separateurCreated with Sketch.

A co, jeśli modlimy się za zmarłego, a on już jest w Niebie? Rozmowa z „tropicielem świętych”

ŚWIĘTOŚĆ
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Jak wygląda beatyfikacja od watykańskiej kuchni? Dlaczego tak wielu kandydatów na ołtarze czeka latami na cud potrzeby do zakończenia procesu? Czy Kościół może się pomylić i w efekcie „zdjąć” kogoś z ołtarza? I kto to jest „adwokat diabła”?

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Dorota Abdelmoula: Ojcze Profesorze, skąd wiemy, czy ktoś z naszych bliskich trafił do Nieba? W wielu rodzinach się zdarza, że tę samą zmarłą osobę jedni polecają w wypominkach, a inni wzywają jako „rodzinnego świętego”, który na pewno jest u Boga.

O. prof. Szczepan Praśkiewicz OCD*: To bardzo miło, że wiele osób wierzy, że ich bliscy są już w Niebie. Zapewne doświadczają też ich pomocy. Tradycja uczy nas, że możemy powierzać nasze troski nie tylko będącym już w Niebie, ale i duszom czyśćcowym.


Michael Schachle
Czytaj także:
Chłopiec uzdrowiony przez wstawiennictwo założyciela Rycerzy Kolumba. Watykan uznaje cud

„Wszystkie dusze w czyśćcu cierpiące, przyczyńcie się za nami” – mówi wiele osób, np. rozpoczynając podróż. Ja osobiście powierzam im pobudki, kiedy muszę gdzieś zdążyć na czas. Wprawdzie nastawiam budzik, ale on bywa zawodny. A dusze czyśćcowe zawsze przychodzą z pomocą.

Natomiast jeśli modlimy się za jakąś duszę, która już tej modlitwy nie potrzebuje, bo jest w Niebie, to nasza modlitwa nie jest bezużyteczna, bo Pan Bóg, zgodnie z tajemnicą obcowania świętych, przenosi tę modlitwę na te dusze, które znikąd nie mają ratunku, za które nikt się nie modli. Ta modlitwa jest ulgą, ratunkiem, może przynieść zbawienie. W tym kluczu został też ustanowiony Dzień Zaduszny.

Jak traktować świadectwa osób, które mówią, że dusze czyśćcowe proszą je o modlitwę, np. pukając do drzwi?

Niektóre osoby mogą mieć łaskę odczuwania obecności dusz czyśćcowych czy też świętych. Jednak nie możemy żądać tego doświadczenia od Pana Boga. Nie jest to także dogmat naszej wiary. Jesteśmy zobowiązani do wiary w to, co oficjalnie i nieomylnie potwierdza Kościół, a co znajduje swoją wykładnię w Katechizmie Kościoła Katolickiego.

Na czym polega cały proces „drogi na ołtarze” tych, których Kościół ogłasza świętymi?

Najkrócej mówiąc, na udowodnieniu cnotliwego życia w stopniu heroicznym kandydata na ołtarze, albo jego heroicznego męczeństwa za wiarę i przywiązanie do Chrystusa, którego się nie wyparł pod groźbą śmierci.

To jest zadaniem Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych: udowodnić, że kandydat na ołtarze realizował w swoim życiu w sposób ponadprzeciętny cnoty teologalne, czyli: wiarę, nadzieję i miłość oraz cnoty kardynalne: roztropność, sprawiedliwość, umiarkowanie i męstwo. Ponadto, że był osobą głębokiej modlitwy, że wyróżniała go pokora, że nie szukał próżnej sławy itd. Trzeba też udowodnić, że przekonanie o świętości danej osoby jest żywe w jej otoczeniu.

