Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Niedawno podczas spaceru po lesie spotkałam kobietę jadącą konno. Koń był przepiękny; dżokejka pilnowała, by szedł równo, ale widziałam po jego postawionych na baczność uszach, napiętym ciele i czujnych nozdrzach, że jest w wielkim stresie. Bał się, bo po leśnej drodze szło sporo ludzi, jeździły rowery i samochody. Gdy spotkaliśmy tę parę z kwadrans później, znarowiony koń podskakiwał i wierzgał. Dżokejka zsiadła z niego i zaczęła bić go batem po szyi, jakby nie widziała, że zwierzę zaraz oszaleje ze strachu. Pomyślałam, że właśnie to często robimy sobie samym – dowalamy sobie, gdy najbardziej potrzebujemy zauważenia, czułości, przyjęcia i uspokojenia.
Jak traktujemy siebie
To, jak traktujemy siebie, nie jest rzeczą wrodzoną, ale nabytą. To otoczenie uczy nas, na jakie traktowanie „zasługujemy”. Gdy jesteśmy dziećmi, nie mamy żadnych narzędzi, by odróżnić to, kim naprawdę jesteśmy od sposobu, w jaki do nas mówią i co nam robią dorośli opiekunowie. Gdy nas nie widzą, zapamiętujemy, że jesteśmy niewidzialni. Gdy nas nie słyszą, zostaje w nas przekonanie, że nasz głos niewiele znaczy. Gdy karcą i upominają nieustannie, będziemy żyć z przeczuciem, że wszystko robimy nie tak, jak trzeba.
Jeśli pierwszym pytaniem na „dzień dobry”, kierowanym przez rodzica do dziecka, jest: „Czy już zrobiłeś…” lub „dlaczego jeszcze nie zrobiłeś”, a potem całe zainteresowanie rodziców polega na kontrolowaniu, czy zlecone zadania zostały wykonane – dziecko zapamiętuje z kolei, że jego wartość tkwi w robieniu różnych rzeczy.
Podobnie, gdy dobroć rodziców jest tylko „w nagrodę”. Bajka za posprzątany pokój. Wypłaty pieniężne za dobre stopnie. Plus bonus w postaci bycia wizytówką rodziny wobec dziadków i znajomych. Wówczas dobrym dla siebie w dorosłym życiu także można być jedynie „w nagrodę” – i nie chodzi mi o świętowanie swoich sukcesów, ale o postawę nieustannego odkładania siebie na później, bo na poczucie bycia kimś wartościowym i zasługującym na miłość trzeba się natyrać. Ludzie, którzy pracują ciężko, by poczuć się kimś OK, doświadczają zarazem, że nieosiągalny jest moment, w którym można uznać, że już wystarczy.
Dobroć dla siebie
Dobroć dla siebie szczególnie przydaje się wtedy, gdy w życiu dzieje się coś wyjątkowo trudnego. To także zabieramy z dzieciństwa: wiedzę, że jak ktoś jest smutny, to trzeba z nim pobyć, przytulić i zabrać na spacer, a nie na niego krzyczeć. Bywa jednak tak, jak w tej historii o koniu i jego właścicielce: w najtrudniejszym momencie lęku, straty czy rozpaczy, która targa dziecięcym światem, mały człowiek zamiast wsparcia dostaje karę. Opiekun odmawia mu prawa do własnych przeżyć i bycia kimś ważnym – i reaguje z poziomu zawiedzionych oczekiwań, złości, wycofania miłości.
Potem im nam bywa trudniej i im większe przeżywamy kłopoty, tym więcej przeżywamy złości na siebie, niezadowolenia i poczucia, że bardzo odstajemy od reszty „normalnych”, zorganizowanych, szczęśliwych i zawsze wydolnych ludzi. Co zresztą jest ewidentną iluzją, bo każdy człowiek doświadcza i własnej słabości, i przykrych niespodzianek, i dużych dramatów.
Tym bardziej potrafimy współczuć sobie samym w takich sytuacjach, im bardziej ciepłe i pełne współczucia były reakcje dorosłych opiekunów. Jeśli nasze momenty porażki i bezradności spotykały się z wrażliwością i empatią, mamy łatwiejszy dostęp do takiego traktowania siebie samych. I wtedy, gdy dzieje się źle, potrafimy szukać kontaktu z drugim oraz rzeczy, które nam pomagają i wspierają. Łatwiej wtedy też nie uciekać się do bolesnego, ale niestety jałowego w skutkach samobiczowania, gdy nie jesteśmy dumni z tego, co zrobiliśmy czy powiedzieliśmy.
Bo dobroć dla siebie oznacza najpierw widzenie siebie i to z wielu stron. Dostrzeganie kontekstu naszych działań, przeciążeń, wrażliwych miejsc. Dobroć dla siebie nie jest patrzeniem na siebie i swoje życie przez pryzmat efektów, jakich się spodziewaliśmy. Jest mówieniem do siebie samych ciepło i z miłością. I jest także spokojnym szukaniem tego, co możemy następnym razem zrobić inaczej i o co zadbać. Tak, jak to robią rodzice w stosunku do dzieci, gdy kochają je bezwarunkowo.