Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
W 2020 r. polski Kościół miał świętować 100. rocznicę urodzin św. Jana Pawła II i beatyfikację prymasa Stefana Wyszyńskiego. Z powodu pandemii rocznica obchodzona była skromnie, bez hucznych uroczystości, a beatyfikację przeniesiono na 12 września 2021 r. Dzięki temu mamy więcej czasu na refleksję.
Trudno się bowiem oprzeć wrażeniu, że postać prymasa może być łatwo wykorzystana do celów innych niż religijno-duchowe. Jak pokazuje dr Ewa K. Czaczkowska w swojej książce Prymas Wyszyński. Wiara. Nadzieja. Miłość, wielkość prymasa nie polega na tym, że był tylko patriotą zatroskanym o przyszłość polskiego narodu. Był bezinteresownym sługą Boga, chrześcijaninem, księdzem o wielkiej władzy, którą sprawował autentycznie jako służbę.
Bez niego nie byłoby „papieża z dalekiego kraju”, ale też być może papieża – świętego. Władza ma się do świętości trochę tak, jak bogactwo w przypowieści o wielbłądzie oraz uchu igielnym.
Zobaczcie wspólne zdjęcia Stefana Wyszyńskiego i Karola Wojtyły:
Ewa Czaczkowska jest historykiem, autorką biografii prymasa i wielu artykułów na jego temat. Książka Prymas Wyszyński. Wiara. Nadzieja. Miłość jest jakby „skrojona” pod beatyfikację. Składa się na nią 11 rozdziałów, wywiad i kalendarium. Autorka wybrała pewne cechy prymasa, które w jej ocenie wyróżniają go pośród innych ludzi.
Był skromny, pełen pokory, rozmodlony. Przebaczał krzywdy, a doznał ich dużo. Nie tylko ze strony komunistów. Tych szanował, modlił się za konkretnych ludzi aparatu władzy. Szanował ludzi jako takich.
Rozdziały 5 i 6 noszą tytuły „Nie dał się zastraszyć” i „Nie obrażamy się, rozmawiamy”. Inspirujący jest rozdział o tym, jak bardzo prymas Wyszyński doceniał zdanie kobiet, ich rozum, wykształcenie, perspektywę oglądu świata, wiarę, oddanie i pracowitość. Nie przejmował się przy tym uprzedzeniami i plotkami…
Przecierał nowe szlaki, wpływając w jakiś sposób na nauczanie papieża Polaka o równości kobiety i mężczyzny, o wkładzie kobiecych talentów w sferę publiczną. Miało to związek z jego podejściem do świeckich.
Rozdział o pracy dowodzi, że jeśli chce się stanąć w skutecznej kontrze do ideologii (nawet totalitarnej!), trzeba włożyć sporo wysiłku, aby poznać problem społeczny, z którego ideologia wypływa. Znać argumenty przeciwnika, rozumieć jego sposób myślenia i umieć postawić trafną diagnozę problemu.
Prymas nie bał się dialogu z władzami PRL, bo był do niego dość dobrze przygotowany. Znał literaturę marksistowską i społeczne nauczanie Kościoła. Zrobił na ten temat doktorat, zaczął przed wojną habilitację.
Był duszpasterzem robotników, związków zawodowych. Temat wyzysku przez kapitalistów nie był dla niego abstrakcją. Może być wzorem do naśladowania dla tych krytyków ideologii, którzy deprecjonują przeciwnika, zamiast obalać jego argumenty.
Autorka uniknęła wad ckliwej hagiografii. Czytelnik ma wrażenie, że sama odkrywa prymasa na nowo. Najlepiej widać to w wywiadzie z o. prof. Zdzisławem Kijasem OFMConv., relatorem procesu beatyfikacyjnego prymasa Wyszyńskiego. Relator, jak mówi o. Kijas: „jest kierownikiem prac, kimś w rodzaju promotora rozprawy naukowej na uniwersytecie. Jego obowiązkiem jest kierowanie pracami osób zaangażowanych w powstanie positio, czyli dokumentu, który ma udowodnić heroiczność cnót sługi Bożego”.
Czaczkowska zadała mu pytanie: „Na życie prymasa Wyszyńskiego często patrzymy przez pryzmat funkcji, które pełnił – prymasa, męża stanu, interreksa, który pokonał komunę. W jaki sposób te funkcje i role wpływały na jego ocenę w procesie beatyfikacyjnym?”. Usłyszała: "Każdy z nas pełni jakieś role społeczne. Prymas miał na tyle silną osobowość, że pełnił swoje ważne role w wyjątkowy sposób".
„W procesie chodziło między innymi o to, aby wydobyć z życia prymasa to, co było ukryte pod płaszczem męża stanu czy lidera Kościoła. Chodziło o odkrycie jego człowieczeństwa […] – tego wszystkiego, na co na ogół nie zwraca się uwagi w kontekście pełnionych ważnych funkcji” – wyjaśnia o. Kijas.
