Chociaż czasami bywa to bardzo trudne – przyjmijmy z wdzięcznością dar macierzyństwa z całym bogactwem jego barw. Spróbujmy zaakceptować je ze wszystkimi trudnościami, widząc w tym szczególnym powołaniu Boży zamysł.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Macierzyństwo wszystko zmienia?
„Dziecko wszystko zmienia” – słyszy niejedna przyszła mama. I to prawda, „zmiany” to właśnie słowo, które doskonale oddaje tę nową rzeczywistość. Są to zmiany nieodwracalne – rola matki dana jest nam na całe życie. Choć mamy pewne założenia co do tego, jak ma ona wyglądać, to zwykle dostajemy od Boga-reżysera nieoczekiwany scenariusz, który pozostaje nam przyjąć.
Jednak przyjęcie i zaaprobowanie nieznanych nam dotąd różnych sfer macierzyńskiego życia często nie przychodzi nam ani lekko, ani szybko. Zazwyczaj musimy trochę tym nowym klimatem nasiąknąć, przejść przez liczne trudności i rozczarowania, aby móc po jakimś czasie spojrzeć na macierzyństwo z dystansem. Wypracować swoją własną ścieżkę. I spróbować zaakceptować to, co już nigdy nie będzie takie, jak kiedyś.
Akceptacja naszego ciała
Powrót do formy sprzed ciąży to zdecydowanie jeden z tematów, który przestał być ostatnimi czasy tabuizowany. Celebrytki ukazujące swój niemal doskonały wygląd po urodzeniu dziecka czy liczni trenerzy fitness proponujący matkom – swojemu kapitalnemu targetowi – pomoc we wciśnięciu się w przedciążowe dżinsy, to obrazy, którymi mamy są w mediach niemal bombardowane każdego dnia. Tymczasem ciąża i poród to zupełnie indywidualna historia każdej z nas, na którą składa się wiele czynników, na które nie mamy wpływu – jak na przykład geny.
Nasz Reżyser nie wpisał w rolę kobiety bycia „fit”, ale podarował nam przywilej przekazywania życia. Co nie znaczy, że nie mamy dbać o swoje ciało. Przeciwnie. Powinnyśmy się o nie troszczyć i szanować je, bo to wyraz troski już nie tylko o nas, ale też o naszego męża i o dziecko, które najpierw nosimy w sobie, a potem karmimy. Bądźmy jednak dla siebie wyrozumiałe – wydanie na świat nowego życia to nie przebieżka, lecz ogromny wysiłek, po którym nie da się zatuszować wszystkich śladów. Spójrzmy na siebie z uznaniem, nie z pogardą.
Akceptacja naszego umysłu
„Mam wrażenie, że razem z dzieckiem urodziłam swój mózg” – kiedyś podobne zdanie usłyszałam od koleżanki niedługo po porodzie. Ta bardzo aktywna w różnych dziedzinach życia kobieta była w szoku, jak bardzo w ciąży i tuż po niej stała się zdekoncentrowana. Miewała dziury w pamięci i rozproszenia, które dotąd nie miały miejsca. Są brytyjskie badania potwierdzające, że kobietom w ciąży zmniejsza się objętość mózgu o 6% (na szczęście podobno około 6 miesięcy po porodzie wszystko wraca do normy).
Moim osobistym zdaniem – a jestem ponad trzy lata po pierwszym porodzie – nasz umysł w jakimś stopniu zmienia się na zawsze. I nie chodzi o to, że stajemy się bardziej ograniczone. Wręcz przeciwnie. Stajemy się wielozadaniowe, potrafimy lepiej planować, myśleć strategicznie i stajemy się bardziej uczuciowe. W naszym umyśle zagnieżdża się też uczucie dotąd zupełnie obce – niepokój o dziecko.
Akceptacja naszego dziecka
„Mądry wychowawca jest niczym ogrodnik, a dziecko jest jego ogrodem. Nie masz wpływu na kolor kwiatów ani ich zapach, ale możesz przycinać rośliny, wyrywać chwasty i nawozić glebę, aby kwiaty mogły lepiej zakwitnąć” W. Sears „Księga Rodzicielstwa Bliskości”
Czasami jako rodzice mamy tendencje do zmieniania naszego dziecka na siłę. Do formowania go według naszych wyobrażeń i tworzenia oczekiwań bliższych nam, nie jemu. A przecież dziecko dane nam jest już na starcie z jakąś osobowością, uzdolnieniami, wrażliwością. Najlepsze, co możemy zrobić, to pokochać je takim, jakie jest, i poprowadzić najlepiej, jak potrafimy, z tymi zasobami, które ma.
Akceptacja poświęcenia
Sporo się słyszy o wymierającym już syndromie matki Polki. Określenie to przywołuje zbyt wiele negatywnych konotacji z cierpiętniczym wymiarem macierzyństwa. I choć rzeczywiście położenie matek Polek optymizmem nie trąci, to jednak nie możemy mówić o macierzyństwie bez pierwiastka poświęcenia.
Każdego dnia jako mamy uczymy się dawać z siebie to, co z najlepsze. Od najmniej przypalonego naleśnika i ostatniej czekoladki z pudełka, na którą miałyśmy wielką ochotę, aż po nasz czas – niezliczony w latach poza pracą zawodową, nieprzespanych nocach, odmówionych spotkaniach albo filmach, na które nigdy nie poszłyśmy do kina. Pokażcie mi jednak taką mamę, która powie, że tego żałuje.
Chociaż czasami bywa to bardzo trudne – przyjmijmy z wdzięcznością dar macierzyństwa z całym bogactwem jego barw. Spróbujmy zaakceptować je ze wszystkimi trudnościami, widząc w tym szczególnym powołaniu Boży zamysł.
Czytaj także:
Akceptacja siebie czy praca nad sobą?
Czytaj także:
„Jestem brzydki”. Piękna opowieść o miłości i akceptacji