separateurCreated with Sketch.

Historia z „Władcy much” wydarzyła się naprawdę!

ROZBITEK
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Karol Wojteczek - 17.08.20
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Jak sześciu młodych uciekinierów z katolickiej szkoły poradziło sobie na bezludnej wyspie?

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Co się wydarzy, jeśli pozostawić na dłużej grupę nastolatków samymi sobie?*

* Na nieco dłużej oczywiście, niż zakończony dziką imprezą sobotni wieczór.

W wariancie pesymistycznym – umrą z głodu lub przepadną bez wieści tuż po tym, gdy wyczerpią się baterie w ich smartfonach. W wariancie jeszcze chyba bardziej pesymistycznym, jaki przeszło pół wieku temu nakreślił we „Władcy much” William Golding (a jego śladem w ubiegłym roku Netflix), stworzą społeczność opartą na tyranii i przemocy. Los postanowił jednak czarnowidztwo angielskiego noblisty zweryfikować…

O czym sześciu nastolatków powinno pamiętać, gdy już zdecyduje się na ucieczkę z domu? Ano o tym na przykład, by za cel eskapady nie obierać wyspy oddalonej o 800 km. A co, jeśli jednak zdecydują się na taką podróż? Ano o tym na przykład, aby dla realizacji planu nie „pożyczać” sobie łódki bez wiedzy jej właściciela. Aaa… jeżeli już wypłynęli? Powinni przynajmniej posiadać odpowiednie zapasy. Zdecydowanie większe niż kilka kiści bananów… I ostatnie – gdyby kolega pytał, to przekażcie mu też, że podniesienie żagli w czasie sztormu grozi ich natychmiastowym rozerwaniem.

Przyznać musicie, że plan powyższy posiadał kilka, by rzec eufemistycznie, słabych punktów. Pierwszy tydzień „podróży” upłynął więc młodym Tongijczykom na dryfowaniu, desperackich próbach łowienia ryb i łapaniu kropel deszczu w łupiny kokosów (prócz bananów nasi Robinsonowie wzięli bowiem kokosy, ale banany solo nadały wprowadzeniu większego dramatyzmu 😉 ). Po tygodniu wreszcie na horyzoncie rozbitków zamajaczył ląd. Jak już pewnie się domyślacie, nie był on ukwiecony (?) palmami… Był za to niezwykle bogaty w ptasie guano (samo w sobie nie ma ono dla tej historii większego znaczenia, ale również dodaje dramatyzmu).

Z guanem zaś nie jest oczywiście tak, że ot, wyrasta sobie ono z posadzonego w ziemi nasionka. Nawet na żyznych andosolach wyspy Ata, na którą trafili nasi bohaterowie. Wiadomość lepsza jest taka, że tam, gdzie guano, tam też spodziewać się można chicken… no… w tym wypadku parrot wingsów. Uzupełniwszy taką dietę o jajka, ryby i, a jakże, kokosy, perspektywa spędzenia 15 miesięcy na bezludnej wyspie wydaje się jakby mniej straszna. Pod warunkiem oczywiście, że ma się jeszcze dostęp do wody pitnej…

 

Niestety, w 1965 r. deszcze jak na złość omijały Atę. Zdesperowani chłopcy postanowili więc zbudować nową łódź, która jednak od razu po zwodowaniu… zatonęła. Na domiar złego, jeden z rozbitków spadł z klifu, łamiąc sobie nogę. Młodzi rozbitkowie szybko jednak uczyli się na własnych błędach, odbierając od losu przyspieszony kurs zaradności. Za pomocą sznurków i desek usztywnili nogę kontuzjowanego kompana, rozdzielając również między siebie jego obowiązki.

W tym już momencie zdradzić chyba mogę, że dystopijna wizja Goldinga na Acie się nie ziściła. Młodzi uciekinierowie stworzyli bezkonfliktową, zorganizowaną społeczność, dzieląc się na dwa zadaniowe zespoły. Nie ograniczyli się przy tym do walki o pożywienie i wodę (ostatecznie obyli się o deszczówce gromadzonej w wydrążonych pniach). Mimo skromności budulca i braku narzędzi wytyczyli boisko do badmintona, a nawet zbudowali… prowizoryczną siłownię. Jeden z chłopaków z pozostałości pierwszej łódki skonstruował też gitarę, na której przygrywał swoim kolegom.

 

15-miesięczna banicja Luke’a, Fatai, Sione’a, Tevity, Kola i Mano dobiegła końca 11 listopada 1966 r., gdy rozbitkowie zauważeni zostali przez przepływającego nieopodal australijskiego kapitana Petera Warnera. Spotkanie to nie oznaczało jednak dla chłopców końca niewoli… albowiem, gdy tylko wrócili oni na Tonga, wtrąceni zostali do aresztu za kradzież łodzi. Na szczęście kapitan Warner ocalił niesfornych młodzian po raz wtóry, pośrednicząc w sprzedaży ich historii na wyłączność australijskiej telewizji. Zysk z wywiadu przeznaczony zaś został na zadośćuczynienie dla poszkodowanego przez uciekinierów rybaka.

Jak zaś potoczyły się dalsze losy rozbitków? Koniec końców dane im było legalnie zobaczyć wymarzone Fidżi i wiele innych zakątków zachodniego Pacyfiku. I tu po raz trzeci pojawia się kapitan Warner, który, korzystając z życzliwości tongijskiego króla, rozpoczął u wybrzeży Tonga połów homarów, załogą swego kutra czyniąc… niedawnych Robinsonów.

Na zakończenie tej krzepiącej historii warto zaś może wspomnieć o tym, skąd nasi bohaterowie czerpali siłę psychiczną i duchową w trakcie trwającego 15 miesięcy odosobnienia. I tu zauważyć trzeba, że choć szkoła katolicka nie wybiła chłopakom z głowy wszystkich głupich pomysłów, to jednak zaszczepiła w nich pewne ważne wartości. Jak zgodnie do dziś przyznają w wywiadach rozbitkowie, główną ich otuchą była codzienna modlitwa. Jeden z uciekinierów, Sione, poczynił nawet na wyspie obietnicę, że jeśli zostanie ocalony, każdy kolejny dzień swojego życia przepracuje na chwałę Bożą.


INNOCENTY Z ALASKI
Czytaj także:
Tajemnicza wyspa Akun. Miejsce objawień Archanioła Gabriela


PRZEŻYŁA 11 DNI W DŻUNGLI
Czytaj także:
Przeżyła katastrofę lotniczą i spędziła 11 dni sama w dżungli