Aleteia logoAleteia logoAleteia
piątek 26/04/2024 |
Św. Anakleta
Aleteia logo
Duchowość
separateurCreated with Sketch.

„Tak jak Chrystus na krzyżu, Ojczyzna ocieka krwią”. Prorocze kazania ks. Popiełuszki z okresu stanu wojennego

JERZY POPIEŁUSZKO

AFP/EAST NEWS

Paweł Kęska - 13.12.21

Choć mówił już jak prorok, swoje kazania, jak uczeń, pisał drobnym pismem na luźnych kartkach. Słowa „naród” i „ojczyzna” zawsze pisał dużą literą. Przed wygłoszeniem kazania czytał je na głos robotnikom. Ich uwagi wprowadzał do tekstu.

Ksiądz Jerzy Popiełuszko nie nadawał się na proroka. Słowo nie było jego żywiołem. Ciemna noc stanu wojennego, w której brutalny system pogrążył jego bliskich, przyjaciół i rodaków, sprawiła, że zaczął mówić.

Paradoksem jest, że to właśnie jego słowa kruszyły w setkach tysięcy i milionach osób ciemność. Był jak Dawid, który ze słowami prawdy i z podniesionym czołem stał naprzeciw Goliata. Za nim stała cała Polska. Jednak zanim zaczął mówić – działał.

Noc

Czarna zimowa noc z 12 na 13 grudnia 1981 r. Ksiądz Jerzy Popiełuszko spodziewał się aresztowania, a mimo to, poinformowany o wprowadzeniu stanu wojennego, o 3.00 rano ruszył ostrzegać innych. Znał ich wielu.

Był honorowym członkiem zarządu Solidarności Huty Warszawa, potężnej fabryki zatrudniającej 9 tysięcy robotników. Robotnicy traktowali go jak brata. Ci, którzy byli w Hucie na nocnej zmianie, jeszcze nie wiedzieli, że zakład otaczają zmilitaryzowane oddziały. Krótki strajk zakończyła pacyfikacja i aresztowania.

W więzieniach siedzieli przyjaciele księdza: Jacek Lipiński, Karol Szadurski, Seweryn Jaworski, Andrzej Binduga, inni… Za organizację strajku w czasie stanu wojennego groziła nawet kara śmierci. Tak według planów władzy miała się skończyć Solidarność.

Był wierny

Ksiądz Jerzy był niepozorny, szczupły, nieśmiały. Tylko przyjaciele wiedzieli, jak skuteczny był w działaniu. Potrafił łączyć ludzi, nie widział barier społecznych tam, gdzie inni je widzieli. Zaraz po 13 grudnia zorganizował chyba pierwszy w Warszawie punkt wymiany informacji i pomocy.

Dysponował pieniędzmi, które tuż przed stanem wojennym złożyli u niego ludzie z Solidarności Regionu Mazowsze. Inni bali się je przechować. Pieniądze szły na pomoc dla rodzin internowanych i wyrzuconych z pracy.

Ksiądz pomagał uwięzionym. Miał listy osób, znał ich rodziny, współpracował z duszpasterzami więziennymi. W niedługim czasie rozpoczęły się rozprawy sądowe hutników. Kiedy prowadzili oskarżonych skutych kajdankami po korytarzach sądów, kapelan Solidarności był z nimi.

Podrzucał im proste rzeczy. Karolowi włożył do kieszeni mały różaniec. Andrzejowi wrzucił do kaptura kilka paczek austriackich papierosów i kanapki. Na sali sądowej siedział z rodzinami więzionych w pierwszym rzędzie. Patrzył w oczy sędziom. Nigdy nie opuszczał przyjaciół. Był wierny.

Milczenie

13 stycznia 1982 r., równy miesiąc po wprowadzeniu stanu wojennego, ksiądz Popiełuszko wygłosił prawdopodobnie najkrótszą w życiu homilię:

Ponieważ odebrano nam wolność słowa, dlatego wsłuchując się w głos sumienia i serca, pomyślmy o tych, którym odebrano wolność osobistą i zamknięto w obozach i więzieniach.