Motorem tych badań jest właśnie postulator, który przedstawia trybunałowi kościelnemu świadków, którzy znali danego kandydata, a także zbiera dokumentację, a więc pisma, wypisy z kronik, korespondencję…

Trzeba wykazać, że nie ma w nich nic przeciw wierze i moralności. Tak powstaje tzw. positio, które w przypadku niektórych świętych bywa rekordowo obszerne, np. u Jana Pawła II czy o. Pio, gdzie opisania wymagały także bilokacje, wizje, cuda… – zamiast kilkuset stron było to kilka tomów.

Czy za kilka lat w tej dokumentacji trzeba będzie też uwzględnić tweety, posty z mediów społecznościowych i e-maile?

Oczywiście. Jest to pewna ewolucja, a nie rewolucja: trzeba będzie wziąć pod uwagę także aktywność i korespondencję wirtualną.

A kim jest słynny „adwokat diabła”?

Inaczej mówiąc, jest to generalny promotor wiary, a określenie advocatus diaboli wzięło się stąd, że jego zadaniem jest wyszukiwanie wszelkich możliwych trudności związanych z dokumentacją procesową, żeby uniknąć ewentualnej kompromitacji Kościoła.

Wydaje się, że utrudnia proces, postulatorzy obawiają się, że zawsze coś znajdzie, ale jego praca bardzo się przyczynia dla rzetelności procesu i ukazuje w pozytywnym świetle wiele spraw.


CARLO ACUTIS, CIAŁO
Czytaj także:
Czy ciało Carla Acutisa jest nietknięte? I czy został pochowany w jeansach?

Kolejnym elementem po ogłoszeniu przez papieża dekretu potwierdzającego heroiczność cnót jest cud za wstawiennictwem kandydata na ołtarze. Jak rozumieć to, że niektórzy błogosławieni „nie mogą się doczekać” owego cudu i, pomimo modlitw wiernych, „czekają” na kanonizację czasem po kilkaset lat?

To są tzw. cause antiche i po ludzku trudno to wytłumaczyć. Trzeba spojrzeć na to w kluczu wiary. Wieczność nie jest „wczoraj” albo „jutro”, ale zawsze „dziś”, więc jeśli jakiś błogosławiony „czeka” na cud, to tak naprawdę Pan Bóg nas poddaje próbie wiary i oczekuje od nas większej gorliwości i naśladowania tego błogosławionego.

Cud jest pieczęcią nieomylnego Boga i daje nam moralną pewność, że dana osoba może być wyniesiona na ołtarze i być wzorem dla innych. Bo my, jako ludzie możemy się mylić, pomimo skrupulatnych badań. Nie potrzebują go męczennicy, bo cudem jest ich wytrwałość w wierze, pomimo cierpienia i prześladowań.

My w naszym żargonie mówimy, że zatwierdzenie owego cudu, to kolejny cud sam w sobie, bo procedura jest bardzo wymagająca. Na pierwszym etapie najważniejsze jest zdanie biegłych w danej dziedzinie. Nie muszą być osobami wierzącymi, byle byli kompetentni pod względem naukowym. Ich zadaniem jest wykazać, czy zjawisko da się wyjaśnić prawami nauki czy je przekracza.

W przypadku uzdrowienia jest to trwałe wyzdrowienie u osoby, której nie dawano szans na przeżycie. Dopiero gdy biegli wykażą niewytłumaczalność zjawiska z naukowego punktu widzenia, sprawę przejmują teolodzy i do nich należy udowodnienie związku przyczynowo-skutkowego, tj. wezwania wstawiennictwa kandydata na ołtarze i tymże zaistniałym zjawiskiem.

Te cuda wiążą się tylko z powrotem do zdrowia?

Ależ nie! Za pontyfikatu św. Jana Pawła II zatwierdzono np. cud do beatyfikacji Chorwatki s. Marii Petković, związany z zatonięciem okrętu podwodnego. Jego załoga, wbrew prawom fizyki, zdołała otworzyć właz i wypłynąć na powierzchnię, pomimo nacisku wielu ton wody, która powinna ich zmiażdżyć. Wówczas przesłuchiwano fizyków, ekspertów marynarki wojennej. Tych „niemedycznych” cudów jest wiele.

