separateurCreated with Sketch.

Piękna i „ryzykowna” modlitwa św. Ignacego. Perełka duchowości chrześcijańskiej

MODLITWA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Bonus: posłuchajcie przepięknej, nowej pieśni opartej na słowach tej modlitwy. Skomponował ją autor tego tekstu.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Modlitwa św. Ignacego

Zabierz, Panie, i przyjmij całą wolność moją,
pamięć moją i rozum, i wolę mą całą,
cokolwiek mam i posiadam.

Ty mi to wszystko dałeś,
Tobie to, Panie, oddaję.
Twoje jest wszystko.

Rozporządzaj tym w pełni wedle swojej woli.
Daj mi jedynie miłość twą i łaskę,
albowiem to mi wystarcza.

Piękny i ryzykowny tekst modlitwy

Ta modlitwa św. Ignacego sama w sobie jest absolutną perełką duchowości chrześcijańskiej. Od wieków modlą się nią ludzie na całym świecie. Można ją odmawiać jako pacierz o pięknej treści, można ją śpiewać, medytować poszczególne jej elementy albo uczynić treścią kontemplacji.

Każdy ze sposobów ma swój sens i swój czas. Ważne, żeby znaleźć sposób, za pomocą którego w tym momencie mojego życia najlepiej posłuży mi ona do spotkania z Bogiem.

Patrząc zupełnie po ludzku, to bardzo niebezpieczny i ryzykowny tekst. Wprawdzie wiemy, że przede wszystkim prosimy o miłość i łaskę, więc teoretycznie powinniśmy być spokojni. Z drugiej strony, deklarujemy gotowość oddania wolności, rozumu, woli, pamięci i wszystkiego, co mamy.

Zapadnięcie na ciężką chorobę psychiczną? Patologiczne uzależnienie od kogoś? Utrata domu na skutek pożaru? Albo utrata dobrego imienia na skutek zniesławienia? Czy choćby mniej hardcorowo: nudna praca, brak czasu na rozwijanie pasji, utrata ważnej relacji? Powiedzmy sobie wprost: mimo perspektywy obfitowania w miłość i łaskę, na pierwszy rzut oka nie wygląda to zbyt zachęcająco.

Jaki masz obraz Boga?

I dobrze, bo nie o tym jest ta modlitwa. Oczywiście, rzeczywistość nie skąpi nam doświadczeń pobudzających do zarysowanych wyżej skojarzeń na myśl o oddaniu komukolwiek własnej woli czy rozumu. Słowa te nie są jednak skierowane do człowieka, choćby najlepszego, który nieświadomie może nas nadużyć czy skrzywdzić.

W modlitwie tej zwracamy się do Boga – dobrego i czułego, którego największym marzeniem jest, żebyśmy żyli w sposób wolny, szczęśliwy i pełen miłości. Wiedząc, że jest do tego mądry i wszechmogący, zwracamy się do niego z prośbą, żeby zaangażował nas całych w Jego zapierającą dech w piersiach misję zbawienia ludzi i wprowadzania w naszą rzeczywistość królestwa Bożego – królestwa miłości i prawdy, wrażliwości i miłosierdzia. 

Wiadomo jednak, że ludzie mają różne obrazy Boga: od milicjanta czekającego na nasze potknięcie, żeby nas za nie spałować i wsadzić do więzienia, po łagodnego dziadka, któremu w sumie wszystko jedno.

Przy jednej i drugiej skrajności w myśleniu o Bogu, modlitwa „Zabierz, Panie, i przyjmij” staje się jakąś ponurą perwersją, mogącą doprowadzić do opłakanych skutków. Skąd zatem u św. Ignacego pomysł na tak ryzykowne słowa?

O co chodzi św. Ignacemu?

Trzeba zauważyć, że założyciel Towarzystwa Jezusowego nie myślał o tym tekście jako o autonomicznej ekspresji własnej pobożności, ale jako o modlitwie będącej zwieńczeniem procesu Ćwiczeń duchowych, zwanych dziś również rekolekcjami ignacjańskimi.