Obaj z papieżem Janem Pawłem II byli najpierw ludźmi, a potem hierarchami. Pierwsza encyklika papieża Polaka, Redemptor Hominis, zawiera programowe zdanie: „Człowiek jest drogą Kościoła”. Człowiek – grzeszny, ubogi, upadły, niemoralny, poszukujący, zbuntowany, zawiedziony i załamany. Rzadko przychodzi nam do głowy, że to także oznacza „biskup drogą Kościoła”. Może dlatego, że funkcja przesłania nam człowieka. Czy da się zbudować zdrowe relacje we wspólnocie tylko w oparciu o funkcje?
Według o. Kijasa prymas może być „patronem dla biskupów”, „patronem posługującym innym w potrzebie” i… „patronem osób, które czują, że znalazły się w sytuacji bez wyjścia”. Czym zaskoczył Ewę Czaczkowską. Niespodzianki to chyba największy walor tej książki.
Najciekawszy wydaje się rozdział „To była (duchowa) przyjaźń”. Już sam tytuł brzmi ciekawie, bo sporo mówi się o duchowym macierzyństwie, jakoś mało o duchowym ojcostwie, duchowym braterstwie i siostrzeństwie, ale też nie aż tak dużo o duchowej przyjaźni. Chyba, że opisywane są przyjaźnie osób, które po śmierci zostały uznane za święte. Na czym polegała niezwykła, wieloletnia relacja między dwoma kardynałami?
Dzieliło ich 19 lat, całe pokolenie. Wojtyła była artystą, poetą i filozofem. Wyszyński był zafascynowany katolicką nauką społeczną, miał inną wrażliwość i ekspresję. Obaj „w wieku dziewięciu lat stracili matki” i na całe życie, całym sercem przylgnęli do Maryi. Obaj też, jak pisze autorka „lubili spędzać czas wolny w towarzystwie ludzi świeckich, ale i tu wychodziła na jaw różnica osobowości: prymas była dla nich »ojcem«, Wojtyła – »wujkiem«”.
Wzajemnie się wspierali, ochraniali i uzupełniali. Umieli zadbać o dobro wspólne, rezygnując ze swoich ambicji. Musieli współpracować – od 1969 r. metropolita krakowski był wiceprzewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski. Grali jednak „do jednej bramki” w duchu odpowiedzialności za przyszłość Kościoła, nie tylko polskiego. Byli wobec siebie lojalni, solidarni i darzyli się zaufaniem.
Czaczkowska przytacza przykłady tego, jak kard. Wojtyła usuwał się w cień, aby zagranicą nie wyglądało na to, że reprezentuje polski Kościół w zastępstwie prymasa. Na przykład wtedy, gdy władze zakazały prymasowi wyjazdu do Rzymu na synod biskupów. Przyszły papież świadomie unikał nawet pozorów rywalizacji, a mógł już wtedy stać się w kraju bardzo popularny. Jako papież podkreślał, że to prymas ukierunkował jego pontyfikat. I nie chodzi tu tylko o lobbing na konklawe.
Wszyscy znamy słowa „Otwórzcie drzwi Chrystusowi”, a mało kto wie, że w 1956 r. prymas Wyszyński mówił na Jasnej Górze: „Otwórzcie drzwi rozumu człowieka […]. Otwórzcie drzwi woli człowieka […]. Otwórzcie drzwi serca ludzkiego […]”. W gruncie rzeczy w wielu sprawach myśleli podobnie, choć jeden uchodził za hierarchę „soborowego” a drugi – za tradycjonalistę i prymasa ludu. Wkład prymasa Wyszyńskiego w nauczanie papieża Jana Pawła II wymaga dalszych badań.
Jak bardzo święty papież cenił błogosławionego (formalnie – wkrótce) prymasa, widać w anegdocie o narciarzach. Kard. Wojtyła dziwił się w Rzymie, że włoscy kardynałowie nie jeżdżą na nartach, choć mają w górach piękne stoki. Rzucił: „W Polsce 40 procent kardynałów to narciarze”. Na uwagę, że jest tylko dwóch polskich kardynałów, odparł: „Kardynał Wyszyński liczy się jako 60 procent”.
Obaj woleli być ostatni, niż pierwsi. Role, jakie pełnili, czyniły ich pierwszymi, co jednak nie zmieniło ich osobowości. Nie czuli się pierwszymi przed Bogiem. Czy to przepis dla wielbłąda na przejście bez szwanku przez ucho igły?
Ewa K. Czaczkowska, „Prymas Wyszyński. Wiara. Nadzieja. Miłość”, Wydawnictwo ZNAK 2020.