Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Dla wielu osób jest to temat budzący niemało emocji. Niekoniecznie pozytywnych. Mity na temat bajońskich sum, jakie ponoć zarabiają duchowni, mają się niezmiennie dobrze. Na ile są prawdziwe? Ucząc w szkołach, wcześniej czy później słyszałem od swoich uczniów pytanie: Z czego żyje ksiądz? Może warto odpowiedzieć na nie nieco szerszemu gronu mniej lub bardziej zainteresowanych.
Z czego żyje ksiądz?
Zwyczajny ksiądz pracujący na polskiej parafii ma kilka źródeł dochodów. Są nimi:
1Stypendia mszalne
Stypendia mszalne, czyli ofiary jakie wierni dobrowolnie składają, prosząc o odprawienie mszy w konkretnej, podanej przez nich intencji. Ksiądz może zatrzymać stypendium z jednej tylko mszy dziennie, nawet jeśli odprawia ich więcej. Żeby było sprawiedliwie, to stypendia z całego miesiąca „wrzuca się do jednego worka”, po czym wylicza się średnią ofiarę za jedną mszę i w zależności od jej wysokości księża pracujący na parafii otrzymują kwotę proporcjonalną do ilości odprawionych mszy. Zazwyczaj kwota ta oscyluje około 1500 złotych.
2Iura stole
Iura stole (łac. prawa stuły), gdzieniegdzie zwane też parsem (łac. część), czyli ofiary składane przez wiernych przy okazji ślubów, chrztów, pogrzebów i tym podobnych wydarzeń. Podobnie jak w przypadku stypendiów mszalnych, sumuje się otrzymane w ten sposób pieniądze, a następnie dzieli na liczbę księży pracujących na parafii plus jednego – jako, że z racji większej ilości obowiązków, odpowiedzialności itd. proboszcz otrzymuje przy ich podziale dwie części.
Warto wiedzieć, że w kwocie ofiary, jaką wierni składają przy okazji ślubu, chrztu, czy pogrzebu, mieści się często również wynagrodzenie dla kościelnego, organisty, zakrystianina czy florysty. Stąd może brać się to słynne, fatalnie brzmiące „co łaska, ale nie mniej niż…”.
Innym rozwiązaniem jest uprzedzenie składających ofiarę zawczasu, że z organistą czy kimś, kto układa kwiaty, muszą dogadać się i rozliczyć sami. Jak wszędzie, kwestie finansowe bywają drażliwe.
Tych, którym na myśl o księżach bogacących się bez płacenia podatków zdążyło już skoczyć ciśnienie, natychmiast uspokajam. Księża płacą podatki od tychże ofiar. Jak? Otóż odpowiedni dla danej parafii Urząd Skarbowy wylicza szacowaną przez siebie kwotę wpływów z tytułu ofiar w ciągu roku i na jej podstawie nalicza każdemu księdzu podatek płacony przez niego ryczałtem co kwartał. Urzędowe wyliczenie jako daną wyjściową bierze ilość ludzi zamieszkujących teren danej parafii, nie uwzględniając zasadniczo, ilu z nich rzeczywiście chodzi do kościoła i składa jakiekolwiek ofiary.
3Praca w szkole
Trzecim (opcjonalnym) źródłem dochodów księdza może być praca w szkole czy innej instytucji (na przykład stanowisko kapelana szpitala, więzienia etc.). Nie ma raczej większego sensu rozwodzić się tutaj nad wysokością zarobków nauczycieli czy pracowników szpitali.
Zanim przejdziemy do tak zwanej „tacy”, warto dodać, że księża utrzymują się w całości z zarobionych na te trzy sposoby pieniędzy. W wielu parafiach „zrzucają” się z nich na opłaty, rachunki za tzw. media, a także na wspólne żywienie.
Uprzedzając pytanie: Tak. Księżą płacą również normalnie składki ZUS-owskie.
Taca: to nie są zarobki księdza
Myśląc o zarobkach księży, większość ludzi (zwłaszcza tych, których kontakt z Kościołem nie jest zbyt intensywny) zazwyczaj instynktownie myśli o tak zwanej „tacy”, czyli ofiarach zbieranych „do koszyczka” podczas mszy świętej. Tymczasem akurat ze słynnej „tacy” do księżej kieszeni nie trafia ani złotówka.
