Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Carmen to Ekwadorka, która prowadzi hostel w El Juncal, małym miasteczku w Ibambura, w Ekwadorze. W ciągu ostatnich czterech lat stała się „matką” wielu Wenezuelczyków, którzy zmuszeni są opuścić swój kraj i przemierzyć Kolumbię w poszukiwaniu lepszego życia.
Carmen Carcelén (Carmela lub Candela, jak ją nazywają), razem z mężem sprzedaje owoce i warzywa w Ipiales, na granicy z Kolumbią. Już dawno postanowiła wraz z mężem przyjąć migrantów i dać im darmowe jedzenie i zakwaterowanie, aby mogli odpocząć przed dalszą drogą. Na początku to była jedna, dwie rodziny... Teraz jest ich około 10 tysięcy!
Nie otrzymuje pomocy z publicznych środków, nie ma także sponsorów. Robi to, bo chce i wierzy, że oprócz pomocy tym ludziom, jej przykład będzie najlepszą rzeczą, jaką może zrobić dla swoich dzieci. Najmłodsze ma osiem lat, najstarsze – 30. Sześcioro z nich jest biologicznych, a dwoje adoptowanych (ponieważ Carmen postanowiła zaopiekować się nimi po śmierci ich matek).
Carmen nie ma kucharza. Wszystko robi razem ze swoimi dziećmi: są tacy, którzy podają potrawy migrantom lub rozmawiają z nimi i ich słuchają. Dla migrantów to bardzo ważna pomoc. Do tego stopnia, że na jej pracę zwrócił uwagę Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych do spraw uchodźców (UNHCR), i dwa lata temu mówił o niej w mediach społecznościowych.
„Jesteśmy świetnym zespołem – mówi, opowiadając o swojej rodzinie. – Nie mam kucharki ani praczki... Dbamy nawet o to, żeby zabrać potrzebujących do lekarze, jeśli ktoś jest np. ranny. Pomagamy im znaleźć ubrania, buty... Jestem dumna z mojej rodziny!" – mówi.
Na początku niektórzy sąsiedzi jej pomagali – przynosili np. jedzenie, ubrania, buty... Ale stopniowo, z powodu braku możliwości, ta pomoc się kurczyła. W zeszłym roku, kiedy wybuchła pandemia, wszystko stało się jeszcze trudniejsze. Jak wyjaśnia gazecie „El País”, dzięki wsparciu jezuitów udało się znaleźć 70% potrzebnego jedzenia, a Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych do spraw uchodźców dostarczył imigrantom zestawy do higieny.
W ciągu jednego dnia ta ekwadorska „matka” karmi ok. 500 osób, a w jej domu jednocześnie spało nawet 138 migrantów. Łóżko, czysta pościel, woda, bezpieczeństwo spania w pomieszczeniu... To tak (bez)cenne!
Carmen i jej rodzina są katolikami. Śpiewa w chórze kościelnym i nadaje głęboką religijną treść wszystkim swoim działaniom. Wprowadza w życie uczynki miłosierdzia: przyodziać nagich, nakarmić głodnych, napoić spragnionych… Jednocześnie tłumaczy migrantom, że także Maryja i Józef dzielili ich los, gdy nie znaleźli miejsca w Betlejem.
Carmen zapewnia, że nigdy nie osądza nikogo, kto przychodzi do jej domu. Pokazuje im tylko "dziewięć zasad wspólnego życia", których treść znajduje się na plakacie w widocznym miejscu. Są następujące: "przywitaj się; szanuj innych; nie zabieraj cudzych rzeczy; nie pij alkoholu; nie pal w domu; nie nie używaj ani nie noś broni palnej lub ostrej; utrzymuj pomieszczenia w czystości („jeśli nie zrobiłeś bałaganu, nadal możesz pomagać w sprzątaniu i dawać przykład”, zachęca plakat); kobiety i mężczyźni śpią w osobnych sypialniach; bądź wdzięczny".
Często migranci nie wiedzą, jakie kroki powinni dalej podjąć. Nie wiedzą też, jaki jest ich status prawny w Ekwadorze lub w krajach, do których chcieliby dotrzeć (np. do sąsiedniego Peru lub Chile). Jednak dzięki wsparciu UNHCR dostają informację o tym, co powinni zrobić, kiedy już opuszczą dom Carmen. Ta bohaterska kobieta wytrwale pomaga już od czterech lat. Wierzy, że to, co robi, ma sens – nie tylko dla niej, ale też dla jej dzieci i dla tych, którym pomaga. I jak wierzy, także dla Boga.