Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Bohaterowie książki „Dom w butelce” mieli różne historie. Piła mama albo tata. Czasem rodzeństwo. Po alkoholu bili i awanturowali się albo znikali. Typowa patologia albo inteligenckie rodziny. Próbowali rzucać nałóg – niektórym się udawało, inni nawet nie uważali się za nałogowców. Dorosłe dzieci alkoholików mają różne historie, ale po lekturze wiem, że łączy ich jedno. Poczucie wstydu. O tym między innymi opowiadają.
43-letnia Agnieszka wspomina dzieciństwo. „(…) wieczny wstyd. Wstyd za tatę, że moje koleżanki i koledzy z bloku zobaczą, jak pijany wraca do domu. I strach, że pomyślą, że jestem «ta gorsza», tak samo, jak mój tata był dla mnie «ten gorszy», kiedy pił”.
Magdalena wyznaje: „Dlatego nigdy, kiedy mieszkałam z rodzicami, nie zaprosiłam nikogo do domu, bo nie wiedziałam, co w tym domu będzie. Bo nawet jeśli tata nie przyjdzie pijany, to mama będzie niezadowolona”.
Był jeszcze strach, niepewność. 27-letni Marek: „Najlepiej było, jak leżał na****y. Bo wtedy był spokój. Najgorsze to nie wiedzieć, co będzie. Czy coś się wydarzy, czy będzie można normalnie zjeść kolację, umyć się, pójść spać. Bo jak się zaczynało, to nic nie było normalnie: trzeba było siedzieć po cichu, żeby się nie narazić albo nie sprowokować. I czekać. Ja to się chowałem”.
Dzieci alkoholików to wielopłaszczyznowi bohaterowie. Ale to bohaterstwo ma wysoką cenę. Ciąży alkoholizm rodziców, ale i obowiązki, jakie na nie spadły. Przede wszystkim bycia rodzicem swojego rodzica.
Marcin wspomina, że kiedy był 13-14 latkiem, spał w łóżku z mamą. Bał się ruszyć, żeby nie wiedziała, że on widzi, jak pije. Nie wiedział, czy ją przytulać budzącą się w środku nocy pijaną. Pracowała w szkole jako sprzątaczka, a on narzucił sobie obowiązek sprawdzania, czy jest pijana jak przychodzi do pracy. A wtedy zmuszania jej do sprzątania klas, żeby dzieci nie widziały.
Te dzieci nie miały dzieciństwa. W domu nic nie było normalnie. „Matka czasem była dobra. Jak była na kacu albo na urodziny, albo na święta. Bo święta mieliśmy odprawiane. Najczęściej był chleb, sałatka jarzynowa i jakaś ryba z puszki. Nie było choinki, ani prezentów, ani niczego takiego. Po prostu był obiad przy stole w kuchni. I kolędy z telewizora” – wspomina Marek.
Często byli też rodzicami dla rodzeństwa. Zajęcie się domem, gotowanie zupy z niczego, sprzątanie, zakupy. To nie są, delikatnie ujmując, zadania dla kilkulatków.
To też bohaterowie w szkole, perfekcjoniści, najlepsi uczniowie. Wierzący, że tak wynagrodzą mamie alkoholizm taty – jak wspomina perfekcyjna w każdym calu Magdalena:
Wielu z nich towarzyszy odwieczny strach. Że też będą pić, że to jakoś wypłynie, bo przecież są jakoś „uszkodzeni” przez picie rodziców. Gorsi.
Boją się, że w życiu im nie wyjdzie, są na straconej pozycji. Magdalena patrząc z perspektywy lat z płaczem mówi, że jedyne, co w życiu jej się udało, to syn.
Niektórzy omijają alkohol z daleka. Nic. Nawet kieliszka wina od święta. Inni mają mniej drastyczne podejście, ale lęk zostaje. „Bo się boję, że też będę alkoholiczką”. Wielu z nich swoje życie buduje w kontrze do rodzica. 69-letni Włodzimierz mówi: „Chciałem być dokładnie przeciwny względem ojca. I to mi się udało”.
Co dziś dorosłe dzieci alkoholików czują do rodziców? O próbie odnalezienia ojca, którego zabrał alkohol w poruszający sposób pisała Aleksandra Zbroja w „Mireczku”. Bohaterowie „Domu w butelce” mają całą paletę uczuć – od współczucia, przez rozczarowanie po wściekłość.
Jedni czują żal, dla niektórych rodzic-alkoholik nie istnieje. Jeszcze inni nie wykluczają tego, że będą się nim opiekować na starość, może nie osobiście, ale np. zapłacą za ośrodek. Jest i wybaczenie, bo dali, co mieli – ci rodzice sami często też byli z alkoholowych rodzin. Błędne koło, przekazywane jak geny z pokolenia na pokolenie.
Zajęcia się rodzicami na starość nie wyklucza 34-letni Bartek. Na pytanie, kto uratuje jego odpowiada, że sam się sobą zaopiekuje. I dodaje:
DDA uczą się mówienia "nie", asertywności, dbania o siebie. I że to nie egoizm, bo w końcu swoje życie trzeba przeżyć samemu, by na starość nie żałować, że „przeminęło”, tak samoistnie. Do Włodzimierza po latach terapii dotarło zdanie koleżanki „Nad samym sobą nikt za ciebie nie zapłacze”.
Książka „Dom…” to lektura nie tylko dla DDA, nałogowców albo ludzi z rodzin alkoholowych, terapeutów. Tak naprawdę jest dla wszystkich, bo prędzej czy później znajdziemy w otoczeniu bliskich znajomych kogoś z tym problemem albo z takiej rodziny (statystyki nie kłamią).
Ale już nawet nie o alkohol chodzi, a o krzywdę, jaką człowiekowi robią uzależnienia. I jaką krzywdę uzależnieni rodzice robią dzieciom. To taki podręcznik o tym, jak upadki rodziców widzą dzieci, jak czują się w domu, który nie jest bezpieczną przystanią, bo nigdy nie wiadomo, w jakim nastroju jest mama/tata…