separateurCreated with Sketch.

By być superbohaterem nie potrzeba „supermocy”, ale „superserca”, miłości i służby

MATTRESS-MACK
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Luz Ivonne Ream - 12.03.21
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

„Służba jest istotą życia” – twierdzi Jim Mcingvale, amerykański milioner, który zarabia, by pomagać innym.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Jim Mcingvale jest znanym w Ameryce przedsiębiorcą, który – jak sam mówi, zarabia, aby pomagać innym. Ma silną osobowość i poważny, nawet bardzo, wyraz twarzy. Wystarczy jednak spojrzeć mu w oczy, aby odkryć, jak wielkie ma serce i ile dobroci kryje się w jego duszy.

Stan Teksas, gdzie mieszka Jim, w ostatnich latach nawiedzały różne klęski żywiołowe, takie jak huragan Harvey, czy też gwałtowne burze śnieżne sprzed zaledwie kilku dni, pozostawiając w potrzebie setki ludzi.

Mack nie jest typowym szefem-milionerem, który wszystko zleca pracownikom, ale sam ratuje ludzi z ulicy, serwuje posiłki, pociesza smutnych… Takie właśnie jest oblicze Macka: pokorne i skromne. Bez oporu zgodził się na rozmowę z Aleteią.

Wciąż pamiętam, jak o umówionej godzinie stawiłam się w salonie prowadzonej przez Jima firmy meblowej. Ku mojej wielkiej radości powiedział mi, że śledzi stronę Aletei w wersji angielskiej i że bardzo ucieszył go fakt, iż ten katolicki portal zainteresował się jego osobą.

„Staramy się odpowiedzieć na każdy list, który otrzymujemy”

Wywiad nie przebiegał w tradycyjnej formie – przy drzwiach zamkniętych i bez zakłóceń. Wręcz przeciwnie. Odpowiadając na moje pytania, Jim odbierał telefony, dbał o to, aby każdy wchodzący do salonu klient został obsłużony i czytał listy z prośbami o pomoc. Uderzające było jednak to, że ani przez chwilę nie czułam, że mnie ignoruje. Poprosił mnie nawet, aby mu przeczytała jeden z listów, który wyciągnął z wielkiego worka spośród setek innych.

„Kochany Panie Mack, nazywam się José i mam 8 lat. Pan jest taki dobry, proszę, niech Pan pomoże mojej babci. Jej dom się spalił i nie ma gdzie mieszkać”.

„I czyta Pan te wszystkie listy?” – spytałam zdziwiona.

„Wszystkie. I staramy się na wszystkie odpowiedzieć…” Wtedy zaszkliły mu się oczy. Powszechnie wiadomo, że Mack bardzo dba o dzieci. Do tego stopnia, że kilkoro oficjalnie zaadoptował i opiekował się nimi od maleńkości.

„Lubię pomagać, wykorzystując to, co zarabiam ze sprzedaży mebli”

Pod wpływem lektury listu poważna mina, z jaką mnie przywitał, zniknęła mu bezpowrotnie z twarzy.

Za pseudonimem Mattress Macka stoi konkretny mężczyzna o nazwisku Jim Mcingvale. Kto to taki?

Jim Mcingvale: Jestem zwyczajnym facetem, który sprzedaje meble, zarabia pieniądze i lubi je wykorzystywać do pomocy innym. Lubię przeżywać moją katolicką wiarę w duchu służby. Pragnę zostawić po sobie spuściznę miłości, która będzie przykładem dla moich dzieci i dla świata.

Jak doszedł Pan do wniosku, że może pomagać w ten sposób lokalnej społeczności?

Zawsze czułem się wewnętrznie wezwany do tego, by ciężko pracować i służyć. Zawdzięczam to mojej wierze katolickiej. Od dziecka obserwowałem przykład rodziców, przez cały czas zaangażowanych w służbę w dużej parafii, do której należeliśmy. My ludzie łatwo się zarażamy, ja zaraziłem się miłością do służby, której nauczyli mnie rodzice. Przykład rodziców jest tym, za którym pójdą dzieci.

W życiu chodzi o to, aby służyć?

Właśnie tak. Moi rodzice nauczyli mnie, że „istotą życia jest służba”. Zdałem sobie sprawę, że poświęcając się na rzecz innych i pomagając im, ostatecznie zyskuję ja, dzięki satysfakcji, jaka rodzi się w moim sercu. Pomoc innym sprawia, że wzrastamy w miłości. Musimy na powrót odkryć sens bycia w społeczności, gdzie obywatele powinni pomagać innym obywatelom. Nie tylko instytucje kościelne mają taki obowiązek, spoczywa on na każdym z nas: musimy troszczyć się jedni o drugich.

Aby zostawić po sobie lepszy świat

À propos spuścizny, jak chciałby Pan zostać zapamiętany?

Jak człowiek, który urodził się po to, aby zostawić świat lepszym. To jest moje największe pragnienie, aby świat, z którego odejdę był lepszy od tego, na który przyszedłem, dzięki dobru, które stało się moim udziałem.

Msza jest dla mnie najważniejszym wydarzeniem tygodnia

Jak wygląda typowy dzień w Pana życiu?

Weźmy na przykład niedzielę. Wstaję bardzo wcześnie i zaczynam dzień o uczestnictwa we mszy świętej. Jest to najważniejsze wydarzenie w moim życiu i w całym tygodniu. Później przychodzę do pracy, zawsze z mocnym postanowieniem, żeby moja obecność tutaj przekładała się na pomoc i służbę. Pracuję, aby zarabiać pieniądze, ale nie dla siebie, tylko dla potrzebujących. Pracuję ciężko, ponieważ jeżeli nie będę produkował mebli, nie zdołam pomagać.


JIM MURPHY
Czytaj także:
Przeszedł 6700 km, modląc się za swój kraj. Z dwumetrowym krzyżem na ramionach


FAMILIAS ACOGIDA
Czytaj także:
Cristina i Carlos: „największe szczęście daje nam służba chorym dzieciom”

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!