– Jadąc do DPS-u, wziąłem ze sobą kilka książek i… nie przeczytałem ani jednej strony. Tu życie pisze swoją własną książkę. Pięć razy zawracałem, ale ostatecznie wiedziałem, że robię dobrze, że mam tam iść. Cieszę się z tego czasu i myślę, że chciałbym jeszcze…
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Anna Malec: Dzisiaj boimy się wyjść do sklepu czy wsiąść do tramwaju, a ksiądz zamyka się na 11 dni z podopiecznymi DPS-u i z 10 siostrami. Dlaczego?
Ks. Marek (posługiwał w państwowym Domu Pomocy Społecznej w Kaliszu): To był przypadek. Zadzwonił do mnie ksiądz odpowiedzialny za życie konsekrowane w naszej diecezji [kaliskiej – przyp. red.] i powiedział, że organizuje wolontariuszy do DPS-u, więc powiedziałem, że jak potrzebuje jakiejś pomocy, to nie ma problemu. No i za godzinę zadzwonił z informacją, że siostry potrzebują w tym DPS-ie księdza. Nie miałem żadnej świętej motywacji. Choć było mi też głupio, że 10 sióstr daje tam radę, a ja miałbym nie dać?
Była to moja świadoma decyzja, nikt mnie zmuszał, po prostu Pan Bóg chciał mi zrobić rekolekcje. No i zrobił.
I czego się ksiądz dowiedział na tych rekolekcjach?
Czytamy w Ewangelii wg św. Jana takie słowa: “My wam mówimy o tym, co widziały nasze oczy, co słyszały nasze uszy i czego dotykały nasze ręce” – to tutaj ta Ewangelia jest żywa. Jak czytasz Ewangelię o uczniach idących do Emaus, którzy są złamani i załamani, których przygniotła rzeczywistość i oni nie umieją się w niej odnaleźć, w bezsilności i bezradności, i pomiędzy nimi idzie Jezus, to dosłownie tak to tu wygląda.
Przykład: czytam nieszpory, na drugi dzień mają być robione badania sprawdzające, kto jest zdrowy, kto chory, i widzę pierwszą zwrotkę psalmu – “Pomiędzy nami idziesz Panie po kamienistej drodze życia, i słuchasz słów zrodzonych z lęku przed jutrem pełnym tajemnicy”… Tak to tu wygląda. Każda Ewangelia układa się tu w całość i dotyczy tego, co ludzie przeżywają.
To jest ekstremalna sytuacja, trudna. Mi siadły emocje w niedzielę wieczorem. Patrzyłem do tej pory na siostry zakonne zupełnie inaczej niż teraz. A dziś patrząc na nie jest mi głupio, że tak mało robię, kiedy one zasuwają. Robiły wszystko, co miały zrobić, a nawet więcej i jeszcze się uśmiechały, były silne i mocne. To są bohaterki.
Na mszy zawsze mieliśmy modlitwę wiernych i żadna z nich ani razu nie pomodliła się o to, żebyśmy my byli zdrowi; zawsze modliły się o potrzeby innych ludzi z DPS-u, którzy są w lęku, którzy nie wiedzą, kiedy ktoś po nich przyjedzie… Nie zwracały uwagi na siebie. Mówiły, że liczą się z tym, że będą zakażone, ale były pełne poświęcenia.
Siostry zakonne zrobiły rekolekcje księdzu?
Tak, udało im się to. To bardzo konkretne kobiety.
A czego się ksiądz bał?
Najgorsze były dla mnie wieczory, kiedy zostawałem sam. Cztery razy poryczałem się w te gogle… Myślałem czasem o tym, czy jak zachoruję i spadnie mi wydolność, to będę mógł jeszcze być aktywny fizycznie, ćwiczyć. To jest bardzo przyziemne, wiem. Ale rzeczą, o którą naprawdę wszyscy się bali, i ja też, to to, by nikomu nie sprzedać wirusa, będąc nieświadomym zarażenia.
Brzmi jak ekspresowa nauka empatii…
Ja widzę, że ta cała sytuacja to nie jest żadna kara boża, bo kara nigdy nie uderza w najsłabszych, a ten wirus uderza właśnie w nich. Dziś dokonuje się jakaś przedziwna dezynfekcja uczuć całego świata wobec tych najsłabszych. Widzimy, że każde istnienie dla Boga ma swoją wartość i cenę. Pani Jadzia, pani Marysia, pan Jacek… I okazuje się, że my dzisiaj o nich walczymy, jesteśmy postawieni w sytuacji, w której musimy się określić, czy istnienie ludzkie ma dla mnie wartość czy nie.
