separateurCreated with Sketch.

Enrichetta Beltrame Quattrocchi: „chochelka Boga”, która wlewa wiarę i sens w życie ludzi

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Jej rodzice, Maria i Luigi Beltrame Quattrocchi, to pierwsza w nowożytnej historii Kościoła para małżonków wspólnie wyniesiona na ołtarze. Teraz to ona zmierza ku beatyfikacji.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Miała się nie urodzić, a wkrótce zostanie błogosławioną. Życie Enrichetty Beltrame Quattrocchi dowodzi, że rodzina stanowi schody do nieba, a świętość jest zaraźliwa.

Przylgnęła do niej łatka „córki błogosławionych rodziców”, ale udało jej się przezwyciężyć to obciążające dziedzictwo i żyć własnym życiem. Nazywała siebie „chochelką Boga”, która wlewa wiarę i sens w życie wielu ludzi.

– Mimo ogromnego cierpienia do końca przyjmowała poszukujących jej rady i proszących o modlitwę. Nigdy niczego nie zatrzymywała jedynie dla siebie, tylko starała się służyć innym. Potrafiła cieszyć się życiem, choć praktycznie nic nie poszło w nim po jej myśli – tak przyszłą błogosławioną wspomina postulator w jej procesie beatyfikacyjnym.

Ks. Massimiliano Noviello był przy Enrichettcie w ostatnich godzinach życia. – Usiadłem przy niej na łóżku i prosiłem, aby towarzyszyła mi w modlitwach we wszystkich intencjach, które przedstawiać będę Bogu. Przytakiwała mi głową w geście zrozumienia. Szczególnie wrażliwa była na modlitwy o szczęśliwe narodziny dzieci i dar macierzyństwa, gdyż sama miała się nie urodzić – wspomina włoski franciszkanin.

Był rok 1913. Maria i Luigi Beltrame Quattrocchi spodziewali się czwartego dziecka. W czwartym miesiącu ciąży zaczęły się komplikacje – lekarze zdiagnozowali łożysko przodujące. Słynny ginekolog Regnoli, a przed nim kilku innych, wypowiedział się jednoznacznie za aborcją, jako „jedynym rozwiązaniem, by uratować życie przynajmniej matki”.

Rodzice spojrzeli na wiszącego na ścianie gabinetu Jezusa ukrzyżowanego i zdecydowanie opowiedzieli się przeciwko takiemu rozwiązaniu, zawierzając Bogu przyszłość dziecka oraz matki. Narodziny zdrowej i pełnej siły Enrichetty w 1914 roku stały się ważnym etapem drogi duchowej małżonków i całej rodziny.

– Zwyczajne życie przeżywali w sposób nadzwyczajny. W świetle Ewangelii i z wielkim ludzkim zaangażowaniem przeżywali swą miłość małżeńską i służbę życiu. Z wielką odpowiedzialnością podjęli zadania współpracy z Bogiem w przekazywaniu życia i poświęcili się wielkodusznie dzieciom. Wychowując je i kierując ich drogami, by doprowadzić ich do odkrycia Bożego planu miłości wobec nich – mówił Jan Paweł II w homilii podczas bezprecedensowej w dziejach Kościoła beatyfikacji włoskich małżonków.

– Wiarę wyniosłam z domu, tak samo jak szacunek dla drugiego człowieka i wrażliwość na krzywdę ludzką – mówiła w jednym z wywiadów Enrichetta (na chrzcie otrzymała imię Henryka, lecz do końca jej życia nazywano ją Henią).

Wspominała, że jej kręgosłupem stał się system wartości wpojonych przez rodziców, a drogowskazami wierna modlitwa, codzienna Eucharystia, różaniec, systematyczna spowiedź i… codzienne wspólne czytanie książek.

W jadalni jej rodzinnego domu w Rzymie przy ul. Depretis wisiał obraz Najświętszego Serca Jezusa. Pod nim stał stół, przy którym wspólnie spożywali posiłki, omawiali rodzinne sprawy i przyjmowali gości, których wizyty nie pozostawały obojętne na dorastanie dzieci. Byli wśród nich m.in. bł. Alfred Schuster i Agostino Gemelli.

W tym zamożnym mieszczańskim domu najważniejsze były wiara oraz rozwój duchowy i intelektualny. Enrichetta wspomina, jak całą rodziną regularnie chodzili do spowiedzi, a w niedzielę tato oprowadzał dzieci po Rzymie, przybliżając im bogatą historię tego miasta. Przy dzieciach czytał też codzienną gazetę, objaśniając im najważniejsze wydarzenia.

