Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Dla wielu ludzi slogany o porzucaniu strefy komfortu przymnażają nie tyle życiowych sukcesów, co poczucia winy, stresu i jeszcze większej niezdolności sięgania po marzenia.
To poczucie bezpieczeństwa i dobrostanu. Grunt pod nogami. Bez poczucia, że pod moimi stopami jest ziemia, na której nic mi nie grozi, nie ma mowy o sięganiu po nowe rzeczy.
Strefa komfortu (w modelu stref regulacji emocjonalnej, który opracowali specjaliści z Bliskiego Miejsca) – to miejsce, gdzie ładujemy akumulatory. Doświadczamy rozluźnienia i jesteśmy w kontakcie z naszym ciałem. Według niektórych badań potrzebujemy spędzać w komforcie aż czterdzieści procent doby, czyli prawie 10 godzin. Oprócz snu oznacza to taki czas w ciągu dnia, kiedy doświadczamy psychofizycznego dobrostanu i relaksu.
Sprzyja temu uważność, dzięki której nie musimy robić dla siebie „wielkich” i kosztownych rzeczy, jak jazda do spa, kąpiel w czekoladzie czy jedzenie kawioru w restauracji. Możemy jeść zupę ogórkową, czując jej zapach i smak (co w czasach pandemii jest luksusem!). Możemy chodzić boso po trawie albo po podłodze. Tańczyć albo śpiewać. Leżeć w hamaku albo na karimacie. Możemy przytulać się z dziećmi, skakać z nimi na trampolinie i bawić w gilgotki. Bo owa strefa przywraca nam to, co dziecięce.
To dzieci uczą kontaktu z życiem, które nie polega na pragmatycznym działaniu, nieustannym załatwianiu i wyrabianiu norm. Wkładają ręce do błota i są tym zachwycone – ponieważ ich myśli nie biegną ani do wczorajszych trudów ani jutrzejszych trosk, tylko zanurzają się w bieżącym doświadczeniu. Nie potrzebują jechać do Disney Parku, by poczuć szczęście. Gdy skaczą na kanapie, są najszczęśliwsze na świecie. I gdy widzą spacerującą biedronkę.
Możemy tworzyć własne listy rzeczy, które stanowią naszą strefę komfortu. Znaleźć się tam mogą najdrobniejsze sprawy: ulubiona muzyka, ulubiony zapach, kolor, tekstura. Te dwie godziny w ciągu dnia możemy rozbić na osiem kwadransów albo jeszcze mniejsze porcje. Z czasem zresztą zobaczymy, że gdy zaprzyjaźnimy się z naszą strefą komfortu, zacznie się ona rozszerzać – i ugotujemy po raz pierwszy w życiu zupę, czując radość i rozluźnienie. Tak jak wpuszczone do kuchni małe dziecko, które cieszy się z pokrojonego kartofelka.
Strefa komfortu kojarzy mi się z sytuacją maleństwa w brzuchu mamy, gdy przebywa w cieple, jest najedzone, słyszy bicie serca kogoś bliskiego. I nadchodzi taki moment, że się w komforcie tyle nabyło, że po prostu się rodzi do jakiejś nowej rzeczywistości. Podobnie jak my: gdy poczujemy się nakarmieni (dosłownie i w przenośni) i bezpieczni, jesteśmy gotowi na rozwój. Bo gdy doświadczamy przerażenia tym, co przed nami, to – jak mawia Agnieszka Stein, współtwórczyni koncepcji stref – wcale nie jesteśmy w komforcie, tylko w zamrożeniu. A zamrożenie to najmniej sprzyjający życiu stan, w którym potrzebujemy przede wszystkim wsparcia, by odzyskać poczucie bezpieczeństwa, jasność myślenia i siły do działania.
Możemy powiedzieć: „No, ale realia życia są takie, że kogo stać na czterdzieści procent dnia w komforcie, skoro bywamy tacy zajęci?”. Powiedziałabym tak, jak kiedyś Matka Teresa z Kalkuty mawiała swoim siostrom o adoracji Najświętszego Sakramentu – że im bardziej są zajęte pomaganiem ubogim, tym bardziej jej potrzebują (zresztą – wygrzewanie się w promieniach Jego życzliwości jak najbardziej może być elementem strefy komfortu!). Jeśli nie masz czasu na komfort, będziesz potrzebować go znaleźć na wiele spraw. Borykanie się ze skutkami bezsenności, rehabilitację i walkę z chorobami, naprawianie relacji zepsutych przez napięcie i irytację. A na koniec może odkryjesz, że wypalony człowiek nie jest w stanie więcej działać.
Im więcej w naszym życiu wyzwań, tym więcej potrzebujemy bezpieczeństwa, dobrostanu, ładowania baterii i czułego bycia przy sobie.