separateurCreated with Sketch.

Byłem krzywdzony i poniżany przez ojca. „Stań w wyłomie” to historia o zranieniach, z których rodzi się pasja

ZRANIENIA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Jarosław Kumor - 17.08.21
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Byłem krzywdzony przez ojca biciem, poniżaniem, psychicznym gnębieniem, odrzuceniem. Wyśmiewanie mnie też było czymś normalnym. A ja nie potrafiłem się bronić lub robiłem to nieudolnie... Po wielu latach praca nad zranieniami na nowo uwolniła moją pasję.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Zanim przeczytasz ten tekst, posłuchaj:

W obliczu przemocy i zranień

Kiedy usłyszałem finalny efekt moich zarapowanych rymów, a do tego zobaczyłem klip, pomyślałem: dobrze jest wrócić do kolejnej pasji. I dobrze, że są bracia, którzy w tym pomogą. Mam wrażenie, że coraz bardziej dojrzały wiek daje mi coraz więcej takich powrotów, ale ten muzyczny jest szczególny. Dlaczego?

Tekst, który napisałem, jest po prostu prawdziwy. A skoro jest prawdziwy, to słuchacz może mieć poczucie, że jest w moim sercu dużo zranień. Nie licytując się z nikim, zwłaszcza z tymi, którzy mieli o wiele gorzej, mogę teraz powiedzieć: to po prostu moja historia i świadectwo – nie boję się tych słów – ogromnej zmiany.

„Stań w wyłomie”

„Stań w wyłomie” jest kawałkiem o chłopaku, który nie pamięta ojca nie będącego przemocowym. Mówi się, że pamiętamy tylko to, co dobre. Ze mną tak nie jest. Pamiętam śladowe dobre chwile relacji z tatą. Byłem krzywdzony biciem, poniżaniem, psychicznym gnębieniem, odrzuceniem.

Czy wybaczyłem?

We wspomnieniach tej przemocy został ból, i chyba jest to normalne. Wiem, że tata sam nie miał lekko. Widzę dziś w sobie wiele z niego i dlatego trochę łatwiej jest mi go zrozumieć. Ale nie chodzi przecież o to, by wytłumaczyć sobie jego działanie i na tym zamknąć sprawę. Nie mogę tłumić emocji, za którymi stoją te zranienia, bo znajdą ujście tam, gdzie bym nie chciał. Gadamy z tatą. Rozumowo wybaczyłem. Z poziomu serca – jeszcze nie wiem.

Jest to też kawałek o chłopaku, który – mimo doświadczonej przemocy – pozostał wrażliwy. Słuchałem dużo hip-hopu. Ta muzyka stała się dla mnie pasją – była prawdziwa i szczera. Postrzegałem ją jako idealną platformę przekazu emocji, dobrych i złych historii, wyrażania siebie. Dlatego zanurzałem się najczęściej w kawałki, które niosły ze sobą wartość, mówiły coś ważnego. I takie też zacząłem pisać.

Spotkani w okresie szkoły średniej ludzie utwierdzili mnie w przekonaniu, że to świetny kierunek i wtedy zaczęło się nagrywanie po domach, mieszkaniach, inspiracje podziemnymi kieleckimi składami, wyjazd do pracy w Stanach i zaopatrzenie się w sprzęt. To pozwoliło mi wydać z moim ówczesnym przyjacielem pierwszego i – jak się potem okazało – jedynego „nielegala”.

Od odrzucenia do miłości

Byli też w szkole średniej inni ludzie. W jakimś swoim zagubieniu nie mieli litości. Wyśmiewanie mnie było czymś normalnym, było swego rodzaju zwyczajem. A ja nie potrafiłem się bronić lub robiłem to nieudolnie, powodując jeszcze większe wyśmianie. Przynosiło mi to miejscami bardzo dojmującą samotność. Z jednej strony uwielbiałem rapową pasję, z drugiej umacniano we mnie stare zranienia i fałszywe przekonania na swój temat. Tak dojrzewałem.