„Taca” bowiem (fachowo zwana „kolektą”, czyli po polsku po prostu „zbiórką”) to ofiary na utrzymanie parafii czy nawet szerzej: Kościoła. Z ofiar składanych „na tacę” opłaca się wszelkie parafialne rachunki (światło, ogrzewanie etc.). Parafialne, nie księżowskie! Z tych pieniędzy pokrywa się remonty, naprawy, budowy. Z nich także wypłaca się pensję pracownikom zatrudnionym przez parafię: organiście, kościelnemu, zakrystianinowi, komuś, kto sprząta kościół i jego otoczenie, i tak dalej, ilu ich tam jest.
Na dodatek co jakiś czas możemy usłyszeć na niedzielnej mszy, że „dzisiejsza taca przeznaczona jest na…”. I tu mogą paść różne hasła określające aktualny cel zbiórki. Bowiem w konkretnych odstępach czasu parafie zobowiązane są dostarczyć do kurii „składkę” na potrzeby ogónodiecezjalne. Na przykład: na utrzymanie diecezjalnego seminarium duchownego, gdzie kształcą się przyszli kapłani; na utrzymanie domu dla księży emerytów; na budowę nowych świątyń; na wsparcie zgromadzeń klauzurowych; na pomoc misjom i misjonarzom. Czasem także na cel jakiejś akcji – na przykład na pomoc ofiarom wojny lub klęski żywiołowej.
Tak że akurat buty księdza, nawet jeśli rzeczywiście zamszowe, to nie są za „mszowe” pieniądze.
Tym, którzy na podstawie tych informacji próbują teraz wyliczyć, ile zarabia przeciętny polski ksiądz, zwracam jedynie uwagę, że zależy to od tego, gdzie konkretnie pracuje, bo tak naprawdę jego dochody uzależnione są zawsze od statusu majątkowego (i hojności) ludzi, do posługi którym został skierowany.
Księżowskie „bonusy”
W ciągu roku przeciętny polski ksiądz ma dwie lub trzy okazje, żeby „dorobić”. Są to: kolęda, święconka i wypominki. Także przy tych okazjach wierni składają przecież ofiary.
Kolędę najczęściej „rozlicza się” tak, że z zebranych ofiar ¼ ksiądz zatrzymuje dla siebie, a pozostałe ¾ trafiają do kasy parafialnej. W przypadku święconki i wypominek bywa bardzo różnie. Czasem „rozliczenie” odbywa się na tej samej zasadzie, czasem jest rzeczywiście księżowską „trzynastką” czy raczej „dodatkiem motywacyjnym” (proszę to określenie oczywiście potraktować z życzliwym przymrużeniem oka), a w innych znów przypadkach zebrane w ten sposób pieniądze zostają w całości przeznaczone na jakiś parafialny cel – w zależności od potrzeb parafii i decyzji proboszcza.
Nie taki ksiądz biedny
Z dwóch znanych przysłów głoszących, że „kto ma księdza w rodzie, tego bieda nie zbodzie” oraz, że „księdzu i w lesie ktoś chleba przyniesie” – aktualne pozostaje w Polsce chyba wciąż jeszcze to drugie. My, księża, żyjemy z hojności – trzeba by powiedzieć: z łaski – Ludu Bożego. I dobrze nam robi pamięć o tym.
Nie ślubowaliśmy przy święceniach ubóstwa jak zakonnicy. Ale na zadane nam wówczas pytanie: „Czy chcesz naśladować przykład Chrystusa, Dobrego Pasterza, i nie szukając własnej korzyści troszczyć się o zbawienie ludzi?” każdy z nas odpowiedział: „Chcę”. Niewątpliwie potrzebujemy regularnie robić rachunek sumienia z odpowiedzi, jaką na to pytanie dajemy własnym życiem. Z pewnością w wielu miejscach w Polsce ksiądz zarabia nadal jeszcze „nieźle” (co raczej będzie się zmieniać) na tle zarobków większości swoich parafian.
Pytanie o ubóstwo to jednak tak naprawdę zawsze wcale nie pytanie o kwotę zarobków danego człowieka, ale o to, co dalej robi z tymi pieniędzmi. Nie: Ile masz? Ale: Czyje tak naprawdę jest to, co masz? I tu oczywiście otwiera się szerokie pole do wielkiego dobra albo do wielkiego zgorszenia. To drugie zazwyczaj dużo skuteczniej zwraca uwagę nas wszystkich.