Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Ostatnio sporo mówi się i pisze (choć pewno wciąż za mało) o przemocy wobec kobiet i takich problemach, jak np. depresja poporodowa czy trudności matek zamkniętych w czterech ścianach domu z małymi dziećmi. Znacznie mniej mówi się o „męskich sprawach”, takich jak męskie oblicze depresji czy przemoc psychiczna ze strony kobiet.
Film „Nie jesteś prawdziwym mężczyzną” (wyst. Piotr Adamczyk, Piotr Fronczewski, Kamila Kamińska, Roksana Węgiel) trochę tę lukę wypełnia.
To przecież nic strasznego... Złośliwa uwaga żony o tym, że mąż zawsze robi nieostre zdjęcia. „Żarcik”, że zawsze musi w towarzystwie powiedzieć coś głupiego. Zlekceważona obietnica, że do niego zadzwoni i odwoła spotkanie. Jak mówi młodzież – nie ma o co robić dramy. Tylko że ona traktuje go tak od dawna, także przy dzieciach i przy znajomych, a nawet przy znajomych dzieci. Denerwuje ją nawet to, że on w nocy zamiast spać patrzy w sufit i ciężko wzdycha. A zagadnięta, że chyba nie jest z nim szczęśliwa, unosi się: „Kto ci powiedział, że jestem nieszczęśliwa?”. Mąż nic na to wszystko nie odpowiada, aż wreszcie wybucha i wyprowadza się na działkę. A potem dostaje zawału.
Zacznijmy od początku. W 25-minutowym filmie „Nie jesteś prawdziwym mężczyzną” Reżysera Życia (pod tym pseudonimem kryje się Daniel Rusin, autor kilkunastu filmów poruszających ważne społecznie problemy) widzimy małżeństwo z dwojgiem nastoletnich dzieci. Chyba nieźle im się powodzi, bo kupują synowi buty za 700 zł, a ich duże, ładne mieszkanie jest zastawione najmodniejszą ostatnio porcelaną z Bolesławca.
A jednak on już od dawna nie może spać, co doprowadza go do wspomnianych problemów ze zdrowiem. Wszystko dlatego, że dobija go okropne zachowanie żony. Ona też – wbrew temu, co burknęła w łóżku – wcale nie jest zadowolona z tej sytuacji. Odwrócona do niego plecami płacze i boi się, że „nigdy już nie będzie dobrze”. Jednak oboje nie potrafią nic z tym zrobić.
Odpowiedź na pytanie, dlaczego bohater filmu dusi w sobie złe emocje, wyjaśnia się pośrednio w jego rozmowie z synem. Kiedy ojciec słyszy historię o nękaniu przez wrednych kolegów, najbardziej zwraca uwagę na to, że chłopiec się nie rozpłakał. Tak jakby zachowanie kamiennej twarzy było w tej całej sytuacji najważniejsze. „Nie przejmuj się” – to wszystko, co potrafi mu poradzić. Punktem zwrotnym okazuje się to, co mówi do głównego bohatera jego ojciec (Musi się nagrać na automatyczną sekretarkę, bo syn nie odbiera telefonu. Widać, że między nimi nie dzieje się dobrze). Starszy pan przyznaje, że popełnił błąd, kiedy uczył go, że zawsze ma udawać twardego.
Cała historia mimo wszystko dobrze się kończy. Bohater wreszcie zdobywa się na szczerą rozmowę z żoną: „Powinienem był mówić, rozmawiać z tobą o tym, co czuję – kiedy mnie boli, kiedy przekraczasz granice. A ja pozwalałem ci, żeby te granice się przesuwały. Udawałem, że wszystko jest OK, że dobrze się czuję. (…) Oczekiwałem szacunku. Sam siebie nie szanowałem. Przepraszam” – mówi. Żona na to: „To ja przepraszam”.
Pewno można by zarzucić temu filmowi, że happy end jest nieco za łatwy. Ktoś może powie – chyba słusznie – że przy tak zaognionym konflikcie jedna rozmowa to trochę za mało. Ale ten krótki film znakomicie pokazuje emocjonalną sytuację faceta, który jest nieustannie krytykowany i obrażany. Kiedy do tych trudności dojdzie jeszcze bezsenność, stres w pracy i nienajlepszy tryb życia, to otwiera się prosta droga do problemów zdrowotnych, a nawet do śmierci. „Co roku w Polsce 80 tys. osób ma zawał. 60% z nich to mężczyźni. (…) Każdego dnia z powodu chorób krążenia umiera ponad 450 osób. 1,5 mln Polaków cierpi na depresję. Mężczyźni w większości z tego powodu popełniają samobójstwo, a Polska jest w niechlubnej czołówce jeśli chodzi o odbieranie sobie życia przez mężczyzn” – podają twórcy filmu. Warte rozważenia – nie tylko dla żon i przyszłych żon, ale również dla wszystkich, którzy wychowują chłopców. Jak mówi w ostatniej scenie filmu wytatuowany osiłek, trzeba czasem umieć płakać.
W tym filmie bardzo mi się spodobała jeszcze jedna rzecz – że ojciec głównego bohatera nie tylko prosi go, żeby o siebie zadbał, ale również mówi mu o miłości do żony. W małżeństwie z czasem pojawia się stagnacja i przychodzą różne problemy. „Jest na to jedna rada – trzeba się znowu nauczyć kochać”, mówi. Przypomniało mi to uwagę psychologa ks. Marka Dziewieckiego z jakiegoś wykładu, że kiedy kogoś kocham, to między innymi oznacza, że nie pozwalam mu się krzywdzić. To jest działanie nie tylko dla własnego dobra, ale również dla dobra krzywdziciela. Chyba warto, żebyśmy wszyscy – nie tylko mężczyźni – myśleli w ten sposób o trudnościach w różnych relacjach.