Choć nie da się nie mieć wartości, bo ona jest nieskończona i wynika z faktu bycia człowiekiem – można jej nie przeżywać. I czuć się kimś niewystarczającym, przezroczystym, bez środka ciężkości, złym, zbędnym.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Bank, w którym trzymamy wszelkie „sakramenty” własnej wartości – tak opisał ks. Krzysztof Grzywocz pomysł swojej znajomej, która opiekowanie się poczuciem osobistej wartości zaczynała od stanu wielkiego jej połamania. Miała skrzyneczkę, do której trafiały wszelkie słowa doceniania i wdzięczności. Bardzo mnie ten pomysł zaintrygował. Jestem przekonana, że możemy do takiego banku włożyć jeszcze więcej pamiątek, które mogą nas wesprzeć, gdy uważamy, że nie możemy być kimś wartościowym.
Poruszyło mnie bardzo określenie „sakramenty swej wartości”. Sakrament to w końcu widzialny znak czegoś niewidzialnego. Poczucie własnej wartości może być dla nas czymś tak niewidzialnym, że nie tylko nie czujemy swojej wartości, ale wydaje się nam, że jej w ogóle nie posiadamy. Na poczucie własnej wartości pracują całe lata dzieciństwa i kochającej, uważnej obecności rodziców, którzy nas słyszą, widzą, szanują nasze granice i dla których nie jesteśmy ciężarem. I choć nie da się nie mieć wartości, bo ona jest nieskończona i wynika z faktu bycia człowiekiem – można jej nie przeżywać. I czuć się kimś niewystarczającym, przezroczystym, bez środka ciężkości, złym, zbędnym.
Normalna, spokojna wyjątkowość
Im mniej mamy tego poczucia, tym bardziej poszukujemy widzialnych dowodów własnej wartości – bywa że tam, gdzie ich nie znajdziemy i ciągle będzie ich za mało. W coraz większej widowni (jak przejmująco w swojej autobiografii wyznał Bono, opisując, że jest w nim czarna dziura, której żadna ilość aplauzu nie zaspokoi), w piątym fakultecie na czwartej uczelni, w byciu „prezesem” albo zwycięzcą na podium. Choć ludzie, którzy tam bywają, nie przestają tęsknić za czymś zupełnie innym.
To coś „zupełnie innego” kojarzy mi się to z tym, co ks. Grzywocz nazywa „normalną, spokojną wyjątkowością”. Tą, którą można wyrażać na wiele sposobów, ale nie trzeba jej wymyślać ani udowadniać. Moja wyjątkowość, tak jak wyjątkowość każdego, jest czymś, co mam za darmo. W tym, kim jestem, w niepowtarzalnej historii, jaka mnie ukształtowała, w moich talentach i zasobach, i miejscach słabych i zranionych. Wszystko to jest we mnie wyjątkowe. Nie muszę malować włosów na zielono i skakać na bungee z ośmiotysięcznika, by kimś wyjątkowym się stać.
Im więcej trudnych doświadczeń, tym poczucie własnej wartości może być kruchsze. Dlatego bardzo spodobała mi się myśl o żelaznym zapasie wspierających wspomnień i myśli, gdy cierpki głos w głowie opowiada historie w stylu „jesteś do niczego”, „nie poradzisz sobie”, „same kłopoty z tobą”. Dobrze jest mieć zapis innych głosów i to z miejsc szczególnie cennych – więzi z innymi ludźmi. Którzy nas widzą – i dzięki temu my możemy coraz bardziej widzieć samych siebie.
Dobro w “banku”
Ks. Grzywocz wspomina, że jego znajoma gromadziła w swoim „banku” komplementy, miłe maile i kartki. Przyznam, że za Alfie Khonem, autorem koncepcji relacji bezwarunkowych, nie mam zaufania do pochwał, bo kojarzą mi się z etykietami („jaka pracowita”, „taka mądra”), które się do ludzi przyklejają i wiążą ich na długie lata. Ale lubię słowo „docenienie”. Czyjąś wdzięczność za to, czym kontakt ze mną ubogacił jego życie. Zauważoną mocną stronę. Tak, wierzę głęboko, że ma sens to zachowywać, w skrzyneczce czy w słoiku, w miejscu, gdzie się nam nie zgubi. Bo to jest czymś ważnym. Bo my jesteśmy ważni.
Dołożyłabym tam wszelkie osobiste doświadczenia o tym, że można mnie kochać za darmo. Chwile szczególnego dotyku Boga. Codzienne dowody widziane przez okno – jak to, że ogrzewa mnie słońce, otula powietrze, na głowę kapie mi deszcz, mówiąc: „witaj na świecie, który jest tu dla ciebie”.
Dorzuciłabym też to wszystko, za co możemy codziennie docenić samych siebie. Nie, nie za ilości wykonanych zadań i pracy, choć ona przecież też nas wyraża. Bardziej mam na myśli chwile, gdy potrafiliśmy odpocząć, zrezygnować w ambit-planów. Poprosić kogoś o pomoc. Sprawić sobie radość. Okazać sobie szacunek.
Co ważne, znalazłyby się tam także porażki i to, jak je świętowałam. Na przykład: „nie dostałam tej pracy i to nie zmienia mojej wartości”.
A co wy wrzucilibyście do waszych skrzyneczek i słoików?
Czytaj także:
8 wskazówek, jak budować zdrowe poczucie własnej wartości
Czytaj także:
Masz niskie poczucie własnej wartości? Postaw na wrażliwość i autentyczność