Byliśmy w tym świecie tak rozpędzeni, widzę to nawet po swoich planach, kalendarzu, mieliśmy tak napięte grafiki, zżerał nas lęk przed pominięciem, a tu nagle ciach – i kalendarz nie nadaje się do niczego. Jak uczniom z Emaus, Jezus pokazuje nam dzisiaj, co jest istotą, co jest najważniejsze.
Ewangelia live?
Widzisz tu Ewangelię, tak. Przeżycia tych ludzi, to jest czysta Ewangelia.
Kilka razy, patrząc, ile to wszytko kosztuje mieszkańców tego DPS-u, parząc na ich bezradność, po prostu płakałem. Najgorsze jest cierpienie wewnętrze, z fizycznym można sobie jakoś poradzić.
Ale byłem też wiele razy wzruszony, kiedy widziałem, z jaką czułością i delikatnością personel czy służby pomagające w ewakuacji zarażonych mieszkańców zajmowali się nimi.
Jak wyglądał księdza dzień?
Wychodziłem na oddział i rozmawiałem z ludźmi, z personelem. Pytali, gdzie w tym wszystkim jest Bóg…
I co ksiądz odpowiadał?
Że nie wiem, nie na wszystko można znaleźć prostą odpowiedź. Ale mówiłem, że jest. Tak objawia się nasza wiara, że wierzymy, że między jedną a drugą cząstką tego wirusa On przechodzi. Tak, jak po zmartwychwstaniu, kiedy uczniowie Go nie rozpoznawali, ale On naprawdę był. I jest w człowieczeństwie tych ludzi, bo w końcu Bóg stał się przecież człowiekiem.
A czym się różni “klasyczna” spowiedź od tej w obliczu zagrożenia życia?
Radością, że jest. To były piękne doświadczenia. Choć wiadomo, że to jest ciężkie, kiedy starsi ludzie widzą gościa w kombinezonie i stule… Ale chcieli tego pojednania z Bogiem.
Ile razy podczas tych 11 dni zastanawiał się ksiądz, co tu robi?
Codziennie. Dlatego, że widziałem swoją słabość i jednocześnie niezwykłą siłę sióstr zakonnych, i byłem tym zawstydzony. Patrzyłem na ich hart ducha i chciałem brać przykład.
Nieocenione też było wsparcie ludzi “zza płota”. Tyle dobrych słów, modlitwy, też pomocy materialnej otrzymaliśmy w tym czasie. Ten koronawirus odsłonił w ludziach to, o czym pisał Albert Camus w “Dżumie”, że w ludziach jest więcej rzeczy, które zasługują na podziw niż na pogardę.
Zwykli ludzie, na których na co dzień nie zwracamy uwagi, poświęcają tu swoje życie i pokazują najwyższy stopień człowieczeństwa. Wiadomo, że każdy ma swoje potknięcia wewnętrzne, ale widziałem, jak oni przeskakują nad tym i lecą, żeby komuś poprawić poduszkę… Prawdziwy reset serca człowieka. Wszyscy kierowali się ku temu drugiemu. To jest dom pomocy społecznej i oni wszyscy pracują na to, żeby to był naprawdę dom.
Koronawirus sprawia, że ludzie do Boga lgną czy zaczynają w Niego wątpić?
Pan Bóg sobie tylko znaną drogą każde serce przyprowadza do siebie i pokazuje każdemu zupełnie co innego. W ludziach dzisiaj zostaje tylko to, co szlachetne – takie mam doświadczenie. Nie widziałem, żeby ktoś tu z powodu koronawirusa stracił wiarę. Ktoś, kto nie dowierzał Bogu wcześniej, nie dowierza Mu nadal, ale nie z powodu wirusa.
Nas ta sytuacja w pewnym sensie ogołociła. W momencie, kiedy jesteś bezradny, bezsilny, i jedyna rzecz jaką masz, to adoracja, brewiarz, Eucharystia, to wtedy każda rzeczywistość, o której czytasz w Ewangelii czy w psalmach, staje się żywa. Rozmawiasz z tymi ludźmi i widzisz, że oni są ewidentnym znakiem bożej obecności.
Jadąc do DPS-u, wziąłem ze sobą kilka książek i… nie przeczytałem ani jednej strony. Tu życie pisze swoją własną książkę. Pięć razy zawracałem, ale ostatecznie wiedziałem, że robię dobrze, że mam tam iść. Cieszę się z tego czasu i myślę, że chciałbym jeszcze…
Czytaj także:
Ks. Marek Muzyka: Jestem z odzysku. Pan Bóg kocha nawet chuliganów [wywiad]
Czytaj także:
“Mycie zarażonego. Opatrywanie odleżyn. Golenie mężczyzny – pierwszy raz w życiu”. Siostry vs. koronawirus