Innymi słowy, po miesiącu spędzonym w milczeniu, poświęcając codziennie kilka godzin na rozmyślania i kontemplację – w czasie których uświadamiamy sobie bezinteresowność i niewyobrażalną hojność Boga względem nas – doświadczamy, że Bóg przyjmuje nas takich, jacy jesteśmy tu i teraz oraz zaprasza do swojej misji. Kontemplujemy Jezusa w jego życiu, męce i radości zmartwychwstania. Na koniec dochodzimy do tzw. „kontemplacji pomocnej do uzyskania miłości”.

W modlitwie św. Ignacy przypomina nam na samym początku, że miłość wyraża się raczej w czynach niż słowach, a do jej istoty należy wzajemne obdarowywanie tym, co kochający posiada, a czego osobie kochanej brakuje. Po czym zaprasza do spojrzenia jeszcze raz na całą rzeczywistość, z której mogę korzystać w całej tej mierze, w jakiej tylko pomaga mi żyć pełnią miłości.

I do odkrycia Boga, który tak bardzo we mnie wierzy i tak bardzo mnie kocha, że sam stał się człowiekiem. I wolał dać się zabić niż zrezygnować z bliskości ze mną. Co więcej, również teraz nieustannie pracuje dla mojego dobra w całym stworzeniu.

Jak odpowiedzieć na Boże wezwanie?

Jak zatem mogę odpowiedzieć na taką miłość? Tak, jak mówi tekst modlitwy: dołączając do Boga nieustannie pracującego w całej rzeczywistości dla dobra i szczęścia wszystkich ludzi. Czego bowiem brakuje Bogu w jego misji? Właśnie mnie.

Bóg szanuje moją autonomię i traktuje na serio moją wolność. Niczego nie wymusza. Nie wchodzi z butami w moje życie. Nie traktuje tego, co moje, jako swojej własności. I nie obraża się, jeśli wykorzystam tę autonomię po swojemu.

Ale jeśli pozwolę sobie na zachwyt Miłością i zechcę na nią odpowiedzieć, pozwalając Bogu, by włączył mnie w siebie samego, to moja wolność, rozum, wola i wszystko co mam, staną się arcydziełem twórczej miłości, jakiej nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić.

„Zabierz, Panie, i przyjmij” – modlitwa wyśpiewana

Dotknięcie tej rzeczywistości jest potężnym doświadczeniem egzystencjalnym, które domaga się również innych form ekspresji, poza bezpośrednim zaangażowaniem w missio Dei. Dlatego doświadczeni towarzysze duchowi zachęcają, żeby swoim doświadczeniom dawać upust w jakiejś formie twórczości: poezji, malarstwie, muzyce.

Taka jest też historia większości moich własnych pieśni i piosenek, włącznie z Zabierz, Panie, i przyjmij. Odprawiając rekolekcje ignacjańskie – podczas miesiąca formacyjnego w Loyoli dla jezuickich studentów przygotowujących się do kapłaństwa – mój ojciec duchowy zmotywował mnie do „ubrania w dźwięki” moich doświadczeń rekolekcyjnych.

Wziąłem więc tekst tej ważnej dla mnie modlitwy i napisałem do niego muzykę. W ten sposób powstała pieśń, którą ja sam modliłem się. Zwłaszcza w trudnych momentach, kiedy nie byłem w stanie podjąć żadnej innej formy modlitwy. Utwór niedawno nagrali moi przyjaciele.

Może ten genialny tekst, niesiony przez prostą, acz pięknie wykonaną muzykę, pomoże w modlitwie również innym ludziom? Dla mnie, jako duchowego syna św. Ignacego, byłaby to największa radość.

Posłuchajcie wykonania utworu skomponowanego do słów św. Ignacego:

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!