Jedna z ofiar chciała się spotkać z ks. prymasem oraz abp. Rysiem. A przecież ta sprawa im nie podlega. Ofiara wie o tym doskonale, ale pragnie spotkać się z przedstawicielem Kościoła, który okazałby się prawdziwym dobrym ojcem.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Tomasz Królak (KAI): Od lat mamy wytyczne episkopatu, szereg bezkompromisowych wypowiedzi biskupów, a jednak opisany w filmie „Zabawa w chowanego” mechanizm lekceważenia skrzywdzonych i ochrony sprawców przestępstwa miał miejsce.
O. Józef Augustyn*: Dokumenty, deklaracje – to jedno, a wcielanie ich w życie – to drugie. Mnożenie prawa, rozbudowywanie zasad, liczne komentarze do nich mogą być niekiedy czynnością zastępczą. Odpowiedź na pana pytanie wymagałaby uszczegółowienia. Trzeba by przyjrzeć się podejmowanym krokom w poszczególnych diecezjach, zakonach. Stwierdzenie, że we wszystkich diecezjach i zakonach lekceważy się skrzywdzonych i chroni się przestępców, byłoby pomnażaniem krzywdy. Krzywdy nie leczy się krzywdą. Film jest lustrem, w którym odpowiedzialni za skrzywdzone przez księży dzieci mogą się przejrzeć.
W filmie mowa jest o delegatach diecezjalnych do spraw nadużyć seksualnych. Delegaci jednak, w tak bolesnych sprawach, nie mogą odgradzać ofiar od biskupa. Winni ułatwiać im kontakt z nim. Ofiary nadużyć seksualnych winny mieć pierwszeństwo przed innymi w kontakcie z biskupem, prowincjałem. Za lekceważenie ofiar diecezje płacą wysoką cenę – tracą wiarygodność wiernych, szczególnie młodzieży.
Spotkania z ofiarami są zwykle bardzo trudne. Osoby skrzywdzone usiłują przekazać cały ogrom swojego upokorzenia i bólu, gromadzony przez lata. Mam wrażenie, iż powiedzenie, że „czas leczy rany” w przypadku wykorzystania seksualnego dzieci nie działa. Ofiary nadużyć seksualnych księży przez całe lata pozostają „skrzywdzonymi dziećmi”. Spotykając się z nimi, trzeba o tym pamiętać. W takich spotkaniach ofiary mają prawo do płaczu, gniewu, irytacji. To trzeba rozumieć. Tłumaczenie się, polemika, podejrzliwe uwagi i wszystkie inne zbędne słowa w spotkaniach z ofiarami pedofilii brzmią żałośnie i budzą dodatkowy gniew. Dobrze pokazuje to film. Życzliwe wysłuchanie, okazanie zainteresowania, szacunku, wyrażenie gotowości udzielenia pomocy, wyrażenie żalu, przeproszenie – to wszystko, co można zrobić w czasie takiego spotkania.
Jedna z ofiar, w wywiadzie udzielonym już po emisji filmu, wyraziła pragnienie, by spotkać się z ks. prymasem oraz ks. abp. Rysiem. Po co? Przecież ta sprawa im nie podlega i oni tej sprawy nie rozwiążą. Ofiara wie o tym doskonale i nie jest to dla niej ważne. Pragnie spotkać się z przedstawicielem Kościoła, który okazałby się prawdziwym dobrym ojcem. Krzywdę leczy się współczuciem, poniżenie szacunkiem, pogardę uznaniem godności, przemoc odwołaniem się do wolności, nienawiść miłością, brak litości miłosierdziem.
Wykorzystanie seksualne dziecka przez księdza, który jest jego katechetą, opiekunem, spowiednikiem, przyjacielem domu odbierane jest jako przemoc, poniżenie, pogarda, wdeptanie w ziemię. Dorastający chłopcy, którzy nie mają dobrego kontaktu ze swoimi tatusiami, odruchowo traktują księży jako uosobienie ojcostwa, są pełni zaufania, otwartości. W taki sposób szukają męskiego wsparcia w okresie męskiego dojrzewania. Mówi o tym w filmie jedna z ofiar. Wykorzystanie takiej relacji dla szukania seksualnych doznań jest zbrodnią. Papież Franciszek powie, że jest to kanibalizm. Po prostu brak słów.
Rodzi się pytanie: czy mechanizm ukazany w „Zabawie w chowanego”, a więc triumf kościelnej mentalności wypierająco-lekceważącej, to wyjątek w skali Kościoła w Polsce, czy niekoniecznie?
