Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Katarzyna Chrzanowska to aktorka, której popularność przyniósł serial Adam i Ewa. Zagrała w nim główną rolę. Nam opowiada o tym, jak udało się jej pozbierać po niespodziewanej śmieci męża, co było najtrudniejsze w samotnym macierzyństwie i doświadczeniu choroby nowotworowej.
Anna Gębalska-Berekets: Główna rola w serialu Adam i Ewa przyniosła pani popularność. Na czym polegał fenomen produkcji?
Katarzyna Chrzanowska: Nie do końca mieliśmy tego świadomość! Ideę produkcji zaproponował Paweł Nowicki, który przyjechał wtedy z Kolumbii. Przywiózł popularną wówczas w Ameryce Płd. formę serialu jako telenoweli. Na jednej z konferencji wytłumaczył zasadniczą różnicę między telenowelą a serialem.
W czym tkwi ta różnica?
Telenowela to bardziej współczesna forma powieści XIX-wiecznej. Telewizja zastąpiła taką powieść, w której odbiorcy żyją historiami bohaterów, śledzą ich losy i się z nimi utożsamiają. Sukcesem Adama i Ewy była bez wątpienia gra aktorska (śmiech), ale i chwytliwy temat – miłość romantyczna.
Fenomen serialu Adam i Ewa
Serial nie pokazuje sytuacji w czarno-białych kolorach. Codzienne życie też takie nie jest...
Od pokoleń mamy zakodowaną miłość do bajek. Lubimy takie historie o Kopciuszku. Historia głównej bohaterki, Ewy, taka była. Wyrzucona z pracy, mąż ją zdradza, na dach samochodu spada balon z obcym mężczyzną. Do tego konflikt z macochą, opieka nad sparaliżowanym ojcem. W ludziach jest współczucie i ciekawość, jak bohater poradzi sobie w konkretnej sytuacji.
Widzowie utożsamiali się z bohaterami.
Zbigniew Suszyński, który grał niewiernego męża, często przychodził na plan zdenerwowany. Ktoś nie chciał go obsłużyć w banku, pan w kiosku nie sprzedał gazety. Spotykały go przykrości. Był w produkcji czarnym charakterem. Ja miałam dobrze, mnie każdy lubił (śmiech).
Katarzyna Chrzanowska: Optymizm odziedziczyłam po mamie
Patrząc na panią widać energię, uśmiech. Zawsze jest pani taką optymistką?
Chyba odziedziczyłam to po mamie. Jest urocza! Znajomi mówią, że jest wiecznie młoda duchem i ma w sobie niespożyte źródła energii. Niedługo będzie obchodziła 80. urodziny. Życie to energia. Są jednak momenty, kiedy jestem apatyczna i odczuwam smutek. Ale jeśli mam przed sobą wyzwanie, potrafię się zmobilizować i wykrzesać energię. Życie jest piękne!
Niespodziewana śmierć męża
Przeżyła pani śmierć męża. Jak udało się pani pozbierać?
To było przerażające doświadczenie. Zakończyłam pracę nad serialem Adam i Ewa. Byłam na Krecie. Siedziałam na plaży, rozmawiałam z Bogiem. Mówiłam, że dziękuję Mu za wszystko. Czułam się spełnioną kobietą, szczęśliwą. Mąż miał świetnie prosperującą firmę we Francji. Zajmował się konserwacją zabytków, dostawał mnóstwo zleceń. Byliśmy rodzicami wspaniałych 12-letnich dziewczynek. Powiedziałam: „Boże, mam wszystko!”. Poczułam wszechogarniającą błogość, nawet się jej trochę przeraziłam.
Po trzech dniach stała się tragedia...
... i w jednej chwili wszystko się zmieniło. Nie rozumiałam tego. Dopadła mnie hiobowa historia i nie wyobrażalna niemoc. Pojawił się kryzys wiary. Przeżywałam dramat sama ze sobą. Moje dziewczynki modliły się żarliwie i szukały pomocy w Kościele. W tamtym czasie o wiele bardziej niż ja.
A jak jest teraz?
Wiara pomaga mi w codziennym życiu. Modlitwa pozwala przezwyciężyć gorsze chwile. Inaczej niż po śmierci męża, kiedy chciałam poradzić sobie sama. Dziś wierzę, że życie nie kończy się tu, na ziemi. Ludziom, którzy myślą, że po śmierci nic nie ma, trudniej się żyje. Po śmierci Piotra miałam wiele różnych problemów, ale wybrnęłam z nich. Wierzę, że mąż jest moim aniołem. Uważam też, że przykre doświadczenia uczą nas.
"Braku obecności nie da się niczym zastąpić"
Kiedy zmarł Piotr, Celina i Stefania były dziećmi. Co było najtrudniejsze w samotnym macierzyństwie?
Musiałam im powiedzieć, że ukochany tata nie żyje. Wyjechały z Krety kilka dni wcześniej, ze świadomością, że tata niebawem wróci. W pierwszej chwili martwiłam się o córki, bo zostały pozbawione ojcowskiej miłości. Tata dawał im poczucie bezpieczeństwa, był wzorem. Braku obecności nie da się niczym zastąpić.
Córki poszły w pani ślady?
Stefania jest rzeźbiarką. Mam wrażenie, że przenosi (świadomie lub nie) przykre doświadczenia na swoją twórczość. Celina uwielbia fotografię. Myślę, że niespodziewana śmierć ojca wpłynęła na ich wrażliwość i sposób patrzenia na świat. Mówi się, że dobra sztuka wypływa z cierpienia.
Jakie relacje was łączą?
Z każdą z nich mam inną. Lubimy sport, zwłaszcza pływanie. Gdy się spotykamy, chodzimy na długie spacery, gotujemy. Przyjaźnimy się. Może nie jest idealnie, ale fajnie!
Chrzanowska o chorobie nowotworowej
W 2019 roku dowiedziała się pani o chorobie nowotworowej i napisała o tym w mediach. Dlaczego?
Podczas pandemii zaczęłam otwarcie pisać o tym, co dzieje się w moim życiu. Jestem szczera w tym, co robię. Nie wybielam życia i kieruję się prawdą. Dlatego nie bałam się o swojej chorobie opowiedzieć publicznie.
Poprzez chorobę nabrała pani odwagi?
Choroba sprawia, że człowiek inaczej patrzy na życie, bardziej je docenia. To sygnał wysyłany z organizmu, że zapomnieliśmy o sobie i pozwoliliśmy światu rządzić sobą. Nie można zapominać, że stres jest bardzo istotnym czynnikiem. To on w wielu przypadkach powoduje choroby. W rozwoju choroby nowotworowej nie zawsze chodzi o genetykę. W mojej rodzinie nie było przypadków raka, a mimo to ja zachorowałam. Ten czas pokazał mi, że należy szanować siebie i dbać o swoje zdrowie.
Katarzyna Chrzanowska i pasja do pisania
Ostatnio radość sprawia pani pisanie. Planuje pani wydać swoje teksty?
Pisanie przychodzi mi z łatwością. Moja przyjaciółka mówi, że powinnam się zająć pisaniem, bo to mi da wolność i niezależność. A ja wciąż chyba jestem wobec siebie za bardzo krytyczna. Często wydaje mi się, że to, co napiszę nie ma sensu. Chciałabym poświęcić pisaniu znacznie więcej czasu. Dopiero potem pomyślę o wydaniu tekstów.