Potem nastąpiła cisza. Nigdy nie był mistrzem słowa… Raczej działał, niż mówił, a jeśli mówił, to prosto i krótko. Jednak słowa w nim rosły… ciężkie jak kamienie, prawdziwe jak prawda.

W ostatnią niedzielę lutego 1982 r. odprawił pierwszą Mszę za Ojczyznę i tych, którzy cierpią dla niej najbardziej. Nie powiedział prawie nic od siebie. Cytował biskupów.

Dwa miesiące później, po hańbiących rozprawach hutników z zawieszonej formalnie Solidarności, po śmierci górników z kopalni Wujek, wobec internowań, aresztowań i zwolnień z pracy, pod pręgierzem godziny milicyjnej, kapłan zaczął mówić:

Stajemy w piątym miesiącu stanu wojennego, w sto trzydziestym czwartym dniu udręki narodu. Pochylamy pokornie nasze głowy, by prosić o siłę wytrwania i mądrość w tworzeniu jedności…

Homilia z kwietniowej Mszy za Ojczyznę była formą modlitwy – za uwięzionych i ich rodziny, za sądzonych hutników, za „tych, którzy łamią sumienia”, za tych, którzy niesprawiedliwie sądzą, za tych, którzy się ukrywają, za młodzież, za robotników, którzy zginęli za ojczyznę…

Wyjątkowy podczas mszy był znak pokoju:

Pojednani z Bogiem i z ludźmi, przekażmy sobie znak pokoju i znak gotowości przebaczenia.

Homilia z maja również miała formę modlitwy. Słowa rosły, tak jak rosła tytaniczna praca wkładana w pomoc ludziom i w odtruwanie serc z nienawiści i bólu. Kapłan znał zapach swoich owiec jak nikt.

Nie można uśmiercić nadziei

Odprawiane w ostanie niedziele miesiąca Msze za Ojczyznę zaczęły gromadzić już nie setki, a tysiące ludzi. Słowo okazało się skuteczniejsze niż chleb. Dawało nadzieję, ratowało od lęku, pogardy i nienawiści, budowało jedność.

Dopiero podczas czerwcowej Mszy za Ojczyznę ksiądz wygłosił pierwszą pełną homilię, a mówił, tak jak działał – konkretnie. Stanął wtedy w obronie dzieci: „Dość mamy dzieci osieroconych, przebywających w domach dziecka, dość mamy dzieci samotnych i smutnych. Czyje sumienie obciążymy dziećmi osieroconymi w czasie stanu wojennego?”.

Dostrzeżono te słowa na wysokim szczeblu. W lipcu homilii już nie wygłosił, bo groziło mu aresztowanie.

W sierpniu przypadała 2. rocznica powstania Solidarności. Mimo iż odradzano mu wygłoszenie kazania – mówił wstrząsająco: „…nie można zadać rany śmiertelnej czemuś, co jest nieśmiertelne. Nie można uśmiercić nadziei. A Solidarność była i jest nadzieją milionów Polaków, nadzieją tym silniejszą, im bardziej jest ona zespolona z Bogiem przez modlitwę”.

Ponieważ ludzie podczas mszy wznosili palce w znaku V oznaczającym zwycięstwo, ksiądz poprosił, żeby zamiast tego wznosili krzyże. Rozdawano je przed wrześniową mszą. Widok był porażający.

Mówił wtedy: „proces nad Chrystusem trwa. (…) Tak jak Chrystus na krzyżu, Ojczyzna ocieka krwią. Chrystusa na krzyżu zabijają Jego rodacy, z Jego kraju. Dzisiaj również z rąk rodaków są zabici nasi bracia”.

Kapłan tłumaczył, że cierpienia prześladowanych złożone w ofierze muszą zaowocować upragnioną wolnością. W październiku, po kanonizacji o. Maksymiliana Kolbego, ksiądz Jerzy kontynuował temat wewnętrznej wolności:

Zasadniczą sprawą przy wyzwoleniu człowieka i narodu jest przezwyciężenie lęku. Lęk rodzi się zawsze z zagrożenia (…). Człowiek, który daje świadectwo prawdzie, jest człowiekiem wolnym nawet w warunkach zewnętrznego zniewolenia, nawet w obozie czy więzieniu.