Wiele osób mówi też, że wymodliło dobrego męża albo żonę za wstawiennictwem konkretnego świętego czy kandydata na ołtarze…

Kościół nie może uznać cudu dotyczącego np. uzdrowienia relacji, porzucenia nałogu czy wyproszenia małżonka. Musi to być cud natury fizycznej, zjawisko możliwe do udowodnienia naukowego, także pod względem trwałości.


Ciało św. Bernadetty
Czytaj także:
Nietknięte ciało św. Bernadety. Niesamowite raporty lekarzy po ekshumacji

Czy Kościół jest nieomylny w ogłaszaniu świętych, czy można ich potem „zdjąć” z ołtarza?

Przy beatyfikacji nie bierze się pod uwagę dogmatu o nieomylności papieża. Jest ona zezwoleniem na kult lokalny kandydata na ołtarze. Natomiast przy kanonizacji, która jest orzeczeniem definitywnym i zobowiązaniem do kultu świętego w Kościele powszechnym, zaangażowany jest dogmat o nieomylności papieża, choć nie jest to zadekretowane.

Ile procesów kanonizacyjnych toczy się obecnie?

Kilka tysięcy.

Mówi się, że obecnie jest w nich „tendencja” do wynoszenia na ołtarze osób świeckich, czy nawet małżeństw. Czy rzeczywiście można tak to określić?

Nie mówiłbym o tendencjach, ale priorytetach, które wyznaczył nam Jan Paweł II w swojej pedagogice świętości na III tysiąclecie. Zachęcał, by ukazywać cnotliwe życie osób świeckich: małżeństw, rodzin, osób samotnych.

Kościół wziął sobie to do serca i mamy tego efekty, jak choćby kanonizacja pierwszego małżeństwa nie męczenników: rodziców św. Teresy: Zelii i Ludwika Martin, kanonizacja Joanny Beretty Molli, beatyfikacja małżeństwa Beltrame Quattrocchi czy trwające procesy Luigi Mazotty lub Chiary Corbelli Petrillo. A także niedawna beatyfikacja Carla Acutisa.

W tych dniach wiele mówi się o godności życia osób niepełnosprawnych, fizycznie i intelektualnie. Czy niepełnosprawność może być przeszkodą do świętości?

Jest wielu świętych niepełnosprawnych fizycznie: kaleki bł. mnich Herman z początków XI w., autor do dziś śpiewanych antyfon maryjnych, przywołany oddzielnym hasłem w encyklopedii muzycznej, czy św. Genowefa, żyjąca w Hiszpanii na przełomie XIX/XX w., pozbawiona nogi. Jest niewidoma św. Otylia, bardzo czczona w Urzędowie na Lubelszczyźnie, jest z bliższych nam czasów „szczęśliwa” w chorobie nowotworowej bł. Chiara Lubich.

Mamy też piękny przykład Polaka, brata zakonnego Antoniego Kowalczyka, oblata, który pochodził ze Śląska, a wyjechał na misje do Kanady. Tam jako kowal stracił rękę i mimo że uważano go za nieużytecznego, żył bardzo cnotliwie i stawiano go za wzór życia duchowego. A właśnie: jemu też „brakuje” cudu do beatyfikacji.

Niedawno papież Franciszek zatwierdził natomiast cud potrzeby do wyniesienia na ołtarze Gaetany Tolomeo, zmarłej w 1997 r., od dzieciństwa dotkniętej coraz bardziej postępującym paraliżem.

* O. Szczepan Praśkiewicz OCD – karmelita, jeden z sześciu relatorów watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Nazywany „tropicielem świętych”, ze względu na zaangażowanie na rzecz promowania kandydatów na ołtarze i kultu świętych, którym zajmuje się od blisko 25 lat.


Angiolino Bonetta
Czytaj także:
Żył zaledwie 14 lat, ale odznaczył się „heroicznymi cnotami” godnymi naśladowania

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.