separateurCreated with Sketch.

„Kochanie, urodziłaś się z serduszka, nie z brzuszka”. Rozmowa z prowadzącą pogotowie rodzinne

BRYGIDA MAZGAJ
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Ewa Rejman - 13.11.20
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Brygida Mazgaj prowadzi pogotowie rodzinne. Przez jej dom przeszło już 34 dzieci. „Wierzę, że Pan Bóg ma dla nich plan i ja w tym planie staram się zrobić wszystko, co mogę, na miarę swoich możliwości, żeby było im jak najlepiej” – mówi.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Ewa Rejman: Kiedy dzieci zostają umieszczone w pogotowiu rodzinnym?

Brygida Mazgaj: Trafiają do nas zarówno dzieci bezpośrednio z porodówki, jak i te zabrane z rodzin, w których z różnych względów mogłyby być zagrożone lub zostały już skrzywdzone. Jeśli sytuacja prawna dzieci ze szpitala jest jasna, to po sześciu tygodniach może rozpocząć się proces adopcyjny. Długość pobytu zależy od indywidualnej sytuacji. Dziewczynka, którą zajmuję się w tej chwili, jest już 34. dzieckiem, które trafiło do naszego pogotowia opiekuńczego.

Dzieci, którymi pani się opiekuje, z jednej strony dramatycznie potrzebują nawiązania więzi, a z drugiej wiadomo, że nie zostaną u pani na stałe. To musi być wielki dylemat – co robić?

Zdaję sobie sprawę, że moja rola w ich życiu jest chwilowa. Wierzę, że Pan Bóg ma dla tych dzieci plan i ja w tym planie staram się zrobić wszystko, co mogę, na miarę swoich możliwości, żeby było im jak najlepiej. Gdy widzę, jak dane mi dziecko rozwija się, ośmiela, rośnie, to wtedy czuję, że wypełniam tę moją rolę…

Te kobiety potrzebują wsparcia!

Zdarza się czasami tak, że mamy, które z różnych względów decydują się przekazać swoje dziecko do adopcji, potem zmieniają zdanie i są w stanie zaopiekować się nim w odpowiedni sposób?

Tak, sama się z takimi spotkałam. Pojechałam kiedyś po trzydniowego chłopczyka, żeby odebrać go z porodówki. To był piątek, w czasie weekendu zdążyłam zauważyć, ze dzieciątko było spokojne, ładnie jadło. W poniedziałek dostałam telefon, że jego mama przyjeżdża razem z dziadkami i chce go zabrać do domu.

Była bardzo młoda i w trudnej sytuacji życiowej, ojciec dziecka zostawił ją samą. Myślała, że nie poradzi sobie z jego wychowaniem. Nikomu z rodziny nie powiedziała, że jest w ciąży. Kiedy przyjechała do domu po porodzie, jej mama zauważyła, że córka dziwnie się zachowuje, źle wygląda i domyśliła się, że niedawno urodziła. Dziewczyna przyznała, że zostawiła synka w Krakowie na porodówce. „Dziecko kochane, coś ty zrobiła! Przecież to jest nasz wnuczek, my ci we wszystkim pomożemy, jedźmy po niego szybko” – usłyszała od swoich rodziców. W poniedziałek przed południem już u mnie byli, gotowi zaopiekować się maluszkiem.

Piękna historia… Pokazuje jak bardzo kobieta w tak trudnej sytuacji potrzebuje wsparcia.

Inna pani była w ciąży z dzieckiem ze związku pozamałżeńskiego, mąż był w tym czasie w delegacji. Zostawiła je w szpitalu, ale nie dopełniła wszystkich formalności i po jakimś czasie przyszły pocztą dokumenty z sądu. Pismo odebrał mąż, nie miał pojęcia, o co chodzi. Kiedy się dowiedział, niestety nie zareagował dobrze. Odszedł od swojej żony. Dopiero wtedy kobieta powiedziała o wszystkim ojcu biologicznemu. Obiecał, że się nimi zaopiekuje i dotrzymał słowa. Zabrali dziecko z powrotem ode mnie po dziewięciu miesiącach, wzięli ślub, ułożyło im się jakoś. Utrzymywaliśmy jeszcze długo kontakt, mały nazywał mnie ciocią i opowiadał swoje historie przedszkolne. Takie to są ludzkie losy czasem poplątane…

Brygida Mazgaj: Bez Niego by się nie udało

Jest pani osobą wierzącą. Czy byłaby pani w stanie trwać w tym, co robi, gdyby było inaczej?

(Chwila ciszy) Byłoby mi bardzo trudno. Po ludzku kontakt z tyloma dramatami przecież na mnie też wpływa… Myślę o dzieciach, ale także o rodzicach biologicznych, którzy niejednokrotnie są tak strasznie poranieni. Sami często pochodzą z rodzin, w których było im bardzo trudno. Nie wiem, jak mogłabym z tym żyć, gdyby nie własne doświadczenie zaufania Bogu i tego, że z Nim można wyjść ze wszystkiego… To potwierdza też moja osobista historia życia – nie wiem, czy ten wywiad jest odpowiednim miejscem, żeby o tym opowiadać?

Jeśli tylko pani chce, to jak najbardziej.

Moi rodzice mieli poważny problem alkoholowy. Do dwunastego roku życia wychowywałam się praktycznie samodzielnie. Myślałam, że to, co dzieje się w domu, jest po prostu moją rzeczywistością, którą musze przyjąć, bo nie mogę jej zmienić. Mama odeszła, kiedy skończyłam półtora roku i założyła inną rodzinę, zresztą – niedaleko od nas.

W podstawówce miałam koleżankę Agatkę, która opowiadała mi o rekolekcjach oazy i o tym, że uczestnicy spali tam na piętrowych łóżkach. Te piętrowe łóżka szczególnie mnie zainteresowały, też chciałam na takich spać. Pojechałam z nimi i zauważyłam, że wszyscy są tam tacy mili, spokojni, że wszędzie jest czysto, że dostaję jedzenie na czas – to pozwoliło mi się wyciszyć i dało poczucie bezpieczeństwa. Pamiętam, że animatorzy wydawali mi się tak piękni wewnętrznie, tacy radośni, w tak szczery sposób mówili o Bogu, że zapragnęłam być taka jak oni. Z perspektywy czasu patrzę na to jak na moment, w którym Pan Bóg przejął opiekę nade mną. Potem moja wspólnota, Kościół jeszcze wiele razy mi pomagał, stał się dla mnie domem.

Dzieci z serduszka

Modli się pani za dzieci, które trafiły do pani pogotowia rodzinnego?

Należę do róży różańcowej rodziców modlących się za swoje dzieci i do moich córek dołączam też te 34 dzieci, które przeszły przez nasz dom, bo one też cały czas w jakiś sposób są nasze. Z niektórymi z nich nadal utrzymujemy kontakt. W zeszłym roku jedna z dziewczynek, która od nas trafiła do adopcji, skończyła dziesięć lat. Rodzice przyjechali w odwiedziny, chcieli zrobić pamiątkowe zdjęcie do albumu, który dla niej prowadzą. Powiedzieli jej, że szukali swojej córeczki po całym świecie i znaleźli ją u mnie. Nie urodziła się z brzuszka swojej adopcyjnej mamy, ale z jej serduszka – tak pięknie potrafili wytłumaczyć swoja miłość do dziecka.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.