Nie walcz przemocą

Te słowa miały cenę. Służba Bezpieczeństwa nakręcała przeciwko księdzu Popiełuszce machinę presji. W listopadzie, z uwagi na niebezpieczeństwo aresztowania, ksiądz znów nie wygłosił homilii. W nocy z 13 na 14 grudnia dano mu pierwsze twarde ostrzeżenie. Do mieszkania na plebanii wrzucono cegłę z ładunkiem wybuchowym.

W mieszkaniu kapłana już zainstalowane były podsłuchy, a wokół niego, nawet w najbliższym otoczeniu, lokowali się kolejni agenci. Hutnicy zamontowali w jego oknach metalową siatkę i nie odstępowali go już na krok.

Jakby w odpowiedzi na te wydarzenia na grudniowej Mszy za Ojczyznę ksiądz mówił dramatycznie:

Nie walcz przemocą. Nie walcz przemocą! Przemoc nie jest oznaką siły, lecz słabości! (…) Idea, która utrzymuje się tylko przy użyciu przemocy, jest wypaczona. Idea, która jest zdolna do życia, podbija sobą!

Plac przed kościołem nie mieścił już ludzi, których comiesięczna liczba zaczęła przekraczać 10 tysięcy.

W styczniu 1983 r. podczas Mszy za Ojczyznę ksiądz Jerzy przypomniał ideały powstania styczniowego zakorzenionego w tysiącletniej, chrześcijańskiej tradycji narodu. W lutym apelował o uwolnienie internowanych, mówiąc o tym, że są także więzienia niewidzialne, które bez krat i kajdan odbierają wolność.

W kolejnych miesiącach mówił o jedności narodu, o warunkach i fundamentach pojednania społecznego. W końcu, w dramatycznych słowach zmierzył się ze złem, które zabiło Grzegorza Przemyka, które poniewierało uczestników majowych demonstracji.

Po przyjeździe Jana Pawła II do Polski w czerwcu 1983 r. nieustannie nawiązywał do jego słów, wprost do niego kierując wiele wypowiedzi.

Prorok

Choć mówił już jak prorok, swoje kazania, jak uczeń, pisał drobnym pismem na luźnych kartkach. Nie dbał o znaki przestankowe, słowa „naród” i „ojczyzna” zawsze pisał z dużej litery. Przed wygłoszeniem kazania czytał je na głos robotnikom. Ich uwagi wprowadzał do tekstu.

Wkładał w tą pracę bardzo wiele wysiłku. Nieustannie cytował kardynała Stefana Wyszyńskiego i Jana Pawła II, jakby ustępując miejsca większym od siebie. Czasem powtarzał swoje myśli, wciąż jednak je pogłębiał i rozwijał. Krok po kroku, słowo po słowie – demaskował kłamstwo i manipulacje komunizmu.

Przypominał o chrześcijańskich korzeniach wspólnoty. Niestrudzenie, jak refren, powtarzał słowa: prawda, solidarność, sprawiedliwość, wolność, godność. Wciąż nawoływał do uwolnienia internowanych.

Homilie proroka zaczęły trafiać na biurko najwyższych czynników władzy. Generał Jaruzelski w czerwcu 83 r. powiedział do szefa MSW gen. Kiszczaka: „Zrób coś z nim, niech przestanie szczekać”.

W samochodzie księdza podpiłowano kierownicę, próbowano go zepchnąć z mostu, otrzymywał anonimy z groźbami śmierci. W końcu 12 grudnia 1983 r. po „prowokacji na Chłodnej” został aresztowany. W momencie aresztowania na skrawku papieru zapisał kilka słów, które udało mu się przesłać do księdza Teofila Boguckiego, proboszcza parafii św. St. Kostki:

Zawsze głosiłem prawdę (…). Prowokację przyjmuję jako doświadczenie dane mi przez Boga (…). Nie chcę, by moja osoba była wykorzystana do wyjścia ludzi na ulicę. Na zeznaniach nic nie powiem, nikogo nie wydam. Proszę o modlitwę, by starczyło mi sił.

Tylko plewy nic nie kosztują

W grudniu 1983 r. ksiądz Jerzy Popiełuszko został poniżony i upokorzony. W mediach rozpętano przeciw niemu kampanię oszczerstw. Był wciąż wzywany na przesłuchania. Odsunęło się od niego wielu ludzi.