Pan pyta o coś, co sam pewnie dobrze przeczuwa. Zakładając, że każdą sytuację należy rozpatrywać oddzielnie, należy stwierdzić, że z pewnością nie jest to wyjątek. Ten sposób traktowania ofiar do niedawna był dość powszechny w Kościele. Uczymy się na błędach własnych i cudzych. Ale wydaje mi się, że uczymy się zbyt wolno. Przygotowując się do wywiadu, oglądałem film „Milczenie Kościoła” o nadużyciach seksualnych księdza Lawrence’a Murphy’ego wobec głuchoniemych chłopców w szkole St. John’s School for the Deaf (USA) jeszcze w latach siedemdziesiątych zeszłego wieku. Te same mechanizmy, ta sama zabawa w chowanego. „Triumf kościelnej mentalności wypierająco-lekceważącej” to klęska Kościoła. W tym kontekście wystarczy wspomnieć Irlandię, której katolicyzm – pod wieloma względami – jest podobny do naszego. Film „Zabawa w chowanego” nie pokazuje nam czegoś nowego, o czym nikt z nas nie słyszał. Jest to krzyk ofiar o uwagę, o szacunek. To wielka przestroga dla wszystkich ludzi Kościoła.
Po filmie braci Sekielskich została uruchomiona procedura kanoniczna wobec ks. H. Samo papieskie motu proprio [dokument, który mówi o tym, że biskupi będą rozliczani nie tylko z nadużyć, ale i zaniedbań w dochodzeniach] było wcześniej bezradne?
Dokumenty są konieczne, ale – jak wspomniałem – one nie są rozwiązaniem. Gdy pojawia się kolejne oskarżenie, odpowiedzialni zaraz mówią o procedurach, dyrektywach, cytują paragrafy, jakby one były lekarstwem. To jedynie znaki na drodze, jak należy się zachować. Nie chciałbym omawiać sytuacji w Polsce. Nie mam stosownej wiedzy. Ale jak daleko – pomimo istnienia dyrektyw papieskich, krajowych, diecezjalnych – można zajść w udawaniu, ukrywaniu, maskowaniu, zakłamaniu, w zabawie w chowanego, dobrze pokazała sytuacja wielu Kościołów lokalnych, na przykład w Stanach, Irlandii, Chile. Najwymowniejsza jest ta w Chile.
Rozliczenie z nadużyć seksualnych osób duchownych wobec małoletnich nie ma charakteru rachunku bankowego. To sprawa sumienia. Zdemaskowanie sprawcy, przeprowadzenie nad nim procesu (kościelnego, państwowego), skazanie go, odbycie kary nie są celem samym w sobie. Chodzi o szczere stanięcie przed Bogiem, o rozrachunek z własnym sumieniem, nawrócenie, pomoc udzieloną ofiarom, naprawienie wyrządzonej krzywdy. Jan Paweł II dwadzieścia pięć lat temu wzywał, abyśmy byli ludźmi sumienia: „A być człowiekiem sumienia to znaczy przede wszystkim w każdej sytuacji swojego sumienia słuchać i jego głosu w sobie nie zagłuszać, choć jest on nieraz trudny i wymagający. „Zabawa w chowanego” jest obrazem lekceważenia sumienia.
„Zabawę w chowanego” ostro skrytykował Jacek Dehnel, zarzucając mu homofobiczny wydźwięk. Chodzi o zawarte w filmie wypowiedzi dwóch katolickich publicystów – ks. T. Isakowicza-Zaleskiego oraz T. Terlikowskiego – którzy wskazują, że winę za ukrywanie czynów pedofilskich i nadużyć seksualnych wśród duchownych ponosi kościelne „homolobby”. Jak traktuje ojciec ten spór?
Związek kościelnego lobby homoseksualnego z nadużyciami seksualnymi duchownych wobec małoletnich jest do gruntowniejszego zbadania. Z pewnością można mówić o konkretnych przypadkach. Oczywiście nie każdy homoseksualista jest efebofilem czy pedofilem.
Chciałbym jednak z całym naciskiem podkreślić, że orientacja seksualna nie znosi odpowiedzialności za innych i nie decyduje o wrażliwości na krzywdę bliźnich, szczególnie krzywdę dzieci. Wykorzystywanie małoletnich, tak przez osoby duchowne, jak i „nieduchowne”, nie jest związane najpierw z taką czy inną orientacją seksualną, ale z niedojrzałością psychoseksualną, z postępującą atrofią wyższych uczuć, niekiedy z wyparciem własnych traumatycznych doświadczeń na tle seksualnym z okresu dzieciństwa i dojrzewania, a także z brakiem zakorzenienia w życiu duchowym i z zepsuciem moralnym.
