Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Piotr Kosewicz rzucił dyskiem na odległość 20,02 m, zdobywając tym samym podczas tegorocznych igrzysk paraolimpijskich jedenasty medal (w tym trzeci złoty) dla Polski.
Jestem osobą bardzo wierzącą. Bez wiary nie znalazłbym w sobie siły do walki o złoto. Bóg mi to jakoś dał, chyba wymodliłem modlitwą do św. Józefa – mówi w szczerej rozmowie z Michałem Polem złoty medalista.
Zanim jednak 47-latek dotarł do japońskiej stolicy w biało-czerwonych barwach, zmieniał dyscypliny, a w jego życiu prywatnym sporo się wydarzyło. Okazuje się, że jego sportowa droga to opowieść o samodyscyplinie, ciężkiej pracy i wsparciu dobrych ludzi, którzy nieoczekiwanie powracają po latach, by tchnąć zmiany.
Wszystko zaczęło się w 1988 roku, kiedy to 14-letni Piotr zalicza upadek ze słupa wysokiego napięcia w trakcie zabaw z kolegami. Łamie kręgosłup, co skutkuje czterokończynowym paraliżem. Od tamtego czasu porusza się na wózku inwalidzkim. Lekarz radzi mu wówczas, by wzmocnić obręcz barkową. Ma to pomóc chłopakowi w normalnym funkcjonowaniu. Sugeruje, że najlepiej będzie, jeśli Piotr znajdzie sobie jakiś sport.
Te rady popychają młodego chłopaka do jeleniogórskiego klubu Start. Tam rozpoczyna treningi w sekcji biegów narciarskich oraz biathlonu. W 1998 roku zalicza pierwszy sukces – kwalifikację na zimowe igrzyska paraolimpijskie w Nagano. Zajmuje tam piąte miejsce w sztafecie 3×25 km oraz ósme w biegu indywidualnym na 5 km. Tegoroczne zawody w Tokio nie są zatem jego pierwszą wizytą w Japonii.
Kolejną pasją Piotra, prócz sportu, staje się fotografia. W 2006 roku otwiera własne studio, które staje się sposobem na życie i zarabianie. Kilka lat później postanawia jednak wrócić do sportu, zmieniając dyscyplinę na rzut dyskiem. Skąd ten pomysł? Zauważa, że srebrny medalista paraolimpiady w Rio – Rober Jachimowicz ma podobne uszkodzenie rdzenia kręgowego. Piotr wtedy jeszcze nie przypuszcza nawet, że podczas igrzysk w Tokio pobije jego wynik.
Innym powodem był fakt, że biathlon oraz biegi narciarskie wymagały ciągłych wyjazdów.
Wiedziałem, że rzut dyskiem pozwoli mi połączyć życie rodzinne, zawodowe i treningi. Mogę trenować na miejscu. Choć nie jest to łatwe, bo codziennie do 17.00 pracuję, dopiero wtedy biorę plecak i lecę do mojej trenerki – przyznaje sportowiec w rozmowie z Michałem Polem dla paraolympic.org.pl.
Owa trenerka nie jest przypadkową osobą. Staje się nią... jego nauczycielka WF z podstawówki w Zawidowie – Małgorzata Niedźwiecka. Piotr bardzo dobrze wspomina jej lekcje.
Nie zgodziła się od razu. Najpierw przez dwa tygodnie zgłębiała fachową literaturę, której przecież za wiele nie ma. Więc zaczęła przekopywać Google i oglądać filmy na Youtubie. Na początku była przerażona, ale jest tak spostrzegawcza, że doskonale wszystko ogarnęła. Nauczyła mnie perfekcyjnej techniki – wyjaśnia szczegółowo Piotr.
Co o tej współpracy mówi sama trenerka?
Jak wytrenować mistrza paraolimpijskiego? Z dużą pokorą i spokojem. Zaczęłam dużo czytać i pochłaniać teorię. Zrobiłam też kursy opieki na osobami niepełnosprawnymi, bo nie miałam z nimi wcześniej do czynienia – mówi Niedźwiedzka.
Trenerka zdradza, że przesunięcie igrzysk o rok z powodu pandemii podłamało Kosewicza.
W 2020 roku był jeszcze lepiej przygotowany niż teraz. Ale i tak wyszło na dobre.
Dodaje jednak, że "jest niezwykle mądrym i świadomym zawodnikiem".
Z czasów startów w biegach i biathlonie została mu teoria treningu i wewnętrza dyscyplina. Jasno sobie wytycza cele, które później realizuje z żelazną konsekwencją – wyjaśnia.
W podobnym tonie o Piotrze wypowiada się koordynator lekkoatletyki Michał Mosoń.
Ma psychikę ze stali, podczas zawodów nic nie jest w stanie go wyprowadzić z równowagi, zachwiać jego precyzyjnego planu. Takiego podejścia wszyscy się powinni od niego uczyć – mówi.
Źródło: paralympic.org.pl, Facebook