– Rodzice zawsze mieli dla nas czas i uczyli otwartości na drugiego, a także zachęcali do poszerzania horyzontów – wspominała Enrichetta.

Była nie tylko dyplomowaną pielęgniarką Czerwonego Krzyża, ale ukończyła też studia na wydziale literatury nowożytnej ze specjalizacją historia sztuki oraz szkołę fortepianu. Przez całe życie pracowała jako nauczycielka w liceum klasycznym.

W czasie epidemii hiszpanki wraz z mamą pomagała zaprzyjaźnionej rodzinie. W czasach okupacji hitlerowskiej przyszedł czas na ratowanie Żydów i innych uciekinierów, których ukrywali we własnym domu. – Wciąż moim wyzwaniem pozostaje rada mamy, by stawać się coraz lepszą, wyzbywając się wad i oddając się na służbę bliźnim. By pamiętać, że oprócz głowy mamy też duszę – notowała Enrichetta.

Troje jej rodzeństwa oddało swe życie na wyłączną służbę Bogu – dwóch braci zostało księżmi, a siostra benedyktynką. Enrichetta marzyła o małżeństwie, jednak nie udało jej się zrealizować tego pragnienia. Mężczyzny, który jej się oświadczył nie kochała, a drugi, z którym już nawet była zaręczona, nie dzielił z nią wspólnego systemu wartości.

– Była niezwykle wygimnastykowana przeszkodami życia. Wyćwiczona przez rezygnację ze swoich pragnień i marzeń. Swoim życiem pokazała, że można żyć w pełni nawet bez realizowania swoich planów – mówi postulator w procesie beatyfikacyjnym „chochelki Boga”.

– Stwórca pozwolił mi się narodzić, aby wzmocnić wiarę moich rodziców. Może dlatego właśnie ja asystowałam zarówno mamie, jak i ojcu przy śmierci – zapisała w dzienniku. Nigdy nie opuściła rodzinnego domu.

Za jej przyczyną stał się on miejscem, w którym prowadziła cieszące się ogromną popularnością kursy przedmałżeńskie dla narzeczonych. Do jej drzwi po radę i modlitwę pukali też kapłani, siostry zakonne, a nawet biskupi i kardynałowie.

Prowadziła rekolekcje i dni skupienia, towarzysząc tysiącom ludzi w przemianie i pracy nad sobą. W mieszkaniu przeprowadziła remont, by znaleźć miejsce na kaplicę, w której dostała pozwolenie na przechowywanie Najświętszego Sakramentu.

Jednocześnie mocno angażowała się w pomoc potrzebującym. Organizowała m.in. transporty chorych do sanktuariów maryjnych w Lourdes i Loreto. Wspierała materialnie potrzebujące rodziny. Nie przeszkadzał jej w tym słaby stan zdrowia i kolejne choroby: problemy z chodzeniem wynikające ze zmian w kręgosłupie, zawał serca i nowotwór, który doprowadził do wycięcia nerki.

– Wiele można o niej powiedzieć, ale na pewno nie to, że się poddawała i rezygnowała w obliczu trudności. Była bardzo konsekwentna i nie myśląc o sobie realizowała zadania, które Bóg stawiał na jej drodze. W swym życiu nieustannie poszukiwała Jego woli – wspomina ks. Noviello.

Gdy Enrichetta ma 91 lat, oddaje swe życie Bogu i składa śluby we Wspólnocie Świadków Zmartwychwstałego. Mówi wówczas: „Choć w tak późnym wieku konsekrowałam się Panu, to uznaję, że powiedzenie wszystkim, iż Chrystus zmartwychwstał jest absolutną koniecznością dzisiejszego świata”.

Ogłoszenie przez Franciszka heroiczności cnót „chochelki Boga” jest potwierdzeniem realizacji życzenia, jakie jej błogosławiona mama zawarła w liście pisanym do córki, gdy ta miała zaledwie dziesięć lat: „Uczyń z twego życia nieustanny hymn chwały Bogu, hojne i pełne radości poświęcenie bez końca. Daj poznać Jezusa poprzez swą duszę. Bądź monstrancją, «cząstką Eucharystii», która się ofiaruje, tak jak Jezus daje się nam bez reszty. Zniknij, by ukazać Jego. Maleńka moja, kochaj Jezusa i spraw, by inni go pokochali”. 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.