Jaki jest, zdaniem ojca, najtrudniejszy do pokonania w Kościele w Polsce problem, gdy idzie o stawienie czoła wykorzystywaniu małoletnich przez księży?
Prawdziwe i szczere upokorzenie się wszystkich: duchownych i świeckich, przełożonych i ich podwładnych oraz uznanie, że jako grzesznicy kalamy Kościół, świętą oblubienicę Chrystusa, jest warunkiem rozwiązania problemu. Jesteśmy – jak mówili starożytni Ojcowie – brudnymi nogami Kościoła. Brakuje nam pokory. Jesteśmy zbyt dumni, aby przyznać się do grzechów, które nam publicznie wytykają. Kościół jest zwycięski nie wtedy, gdy świat wynosi go pod niebiosa, ale gdy naśladuje pokornego Chrystusa, jego Głowę.
Bądźmy szczerzy, nasza modlitwa i nasze pokutowanie za grzechy wobec dzieci są bardzo oszczędne. Brak nam współczucia wobec ofiar, odsuwamy się od nich, jesteśmy wobec nich podejrzliwi dlatego, że brakuje nam prawdziwej miłości do Boga i do człowieka. Nie mówię tego jedynie do księży, ich przełożonych, ale do wszystkich, w tym najpierw do siebie. Brak empatii wobec ofiar demaskuje nas. Całymi dziesiątkami lat tworzyły się, nie bez naszego udziału, takie struktury i takie formy ich funkcjonowania, że zdemoralizowani duchowni bezkarnie mogli żerować na słabości dzieci. Psalmista mówi, że ci, którzy nie wzywają Pana, drżą ze strachu (por. Ps 14, 4). Nasze obawy o ziemski wymiar Kościoła, o jego przyszłość to wyzwanie do nieustannego wołania do Pana.
Czy ojcu nie przeszkadza, że film zrobiony jest przez ludzi, którzy dystansują się do Kościoła?
Oglądając film, nie miałem wrażenia, że autorzy są wrogo nastawieni do Kościoła, że chcą mu szkodzić. W filmie widoczna jest troska o ofiary, które chętnie korzystają z udzielanej im pomocy, by móc wykrzyczeć swój ból, wstyd, upokorzenie, poczucie krzywdy. Teraz od nas zależy, czy „Zabawa w chowanego” będzie służyć oczyszczeniu Kościoła.
Przeszkadza mi natomiast, że autorzy ograniczają się do jednego środowiska i nawet nie zająkną się na temat innych. Nie będę ich tutaj wymieniał, by ich nie stygmatyzować. Popularność obu filmów braci Sekielskich pokazuje ogromną wrażliwość społeczną na krzywdy wyrządzane dzieciom. Wszystkim dzieciom. A ponieważ w każdym środowisku są ludzie niedojrzali psychoseksualnie, zepsuci, źli moralnie, którzy żerują na bezbronności najmłodszych, dlatego trzeba tych najmłodszych zdecydowanie bronić.
Jeżeli „wszystkie dzieci są nasze”, jak powiada przysłowie, to ból i poniżenie każdego dziecka winny być naszym. Pani Ewa Kusz, seksuolog i terapeuta, po filmie „Zabawa w chowanego” napisała: „Mam wrażenie, że mamy osoby skrzywdzone pierwszej, drugiej i n-tej kategorii. Od dłuższego czasu dominuje przesłanie, że trzeba pomagać, chronić, domagać się sprawiedliwości dla tych, którzy zostali skrzywdzeni przez księdza. Inne osoby, skrzywdzone przez kogo innego i gdzie indziej niż w Kościele, prawie że nie istnieją, są jakby «gorsze»”. Śledząc doniesienia medialne na temat pedofilii, trudno się z tym nie zgodzić.
* O. Józef Augustyn (ur. 1950) jest jezuitą, duszpasterzem, rekolekcjonistą i kierownikiem duchowym, profesorem nadzwyczajnym Akademii Ignatianium w Krakowie, współzałożycielem kwartalników „Życie Duchowe” oraz „Pastores”. Od lat zajmuje się formacją kapłańską i seminaryjną.
Czytaj także:
Ofiary gorszej kategorii? O wykorzystanych poza Kościołem
Czytaj także:
O. Adam Żak SJ: Kościół w tym przypadku zachował się jak zimny urzędnik