Wiele odmieniły studia, choć ran nie zagoiły. Zacząłem wchodzić w środowiska duszpasterskie, poznałem zupełnie nowy dla mnie wymiar Kościoła, który jest żywy, ewangelizujący, pociągający. Pojawiła się w moim życiu miłość, narzeczeństwo i małżeństwo. Pojawiła się wspólnota, w której do dziś jestem. Pojawiła się pierwsza poważna praca, a rap schodził coraz bardziej na plan dalszy, aż zniknął na niemal 10 lat.

Czy musiało tak być? Czy nie mógł zostać? Byłoby ciężko. Mimo funkcjonowania w grupie ludzi kochających tę muzykę, ze swoim podejściem do niej czułem się odosobniony i nie miałem siły przebicia, by robić coś solo. Powiedziałem „pas!” i zacząłem stateczne życie, tęskniąc po cichu za rapem, ale miałem przecież na głowie zupełnie inne odpowiedzialności.

Zranienia we dwoje

Kawałek jest też zatem o małżeństwie. O tym, że weszliśmy w nie z najszczerszymi chęciami i z ogromnymi zranieniami. To wiele komplikowało. Powodowało niezrozumienie, niepotrzebne kryzysy. I ostatecznie potrzebę przyjrzenia się temu przez kogoś z zewnątrz, terapii, nazwania na nowo swoich ran i dostrzeżenia, że każde z nas ma wpływ na sytuację. Że ma wszelkie narzędzia ku temu, by w relacji z tą drugą osobą rany się goiły, a nie pogłębiały.

Piękne jest to, że Bóg daje mi w momencie intensywnej pracy nad tą najważniejszą relacją tu na ziemi warunki, by wracać do starej pasji, opisać ważną historię, być może dać komuś nadzieję i pobudzić do działania. To trochę tak, jakby praca nad zranieniami uwalniała pasję.

Nie jestem sam

Taki jest mój wyłom: toksyczna relacja, poniżenie, niskie poczucie własnej wartości… Ale wyłomy mogą być bardzo różne. Gdy powstał kawałek „Stań w wyłomie”, pomyśleliśmy w redakcji Drogi Odważnych, że warto przy tej okazji opowiedzieć o wyłomach innych mężczyzn z naszych szeregów. Dać szersze świadectwo.

Wyłom Marcina Kurka może się wydawać prozaiczny. Było to jąkanie, ale sprzężone z nim było także niskie poczucie własnej wartości. Pokonanie tej słabości wydawało się dla niego Mount Everestem. Dziś może funkcjonować w inny, nowy sposób.

Dla Piotra Paszkowskiego wyłomem była strata dziecka. Ignaś w wieku 4 lat dostał wylewu. Nikt nie wiedział, że jest chory. Ta tragedia pomogła mu spojrzeć na nowo na rodzinne relacje i podnieść jakość czasu dla bliskich.

Wyłom Grzegorza Oklesińskiego to bezdzietność. Postrzegał to wraz z żoną jak wyrok, ale z czasem ten wspólny krzyż zbliżył ich do siebie i pomógł lepiej siebie rozumieć. Wkrótce będą obchodzić 20 rocznicę ślubu. Są szczęśliwi, mimo że bezdzietni.

Michał Laskowski to sportowiec z krwi i kości. Startuje w maratonach czy zawodach triathlonowych. Sport był dla niego ucieczką. Dziś, rozwijając się również duchowo i osobowo, może czerpać ze sportu prawdziwy wzrost.

Dla Sebastiana Staniewicza wyłomem była pycha, stawianie swoich potrzeb i namiętności na pierwszym miejscu. Bóg upomniał się o niego dzięki nawykowi coniedzielnego uczestniczenia w Eucharystii, mimo życia wbrew przykazaniom.

Do dzieła!

Można wymieniać jeszcze długo. Stanięcie w miejscu wyłomu jest decyzją. Wymaga gotowości do zmagania, bo oznacza wejście w przestrzeń dyskomfortu, być może jakiegoś bólu i zranień. Takich miejsc w naszych sercach nie da się przyklepać, uciszyć i zamknąć na klucz. Droga do zmartwychwstania nie prowadzi przez kłamstwo.

Dzięki moim braciom, z nagranego kawałka zrodził się projekt, przez który zapraszamy mężczyzn do wejścia na drogę wzrostu wraz z nami. Wszystkiego dowiesz się na www.stanwwylomie.pl.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!