Grudniowe kazanie z Mszy za Ojczyznę stanowił zbiór cytatów z papieskich wypowiedzi dotyczących pokoju. Kapłan nie powiedział od siebie prawie żadnego zdania. W styczniu wyjechał na kilka dni do sióstr zakonnych do Zakopanego. Spał w pokoju, w którym niedawno nocował Jan Paweł II. Całą noc się modlił.

Wrócił do Warszawy odmieniony. Kazanie z Mszy za Ojczyznę z końca stycznia było niezwykle mocne: „Wzmocnijcie ręce opadłe, a kolana omdlałe pokrzepcie. Powiedzcie małodusznym: Odwagi! Nie bójcie się! (…) Zachować godność to być sobą w każdej sytuacji życiowej. To stać przy prawdzie, choćby miała nas ona wiele kosztować!”.

Ksiądz Jerzy zrozumiał, że za walkę z kłamstwem i przemocą może zapłacić ogromną cenę. Był na nią gotów. Nie schodził z linii ciosu. Liczba wiernych przychodzących na Msze za Ojczyznę wciąż rosła. W lutym kapłan podjął walkę o chrześcijańskie wychowanie młodzieży, w kolejnych miesiącach mówił o prawdzie, sprawiedliwości, nadziei, piętnując kłamstwo, niesprawiedliwość i przemoc.

W sierpniu 1984 r., w czwartą rocznicę powstania Solidarności, wygłosił ostatnią w życiu homilię podczas Mszy za Ojczyznę. Mówił w niej między innymi: „Naród Polski nie nosi w sobie nienawiści i dlatego zdolny jest wiele przebaczyć, ale tylko za cenę powrotu do prawdy”.

Było to już po zniesieniu stanu wojennego i po uwolnieniu internowanych. Pewna walka została wygrana. Ta największa miała dopiero nadejść.

Zło dobrem zwyciężaj

Słynne słowa o zwyciężaniu zła dobrem, z którymi powszechnie wiąże się przesłanie księdza Jerzego Popiełuszki, nie padły nigdy podczas Mszy za Ojczyznę. Kapelan Solidarności wypowiedział je w Bytomiu na 11 dni przed męczeńską śmiercią, a powtórzył 19 października 1984 r. w Bydgoszczy, na godzinę przed porwaniem.

W istocie nawiązywały do słów, które Jan Paweł II powiedział w Niepokalanowie o świętym Maksymilianie Kolbe. Franciszkanin był pierwszym, młodzieńczym, kapłańskim wzorem dla księdza Jerzego. Ostatnie publicznie wypowiedziane przez niego zdanie brzmiało:

Módlmy się, abyśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy.

Zawarte jest w nim doświadczenie całego życia. Modlitwa – której uczyła go matka. Tożsamość i prostota – których nigdy się nie wyrzekł. Wolność – której w żadnym wymiarze nie stracił i o którą walczył dla innych. Lęk – który znał i który starał się uleczyć w sercach zastraszonych rodaków. Odwet – którego się wystrzegał. Przemoc – której boleśnie doświadczał i przed którą z całą mocą ostrzegał.

Biblijni prorocy nie zgadzali się na zło świata, a determinacja w mówieniu prawdy była w nich silniejsza niż lęk. Świat ich prześladował i zabijał, bo rozbijali systemy oparte na kłamstwie i ludzkiej krzywdzie. Świat według swoich interesów i praw osądził i zabił Boga w osobie Jezusa Chrystusa.

Świat brutalnego systemu, którego wizytówką stał się stan wojenny wprowadzony 13 grudnia 1981 r. zabił księdza Jerzego Popiełuszkę, niepozornego kapłana, który bronił bliźnich i mówił prawdę. Tym samym ów świat sam się skazał na potępienie. Bo jak powiedział ksiądz Jerzy: „miłość i prawdę można krzyżować, ale nie można jej zabić. Tam, na krzyżu, prawda i miłość odniosły triumf nad złem, nad nienawiścią, nad śmiercią”.

Tags:
Jerzy Popiełuszkomęczennicy
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail