezmyślni i leniwego serca, by wierzyć we wszystko, co powiedzieli prorocy!” Musieli przeżyć szok, gdy usłyszeli reprymendę Nieznajomego. Ten wstrząs był im potrzebny. Zaczęli słuchać. Przeżyli niezapomnianą „liturgię Słowa”, zorganizowaną im przez zmartwychwstałego Pana. Usłyszeli i zrozumieli Słowo Boże. Święte Pisma, znane od dziecka, wersety, które umieli wyrecytować z pamięci, odkryły przed nimi – dzięki Jezusowi – swój najgłębszy sens. „Czy serce nie płonęło w nas, jak mówił nam to w drodze, jak otwierał nam Pisma?” – będą potem wspominać. Poznają Go dopiero w domu, gdy weźmie w swe ręce chleb, błogosławiąc go i dając im. „W tej samej godzinie wyruszyli z powrotem do Jerozolimy” – zapisał Łukasz. Najważniejsza podróż ich życia właśnie się zaczynała.
Czytaj także:
I wtedy Jezus rozpoczyna „terapię nadziei”. Franciszek o uczniach z Emaus
Czytaj także:
Papież: ten fragment jest moim ulubionym w Ewangelii [wideo]